Etykiety

piątek, 7 kwietnia 2017

Nad jeziorem Hyne.


Ja wiem, że to jezioro niezwykłe, że to unikatowy ekosystem dzięki połączeniu z oceanem, że popływać po nim kajakiem nocą i w świetle księżyca połyskujący plankton zobaczyć może być przeżyciem jedynym w swoim rodzaju, ale gdy tam jadę, to z myślą o ścieżce prowadzącej przez cudowny omszały las Knockomagh na szczyt pobliskiego wzgórza. I o tym, co ze wzgórza zobaczę.







A widok to rozległy. Od Mount Gabriel, przez wyspy w Roaringwater Bay, Sherkin i Cape Clear po Galley Head.
4000 lat temu, gdy poziom wód się podniósł, ocean wdarł się do jeziora i od tamtego czasu korzystając z kanału zwanego dziś The Rapids, zasila zasoby wodne Loughine. Słone jezioro stwarza idealne warunki do życia gatunkom flory i fauny nigdzie więcej w Irlandii nie spotykanym, od ponad 100 lat naukowcy penetrują cały ten obszar - jedyny dziś na wyspie morski rezerwat przyrody.
Na środku jeziora widać wysepkę z ruinami zamku klanu O'Driscoll, Castle Cloghan, zbudowanego w XIII wieku dla obrony przed wrogiem nadchodzącym od strony oceanu; tutaj lord Fineen O'Driscoll spędził swoje ostatnie dni a legenda głosi,że także Larry Long- Ears, "król z oślimi uszami" był panem zamku.











Wysepka i The Rapids w lewym górnym rogu Lough Hyne




Cokolwiek w jeziorze żyje, cokolwiek po nim pływa obchodzi mnie, przyznam szczerze, mniej, bo ani naukowcem, ani miłośnikiem pływania, nurkowania czy kajakowania nazwać siebie nie mogę. Za to ta cisza i spokój w okolicznościach, jakich nigdzie więcej doświadczyć nie można, działa na mnie bardzo kojąco. Spokojna tafla wody, bo jezioro rozlewające się na ponad 60 ha osłonięte jest od wiatru, las w słońcu przypominający baśniową krainę i cudowne miejsce na kawę w nagrodę za trudy wędrówki, dla tego będę tam jeszcze wracać. Może nie na popołudniową przechadzkę, bo to ponad 100 km w jedną stronę, ale od czasu do czasu na pewno. Podobny pomysł na spędzenie dnia miewamy nie tylko my, na górze zawsze ktoś jest, ale miejsca wystarczy dla wszystkich.
Następnym razem kawa nie zostanie w samochodzie.

czwartek, 6 kwietnia 2017

Baltimore Beacon," Lot's Wife" zwana inaczej.


Z jakichś niejasnych dziś dla mnie samej powodów zignorowaliśmy wieżę Beacon podczas pierwszej w Baltimore wizyty, dlatego tym razem stała się głównym celem "ucieczki" z domu. 
Można auto zostawić w centrum miasteczka i przejść się do zatoki, na brzegu której Beacon stoi, zajęłoby to może pół godziny, ale kapryśna pogoda zachęciła nas do zaparkowania tak blisko wieży jak to możliwe.
Co to ,skąd i po co?- pojawia się myśl i znika szybko ,zarzucona słowami niekłamanego zachwytu. Nawet M. się podobało, mimo deszczu i wiatru, który mógłby zdmuchnąć nas z klifu przy chwili nieuwagi.
Baltimore Beacon, czyli znak nawigacyjny, wieżę wczesnego ostrzegania, postawili u wejścia do Baltimore Harbour Anglicy w 1849 roku. Zbudowana kilka lat później latarnia znajduje się na samotnej wysepce Fastnet Rock, 11 kilometrów od wybrzeża Irlandii.

Fastnet Rock, pinterest.com






















Jakiej by wieża  Baltimore Beacon funkcji nie pełniła, krajobraz zyskuje dzięki niej jakąś magię.
Tak, może i nieco słup soli przypomina, stąd "Żoną Lota" zwana jest inaczej. W tle wyspy Sherkin i Cape Clear. Zwłaszcza ta pierwsza przyciąga do Baltimore licznych turystów; podróż promem trwa 10 minut.
Blado bardzo wypada wschodnie wybrzeże na tle południowo zachodniej jego części, muszę to przyznać. Sama droga do Baltimore, droga przez Bandon, Clonakilty i Skibbereen, cieszy oko a niepozorne portowe "miasteczko" to nie tylko pocztówkowe obrazki; ma do zaoferowania więcej niż się może wydawać. Zamek, bar, Beacon, wspomniane wyspy, Lough Hyne i nocne "kajakowanie" , mnóstwo ścieżek rowerowych, rejsy w poszukiwaniu delfinów i wielorybów, wyprawa do Fastnet Rock,wspinaczka na leśne wzgórze nad jeziorem.
Na co czekam??? Na długie,czerwcowe, słoneczne dni..