Etykiety

niedziela, 1 grudnia 2013

Zakochany Gaudi


Oto ona. Josefa "Pepeta"(Pepita) Moreu.
Jedyna kobieta, o której mówi się w kontekście życia uczuciowego Antonio Gaudiego... Kobieta, którą artysta poprosił o rękę. Kobieta, która jego miłość odrzuciła.
Że co? Że mało urodziwa? Ależ i ja w rzeczywistości wyglądam dużo lepiej!
Brakowało mi w historii architekta tego wątku, nie epizodu, którym pani Moreu zdaje się być, skoro ledwie napomyka się o niej w biografii Gaudiego, podczas gdy temat jego pracy czy przyjaźni z Guellem poddaje się szerszym analizom. Oto co udało mi się znaleźć...
Któregoś dnia 1881roku niejaki Salvador Pages i Anglada, człowiek, który zajmował się przemysłem włókienniczym w Barcelonie, postanowił przedstawić swojego przyjaciela pewnej rodzinie w Mataró. Przyjacielem owym był 29 letni wówczas Antoni Gaudi. W Mataró, niewielkim mieście oddalonym o 35 km od Barcelony, Salvador Pages założył parę lat wcześniej coś w rodzaju spółdzielni pracowniczej, Cooperativa Obrera Mataronense, a Gaudi w całym tym przedsięwzięciu ochoczo uczestniczył projektując niektóre budynki . W to samo przedsięwzięcie zaangażowane były dwie córki bogatego handlowca, Antoniego Moreu, Josefa i Augustina, nauczycielki w szkole podstawowej działającej przy Cooperativa.
Przez pięć kolejnych lat od momentu poznania Josefy i całej rodziny Moreu gościł Antoni Gaudi w każdą niedzielę w okazałym domu w Mataró. Zawsze w towarzystwie siostrzenicy Rosity. Chyba lubił ten pełen kobiet dom. W jego własnym domu zdążyło ich już zabraknąć, matka, Antónia Gaudi, odeszła gdy miał 24 lata (dwa miesiące po śmierci jego starszego brata, Francesca, świetnie zapowiadającego się lekarza) a trzy lata później pochował siostrę Rosę; drugiej siostry, Marii, nigdy nie poznał, bo zmarła na dwa lata przed jego przyjściem na świat...
Josefa Moreu miała trzech mężów i nigdy nie był nim Antoni Gaudi. Oświadczył jej się dzień po tym, gdy otrzymała wreszcie rozwód z pierwszym mężem, niestety ktoś go uprzedził...
Któż to może wiedzieć, jak ten zawód miłosny wpłynął na życie artysty, chyba ten tylko, kto sam przeżył podobny. W każdym razie nic nie wiadomo na temat innych kobiet, innych miłości. Antoni Gaudi oddał się całkowicie pracy, sztuce; w wierze głębokiej znalazł ukojenie. Jeśli tu i tam pojawiają się słowa o jego homoseksualizmie, to tak naprawdę są to tylko dywagacje, bo nieznane są żadne fakty potwierdzające takie domysły.
Wrócę jeszcze do Pepety Moreu.
Cóż, jej życie też do najspokojniejszych nie należało. Kiedy wychodziła za mąż po raz pierwszy, miała zaledwie 18 lat. Niestety, źle trafiła, oficer wojskowy Joan Palau miał problem alkoholowy, przez co stracił swoją posadę i najzwyczajniej w świecie zniknął dowiedziawszy się, że zostanie ojcem; obcy ludzie pomogli Josefie opuścić algierski Oran i dotrzeć do rodzinnego domu w Mataró. Kiedy poznała Gaudiego, zdążyła już dojść do siebie po wszystkich tych trudnych chwilach w Afryce i po śmierci dziecka ( zmarło na błonicę w wieku 3 lat); zajęła się nauczaniem języka francuskiego i gry na pianinie w szkole przy Cooperativa Obrera Mataronense.
Tym, który uprzedził Antonio Gaudiego, wkładając na palec Josefy pierścionek zaręczynowy, był Josep Caballol. Urodziła mu czworo dzieci. Jej trzecim i ostatnim mężem, po śmierci Caballola, został Joan Vidal Gomez .
Podobno przez długie lata mieszkali na tej samej ulicy, Pepeta i Antoni Gaudi, na Diputación w Barcelonie. Radziła sobie całkiem nieźle prowadząc butik z kapeluszami w centrum stolicy Katalonii, miała swoją lożę w teatrze Liceu, wakacje spędzała w Sitges, gdzie zaskoczył ją wybuch hiszpańskiej wojny domowej i gdzie zmarła w 1938 roku.
Ach, co też Pepeta uczyniła unieszczęśliwiając tego tu oto młodego człowieka!!! Im więcej czytam o nim, tym bardziej mi go żal. Czy i jaki wpływ na jego całe życie miała, pozostanie na zawsze w sferze domysłów...
 
