Etykiety

środa, 27 września 2017

Zamość. W fajnym mieście fajni ludzie.


Staram się jak mogę wskrzesić w sobie zachwyt nad "Padwą północy" ale nic z tego, zachwytu nie ma, jest ładna, wpisana na listę UNESCO starówka w zwykłym małym miasteczku, ładna, ale czy jedna z najładniejszych w Europie? Widziałam w Europie niewiele, sporo ładniejszych jednak...
Już w ubiegłym roku kombinowałam gdzie by tu się zatrzymać w długiej drodze z Zachodu na Wschód, wybrałam wówczas Sandomierz, Zamość zostawiając na raz następny. Czy warto było drogi nadłożyć? Tak, jasne że tak.
Wjechaliśmy na zamojską starówkę w środowe mokre popołudnie, wjechaliśmy dosłownie, zatrzymaliśmy się bowiem w hotelu zajmującym kamienice tuż przy Ratuszu. Mimo przejechanych właśnie 700 kilometrów szybko ruszyliśmy na małe rozpoznanie.

Rynek Wielki

Atmosferę miejsca tworzą ludzie a że zabrakło ich na tej ogromnej przestrzeni, bo to przecież nie dosyć że środa, deszcz siąpiący, to i po wakacyjnym sezonie już przecież, atmosfera lekko senna w sercu Zamościa panowała. Życie toczyło się gdzie indziej, nie w arkadowych kamienicach przy Rynku, które kiedyś zamieszkiwali ludzie, dziś zajmują hotele, restauracje, muzeum, czy najstarsza w Polsce, działająca od 1609 roku farmacja. Kamienica, w której się apteka Rektorska  znajduje, należała niegdyś do rodziny Kłossowskich herbu Rola a z tej pochodzi nieżyjący już niestety Balthus , którego odkryłam dla siebie jakieś 10 lat temu...
Nie szukając niczego trafiliśmy na Plac Solny, do Nadszańca, do Browaru Zamość, na Plac Wodny i do Pożegnania z Afryką, gdzie totalnie wyluzowana miłośniczka morza zaparzyła nam świetną kawę w takim oto oryginalnym czajniczku.


klaraifela.blogspot.com

Wnętrze kafejki to mała galeria, niejeden rewelacyjny obrazek bym stamtąd zabrała. Kto je maluje? Zdolni ludzie - usłyszeliśmy. Usłyszeliśmy także co warto zobaczyć w najbliższej okolicy, dokąd wdepnąć na wino i dlaczego najlepiej zamieszkać nad Bałtykiem.
Przed kawą odwiedziliśmy inne oryginalne miejsce.

Browar

Krem z dyni, golonka i lokalne piwo w Browarze Zamość , miejscu do którego naprawdę trudno trafić bez podpowiedzi, znacznie wizerunek miasta ociepliły. Trafić trudno, dlatego że budynek dawnej elektrowni miejskiej z 1925 roku, który Browar zajmuje, nie wpisał się w plan "miasta idealnego" i trzeba wyjść poza jego mury.
Z tym lokalnym piwem nie taka jasna sprawa, bo lokalna jest receptura a trunek warzony w Krakowie, u przyjaciół właściciela Browaru, o ile ma to jakieś znaczenie dla nas, gości.