26-letni Antoni Gaudi, 1878 r.





wtorek, 12 listopada 2013

Park Guell, jedna z największych atrakcji Barcelony!


Co trzeba zrobić, żeby w miarę dokładnie poznać zakamarki tego liczącego 20 ha parku-ogrodu? Zamieszkać w Barcelonie? By poza możliwością trafienia w lukę w całorocznym właściwie w tym miejscu sezonie turystycznym, otrzymać przywilej darmowego wstępu, bo od października tego roku trzeba za spacer alejami Parku Guell 8 euro ( 7 przy wcześniejszym bukowaniu) zapłacić, jeśli się spoza Barcelony przybywa. Limit 800 osób na godzinę, wprowadzony razem z opłatą, mniejszy sprzeciw budzi, ale...
Pod koniec sierpnia trudno tu znaleźć wytchnienie od wielkomiejskiego chaosu, chaos i tutaj już od rana wprowadzają licznie nadjeżdżający bus turistic, nadchodzący na własnych nogach ludzie. Myśleliśmy, że ich przechytrzymy zjawiając się tu tak wcześnie jak tylko zdołaliśmy... nic z tego!
Kto nie chce fotki z Parku Guell!? Paru się znajdzie, wiem, niemniej większość próbuje śliczną pozę przy salamandrze czy na tarasie widokowym przybrać. Że ja nie? Pewnie, że tak!


Jak to z tym parkiem było?
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że stworzył tu Gaudi swój bajeczny, odrealniony azyl a nie taki przecież był plan!
W 1899 roku Eusebi Guell, bogaty przedsiębiorca ale przede wszystkim wielki przyjaciel Antoniego Gaudiego odkupił od burmistrza Barcelony, markiza Marianao, rozległy  teren w północnej części miasta. Po co? A bo zamarzył o stworzeniu w tym miejscu zamkniętego osiedla z 60 domami rozproszonymi wśród drzew i zieleni. Mieszkańcy tego miasteczka- ogrodu mieliby swój kościół, targowisko, taras widokowy, aleje spacerowe...  Czyż nie wspaniały to pomysł w czasach, gdy uwolniona od średniowiecznych murów Barcelona szukała nowej przestrzeni dla szybko rosnącej populacji, czyż nie wspaniała to idea, inspirowana angielskimi ale i francuskimi miastami-ogrodami, których koncepcję Guell dobrze znał (w młodości żył w Nimes, sama chętnie zobaczyłabym tamtejszy Jardin de la Fontaine!) ? I czyż nie wspaniałe to pole do popisu dla takiego artysty jak Antoni Gaudi? Bo to on otrzymał od swego przyjaciela zlecenie wykonania projektu. Któż by lepiej rozumiał ideę połączenia raczej natury i postępującej cywilizacji niż ingerowania w nią?
Pomysł był fantastyczny ale w tych trudnych czasach utopijny, jak się okazało.
Strajk generalny w Barcelonie na początku XX wieku, brak politycznej stabilizacji, co dość mocno wpłynęło na zwiększający się dystans między warstwami społecznymi, między burżuazją a klasą robotniczą, nie były bez znaczenia dla niepowodzenia wielkiego projektu Guella i Gaudiego. Nie dosyć, że daleko od centrum, w słabo zurbanizowanej części miasta, to jeszcze cena wygórowana jak na ówczesne realia ( 23- 35 tys. peset za działkę); nie, nie byli tą propozycją barcelończycy zainteresowani. Zaledwie 2 z planowanych 60 posiadłości znalazły nabywców, w jednym z domów zamieszkał sam Gaudi, w tym, który miał służyć za rodzaj reklamy dla potencjalnych kupców ( dziś Casa - Museo Gaudi), drugi budynek stał się własnością przyjaciela Guella i Gaudiego, adwokata Marti Trias i Domenech ( Casa Trias).

Eusebi Guell ,źródło: gaudidesigner.com

Park Guell, lata 50., źródło: gaudidesigner.com

Salvador Dali w Park Guell, 1953 r., źródło: gaudidesigner.com

Park Guell w 1904 roku, źródło: gaudidesigner.com

Gaudi z grupą marynarzy w Park Guell, 1914 rok, źródło: gaudidesigner.com

Eusebi Guell oparty o kolumnę w Sala Hipóstila, źródło: gaudidesigner.com

W 1906 r., sześć lat po rozpoczęciu prac, było już wiadomo, że projekt się nie powiódł, że nie będzie tu potrzebny stróż, któremu przygotowano bajkowe lokum, że gotowymi już drogami nie będzie miał kto jeździć a alejkami spacerować, że w Sali Hipóstila nikt niczym sobie nie pohandluje...
Po śmierci Eusebio Guella w 1918 roku, jego spadkobiercy postanowili sprzedać park miastu, umożliwiając tym samym przekształcenie go w park publiczny. Tak też się stało, ale dopiero po śmierci Antonio Gaudiego w 1926 r.To tutaj, na terenie parku właśnie, we wspomnianym budynku wystawowym, mieszkał architekt przez ostatnich 20 lat swojego życia. Mieszkał, razem z ojcem i siostrzenicą, w troszkę innym świecie, który sam stworzył.





















Dlaczego w innym świecie?
Do innego, lepszego, cudownego świata prowadzi brama niezwykła, zdobiona roślinnymi ornamentami, tuż za nią dwa kolorowe domki, w niepowtarzalnym Gaudiego stylu wzniesione ,w tym samym roku, w którym teatr barceloński Liceu pokazał operową wersję baśni braci Grimm o Jasiu i Małgosi, stąd mówi się o możliwej mistrza inspiracji.
Schody prowadzą gościa bajkowego świata dalej, ale nie są to zwyczajne schody. Zobaczymy tu trzy wysepki z trzema źródełkami i mnóstwem symboli, jak salamandra (bądź smok jak chcą niektórzy), którą tak sobie turyści upatrzyli na nieodzowny pamiątkowych fotografii element, nawiązująca do francuskiego Nimes, w którym urodził się Eusebio Guell ( na godle Nimes zobaczymy krokodyla raczej niż salamandrę czy smoka),  koło i kompas czy herb Katalonii.
Gdyby ambitny projekt dwojga przyjaciół udało się zrealizować, mieszkańcy niezwykłej dzielnicy mieliby tutaj, w Sali Hipóstila, inaczej zwanej Salą Stu Kolumn (chociaż jest ich 86), do której schody prowadzą, swój rynek. Kolumny pełnią dwie funkcje, podtrzymują główny plac - taras z charakterystyczną ławką i , puste w środku, odprowadzają z niego wodę do kilku dużych zbiorników.
Taras widokowy i wspomniana, długa na 110 metrów, ławka to jedno z ulubionych miejsc przybyszów z całego świata i wielu z nich zapewne uważniej samej ławce się przygląda, bo poza tym, że wygodna to i zdobiona jak żadna inna, o co kolejny przyjaciel Gaudiego, Josep Maria Jujol, zadbał. Nie jest tak znowu łatwo na ławeczce  miejsce wolne upolować...

Juegos florales w Park Guell, żródło: gaudidesigner.com

Wędrówkę po nierównym terenie parku miały ułatwić charakterystyczne wiadukty, wielbiciel natury robił wszystko, by z nią współgrać, nigdy niszczyć.
Plan Guella i Gaudiego przewidywał także budowę kaplicy, ale tego projektu nie zrealizowano, zamiast niej powstało na terenie parku wzgórze z trzema krzyżami El Calvario; o lekki zawrót głowy przyprawia mnie wejście krętymi schodami na jego szczyt.
Ciągle towarzyszy mi myśl, że nie dla innych Gaudi stworzył to miejsce a dla siebie, stworzył kawałek świata, w jakim chciałby żyć i w jakim żył przecież. To on przekształcił tę łysą górę  (Montana Pelada)  w zieloną krainę, sadząc tu nowe gatunki drzew i roślin



 

- Jeny, jak ja im tego miejsca zazdroszczę! -  marudziłam gdy tak wędrowaliśmy ścieżkami, alejkami, schodami... bez planu, nęceni widokami, zapachami...
Nie mam pojęcia, czy i taki cel stawiał mistrz Gaudi swoim fantastycznym dziełom, by oderwać nas od rzeczywistości, przenieść w inny świat ale jeśli tak, to powiodło mu się to znakomicie!


mmmmmmmmmmmm

sobota, 9 listopada 2013

Sagrada Familia, jedyny taki kościół na świecie...