Muzeum

Zamojskie, to, które mieści się w kolorowych ormiańskich kamienicach, jedyne które mogę polecić, bo tylko na nie znaleźliśmy czas. To w nim spędziliśmy przedpołudnie następnego dnia. Zastanawialiśmy się, skąd Ormianie tutaj; wspomniana miłośniczka morza z kawiarni wiedziała tyle, że tworzyli najbogatszą warstwę miasta, bo potrafili handlować, w muzeum dowiedzieliśmy się, że sprowadził ich Jan Zamoyski, kanclerz i wielki hetman koronny.
 Ormianie, jedna z najbardziej obrotnych i przedsiębiorczych nacji na świecie, otrzymali w Zamościu prawa miejskie, wybudowali kamienice zwane dziś "ormiańskimi" i mieli swój wielki udział w rozkwicie gospodarczym i umysłowym ówczesnego Zamościa. Mówi się, że w interesach Żyd był mistrzem  ale mówi się także, że Żyda mógł przechytrzyć tylko Ormianin. 
- A tu Basia stoi, można w objęciach Basi do zdjęcia zapozować.- zagadnął nas pan w ostatniej oglądanej sali wskazując na wypchane zwierzę. I tak, pociągnięty nieco za język, opowiedział nam smutną historię pewnej niedźwiedzicy z zamojskiego ZOO, przyznał ile czasu i skromnych funduszy pochłania odnawianie starych mebli, jaki szczegół zdradza, że słynny obraz to tylko kopia, kto i dlaczego pojawił się w centralnej części "Rejtana wg Matejki" Georga Fischhofa... Gdyby tak mogła wyglądać wizyta w muzeum, gdzie każdy jeden przedmiot ma swoją historię, zwiedzanie zyskałoby nową jakość a i trwało znacznie dłużej. Nam tego czasu zabrakło oczywiście.

Bernardo Morando i "miasto idealne"

Włoski architekt zatrudniony przez  Jana Zamoyskiego do wyjątkowego przedsięwzięcia, jakim była budowa w szczerym polu "Nowego Zamościa", miasta otoczonego fosą i murem z siedmioma bastionami, na długo związał się z tym mistrzowskim projektem, z Polską i z niejaką Katarzyną, z którą miał sześcioro dzieci.
Ani Kozacy, ani Szwedzi twierdzy Zamość nie zdobyli; w prawie nie zmienionym kształcie przetrwała do dziś. 
Jan Zamoyski zamarzył o wybudowaniu reprezentacyjnej dla jego rodu siedziby, która byłaby jednocześnie miastem pięknym, funkcjonalnym i bezpiecznym, łączącym życie gospodarcze, kulturowe, naukowe i religijne. I to się udało. Nie był to jedyny taki projekt w ówczesnej Europie, ale może jedyny zrealizowany. 
Przy Rynku Wielkim na planie kwadratu (100x100), wzniesiono kamienice z podcieniami, po 8 z każdej strony; wzorcową zbudował oczywiście mistrz Morando, z obowiązkowymi podcieniami, attyką i podwórzem z dojazdem od ulicy z tyłu. Ktokolwiek dom stawiał, musiał uzyskać akceptację projektu fasady. 
Dziś w kamienicy "Morandówka", niegdyś własności architekta, mieści się hotel i restauracja. Nie w niej się jednak zatrzymaliśmy, Arte Hotel zajmuje tę przy samym Ratuszu, numer 9. Szczerze polecam!




Rynek Wielki

Rynek Wodny i Leśmian na "Grającym drzewie"


Bajdała i Dusiołek wg Bartłomieja Sęczawy











Kamienice ormiańskie




Ratusz na Rynku Wielkim






Panorama Zamościa z dzwonnicy przy katedrze





Rynek Solny














"Centralka"


Gdybyśmy zaplanowali dłuższy tutaj pobyt, pewnie poszwendalibyśmy się po okolicy zamiast siedzieć w mieście( warto podobno pojeździć po Roztoczu, odwiedzić Szczebrzeszyn, Zwierzyniec, Susiec, Guciów), nie czułam niedosytu pakując walizkę,cieszę się jednak bardzo, że tu zajrzeliśmy.
Z jakiegoś powodu nie lubił Zamościa Bolesław Leśmian, który spędził kilkanaście lat w "Centralce", pierwszej w mieście kamienicy z centralnym ogrzewaniem. Wybrzydzała coś i Maria Dąbrowska, która zatrzymała się w tym samym miejscu.
A Marek Grechuta? Tu się urodził, tutaj kończył liceum, ale nie Zamość nazywał "swoim miastem" a Kraków, do którego wyjechał; dziś wdowa po nim nie życzy sobie, by nazwiskiem męża sygnowano Zamojski Festiwal Kultury. No cóż...
Mnie się jednak mocno zdaje, że tę "Padwę północy" można polubić.  I chociaż zbyt wiele oczekiwałam od miasta, to ludźmi stąd jestem szczerze oczarowana,są przyjaźni, otwarci, pozytywnie zakręceni. Może to ten browar, może cebularze, a może jazz...