Zamiast Sagrady Familii mroczne wnętrze przebudowywanej wielokrotnie średniowiecznej budowli, zamiast Parku Guell grzeczny spacerniak z poprzycinanym żywopłotem i barwnym kwieciem, w miejscu Casa Batllo i Casa Mila zwykłe stare kamienice, może i zadbane bo w reprezentacyjnym dla miasta miejscu stojące...
Jak wyglądałaby Barcelona, gdyby nie Antoni Gaudi,  gdyby nie jego wyobraźnia i umiejętności? Można jego sztuki nie lubić, nie rozumieć, mieć jej wiele do zarzucenia, ale temu, że nadała Barcelonie niepowtarzalny klimat, zaprzeczyć trudno. Zaczarował Antoni Gaudi katalońską stolicę, tłumy się dziś tej magii poddają, wyczekując w długich kolejkach, by a to po bajecznym parku podreptać, a to z kosmicznego dachu na Barcelonę spojrzeć, a to w cudownym świetle wpadającym do wnętrza katedry przez witrażowe okna przystanąć i pokontemplować skąd przychodzimy, dokąd zmierzamy...
Jak to możliwe, pomyślałam, że w tym skromnym pokoiku, gdzie tak jakoś smutno, gdzie łóżko, stolik i klęcznik do modlitwy stoją, mieszkał człowiek, któremu tak w duszy grało, w którego duszy taka moc, barwa, magia żyły?
Jak to możliwe, pomyślałam, że w życiu tego człowieka kobiety zabrakło, że artysta swej muzy nie znalazł? A przynajmniej nic o niej nie wiadomo! Bo czy muzą Josefa (Pepeta)  Moreu być mogła? Czy miłość platoniczna (a później i odrzucona!), o ile w ogóle żywił ją do tej  nauczycielki francuskiego, mogła go inspirować?
Biografia w tej postaci, w jakiej powielają ją liczne dostępne, źródła ( więc ja nie będę), bardzo mało o prywatnym życiu artysty traktuje, stąd pewnie liczne dywagacje powstały, na temat wieloletniej przyjaźni z Eusebim Guellem na przykład...
Smutny obraz wyłania się z tych o Gaudim opowieści. Choroba w dzieciństwie, śmierć kilku najbliższych członków rodziny, niespełniona miłość, chyba i brak zrozumienia dla jego geniuszu w tamtych czasach...  Smutne życie smutnego człowieka, który w osamotnieniu i może we własnym świecie ostatnie godziny spędził, nierozpoznany w staruszku ubogo odzianym, zbyt długo oczekujący na pomoc po wypadku pod kołami tramwaju, by można go jeszcze było uratować. Na pogrzeb tłum za to cały ruszył, tak jak dziś tłumnie gromadzą się przybysze z całego świata wokół budowli jego imieniem sygnowanych...


Antoni Gaudi

Josefa (Pepeta) Moreu

Antoni Gaudi (w głębi), jego ojciec (w środku), siostrzenica Rosa i doktor Santaló 
(1904 r.)

Smutek to ostatnie z doznań, jakich dostarczy wizyta w bazylice Sagrada Familia czy spacer alejkami Parku Guell. Takim widzę świat, zdaje się mówić postać, która je stworzyła, uformowała, w takim świecie chciałbym żyć.W jakim? Odrealnionym, pełnym barw i form pozornie przedziwnych a naturę przecież odzwierciedlających, bo to natura, nie kobiety, katalońskiego architekta inspirowała, z tej kopalni wiedzy i wzorów czerpał.
Raz tylko do wnętrza jedynego takiego na świecie kościoła wtargnęliśmy, kościoła - ikony Barcelony, najważniejszego, największego przedsięwzięcia Antoniego Gaudiego, wciąż nieukończonego, bo, jak sam powiedział, jedno pokolenie to za mało, by całą świątynię wznieść. Można odnieść wrażenie, że się na swoisty plac budowy wtargnęło, widząc wszystkie te dźwigi i budowlane stelaże otaczające Sagradę Familię, ale żadnemu z jakże licznych turystów odwiedzających kościół zdaje się to nie przeszkadzać. Antoni Gaudi podjął się kontynuacji dzieła nakreślonego przez hiszpańskiego architekta, Francisco de Paula del Villar y Lozano, który zrezygnował z pracy nad swoim projektem nie mogąc dojść do porozumienia z promotorem przedsięwzięcia, Joanem Martorellem. To był 1883 rok, Gaudi nie wiedział jeszcze, że zaczął właśnie pracę nad swoim opus magni, że praca ta zajmie 16 lat jego życia i że dzieła tego nigdy nie ukończy. Szybko odstąpił od planów swego poprzednika, tworząc swój własny, oryginalny projekt; do dziś zachowało się niewiele z jego szkiców, większość modeli została zniszczona i o tyle trudniejsze zadanie stoi dziś przed współczesnymi kontynuatorami wspaniałego zamysłu.
Nie mieliśmy pojęcia, jak wygląda wnętrze Sagrady Familii, zanim tam weszliśmy. I dobrze! A wygląda... nie, to trzeba zobaczyć, nie o tym czytać! W każdym razie nie zastaliśmy mroku i dusznej od emocji wiernych, przybywających na modlitwę atmosfery, jak to odczuwam w innych, starych kościołach. Ciepło jakieś bije z jasnego wnętrza tej świątyni. I nawet te tłumy depczące sobie po piętach nie mają znaczenia... Wzrok mój przyciągnął chłopak z plecakiem, oparty o kolumnę, zanużony w światło słoneczne wpadające przez okno, zanużony w myśl jakąś, która uśmiech na jego twarzy wywołała...Zapatrzyłam się!

Tutaj go nie ma...
Jest tutaj...



Co tam jednak moje zachwyty nad Gaudiego kunsztem! Dwa lata po tym jak się urodziłam,w 1978 r., przybył do Barcelony profesor sztuki z uniwersytetu w Kioto, Etsuro Sotoo. Nie wrócił już do swego domu w Fukuoka, Gaudi skradł jego japońską duszę! Pan Sotoo, zafascynowany rzeźbą w kamieniu, zrobił wszystko, by móc pracować nad zaczętym dziełem mistrza, zrobił wiele, by lepiej mistrza zrozumieć w jego uwielbieniu dla chrześcijańskiego Boga i sam ,w wieku 37 lat, przeszedł na katolicyzm! Do dziś zajmuje się jedną z trzech fasad kościoła, Fasadą Nacimiento (Męki Pańskiej); to on pracował nad , między innymi, postaciami aniołów i dzieci, nad koszami owoców wieńczącymi wierzchołki budowli.

Etsuro Sotoo, źródło: santamariadebaionadiocesistuy-vigo.blogspot.ie
Etsuro Sotoo, żródło: santamariadebaionadiocesistuy-vigo.blogspot.ie



 Rzeźby Japońskiego Gaudiego, jak nazywają Etsuro Sotoo w jego kraju, spotkały się z większą przychylnością niż te, które wyszły spod ręki Josepa Marii Subirachsa, a mnie te właśnie jakoś tak mocno poruszyły, niepokojące, trochę mroczne, inne...

Pocałunek Judasza i magiczny kwadrat, Josep Subirachs

Kolumna Biczowanie
Ukrzyżowanie i Weronika

Ukrzyżowanie i Weronika

Na czym kontrowersyjność projektu jednego z najbardziej znanych hiszpańskich artystów, Josepa Subirachsa, polegała? Na tym chyba, że nie była to kontynuacja dzieła Gaudiego, jak u Sotoo, że Subirachs zaburzył wizję mistrza, wprowadzając element oryginalności,wprowadzając swój własny styl, który uznano za obcy duchowi i czasom Gaudiego. To się przede wszystkim nie spodobało całej rzeszy krytyków, głośno wypowiadających słowa sprzeciwu. Tak czy inaczej to on właśnie podjął się trudnego zadania, przewidzianego na 15 kolejnych lat; projekt fasady Passión, fasady Męki Pańskiej, bo o tę chodzi, obejmował 13 grup rzeźb, w sumie około 100 figur. Josep Subirachs zamieszkał w kwaterze na terenie Sagrady Familii i przez długie lata, począwszy od 1987 r., rzeźbił w kamieniu biblijne opowieści... ( Ostatnia Wieczerza, Ecce Homo, Biczowanie Chrystusa, Pocałunek Judasza, Święta Weronika, Ukrzyżowanie Chrystusa).
Magiczny kwadrat  widoczny na fasadzie to także projekt Josepa Marii Subirachsa; suma cyfr w czterech polach, w pionie, poziomie i po przekątnej, daje symboliczną liczbę 33.

Josep Maria Subirachs, źródło: green-feel.blogspot.ie
Josep Maria Subirachs, źródło:artelista.com

 Sagrada Familia to poza rozkoszą dla zmysłów, wielka kopalna wiedzy wszelakiej,  jeśli zechce się ktoś przypatrzeć historii jej powstawania, ludziom temu towarzyszącym  i symbolice, którą według zamysłu jej autora przedstawia. Ja moje studia dopiero zaczęłam. Wielki dla mistrza szacunek...










mmmmmmmmmmmmmm