Etykiety

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Cliffs of Moher.




Mówią, że to jedna z największych atrakcji Irlandii, i ja się nie chcę w tej kwestii z nikim kłócić, ale...
Zamiast spędzić w samochodzie tak z 6 godzin licząc podróż w obie strony, przemaszerować wzdłuż brzegu ze dwa kilometry i zajrzeć na chwilę do centrum wydrążonego w ziemi, proponuję pojechać na przykład do Doolin, tam urządzić sobie przynajmniej jeden nocleg, przespacerować chociaż 8 kilometrów, wybierając któryś z dostępnych odcinków trasy otwartej całkiem niedawno, może rejs sobie zafundować, by obejrzeć klify z dołu, stalaktyt zobaczyć, na wyspy Aran popłynąć... Możliwości jest wiele a jeden dzień to zdecydowanie za mało, by je wszystkie wykorzystać. No i nie wspomnę o zerknięciu na prognozę pogody, bo jak już pojechać to po to, by coś zobaczyć i się tym widokiem cieszyć, a jest czym!
Kiedy byłam tam pierwszy raz "nie padało", co znaczy że gruba warstwa chmur skutecznie uniemożliwiła słońcu wyłonić się choćby na chwilę ale nie było przeszkód, by wyjść z samochodu i podziwiać wybrzeże w szarym świetle dnia... Chyba dlatego byłam lekko rozczarowana i jakoś długo o powrocie w tamte strony nie myślałam.
 Pogodę dzielę na "nie da się wyjść z domu", "nie pada" i "słońce!!!", i kiedy ruszyliśmy w tę dość długą podróż po raz drugi, miałam pewność, że słońca nie zabraknie. Wtedy Moherowe klify podobały mi się dużo bardziej, wtedy też trafiliśmy w drodze powrotnej na plażę, gdzie woda była ciepła jak w Morzu Śródziemnym. No nie daję sobie wmówić, że pogoda jest bez znaczenia dla jakości wycieczkowych doznań.

Dlaczego Doolin?


Można się dać zwieść takim fotografiom i pomyśleć, że to jakaś sielska kraina a to tylko mała wioska nad Atlantykiem, z jedną główną ulicą i kolorowymi, jak wszędzie w Irlandii, domkami. To tak jak jechać do Cashel w poszukiwaniu tego

artnaz.com

 a na miejscu zastać to

tak, to Cashel i jedno ze starych, gorszych zdjęć...

 Tak to jest z tymi artystycznymi fotografiami przekłamującymi nieco rzeczywistość, niemniej cieszę się, że są i inspirują, i do wycieczek, i do pracy nad własnymi umiejętnościami.
A co do Doolin, bazę do zwiedzania okolicy stanowi naprawdę świetną, poza tym że jest stolicą tradycyjnej muzyki irlandzkiej, to ma wszystko to, czego można potrzebować głodny różnych wrażeń turysta, od noclegu, przez pyszny chowder po środki transportu niezbędne do eksplorowania zachodniego wybrzeża Irlandii i county Clare.
Cliffs of Moher, wyspy, jaskinia Pol an Ionain, płaskowyż Burren i dolmen Poulnabrone, atrakcji wystarczy na kilka dni. Pomyślałam o Doolin skuszona słońcem w ostatnich dniach ale nie, trzeba poczekać do wiosny, kiedy sezon znów się zacznie (w marcu) i można będzie popłynąć na Aran Islands, albo udać się w godzinny rejs wzdłuż klifów oglądając je po raz pierwszy z innej perspektywy. Taki rejs kosztuje 15 euro, wyspy to wydatek od 15 do 30 euro w zależności od tego, którą z nich wybierzemy.

Pulnabrone dolmen, flickr.com

The Burren, luv2go.blogspot.com
Pol an Ionain, Doolin cave

Great Stalactite, Doolin Cave, seaview-doolin.ie
W jaskini już byłam, i chociaż wieść o "Great Stalactite" z Irlandii rozeszła się po całym świecie, oglądać go dwa razy nie czuję potrzeby, sam stalaktyt podobał mi się oczywiście, na tyle, na ile podobać się może komuś zupełnie się na geologii nie znającemu, ale już ten długi, ciemny jak noc, mokry korytarz prowadzący do celu mniej; i myśl, ze miałabym tam znów wejść napawa mnie lękiem, autentycznym. Nie lubię podziemnych tuneli, boję się ich i unikam, a co do jaskini Doolin, nie wiedziałam tak naprawdę co mnie czeka, bo pomysł na nią zrodził się spontanicznie, na miejscu, i nie w mojej głowie. Teraz już wiem...
Ale stalaktyt jest naprawdę imponujący, najdłuższy ze znanych w Europie, trzeci na świecie, ma 7,3 metra długości, może ważyć ponad 10 ton, odkryli go w 1952 roku speleolodzy z angielskiego klubu a od 2006  może go oglądać ktokolwiek zechce. Byłam tam zanim jeszcze w 2010 r. otwarto na miejscu centrum turystyczne i kawiarnię; bus zabrał nas z wioski i po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce, "daleko od szosy", na porośniętą wysoką trawą i krzakami łąkę a wejście nie wyglądało tak jak dziś. Kiedy uzbierała się grupka chętnych, przewodnik zabrał nas pod ziemię... brrr...

ja, kask i ciemność...
przed laty...

wikipedia.org
...i dziś... seaview-doolin.ie
Aran Islands, Inisheer (Inis Oirr), doolinhostel.ie

wikimedia.org
cliffs-of-moher-cruises.com
 

Aran Islands muszą poczekać, za to na trasę wzdłuż wybrzeża można wejść choćby jutro.
Z Doolin do O'Brien's Tower czyli do klifów, jest około 8 km, stamtąd do kolejnej wioski, Liscannor, 12, to już coś! Kiedyś nie było tak dobrze, ludzie zwyczajnie ignorowali tabliczki informujące, że wchodzą na teren prywatny niemniej prywatny naprawdę był; otwarcie tak długiej trasy stanowiło niemałe wyzwanie, choćby z tego względu, że prawie 40 właścicieli ziemi musiało wyrazić zgodę na ten projekt. Kusi mnie ta trasa bardzo, a o to w projekcie chodziło, by ruch turystyczny w tamtym rejonie spotęgować. Oficjalne otwarcie odbyło się dopiero w czerwcu 2013 roku a turyści kręcą się tu od zawsze! W 1835 r. niejaki Cornelius O'Brien wybudował dla nich specjalnie wieżę obserwacyjną, która do dziś pełni swoją pierwotną funkcję.
Wkomponowane we wzgórze centrum turystyczne to jeszcze jedna bardzo droga inwestycja;budowa zajęła blisko 17 lat, wydano  około 30 milionów euro, ale to trafiony pomysł. Zasilane jest tylko geotermiczną i słoneczną energią, liczni odwiedzający opuszczają je najedzeni, obkupieni w pamiątki i bogatsi o wiedzę, którą Cliffs of Moher Visitor Experience podaje w fajnej formie.
320 milionów lat, tyle liczą sobie klify ciągnące się na długości ponad 8 kilometrów wzdłuż Atlantyku. Mierzą 214 metrów, ale wcale nie są w Irlandii najwyższe, bo prześcigają je Croaghaun na wyspie Achill (688 m)
Filmowcy też Mohery lubią, można je zobaczyć w "Harrym Potterze i Księciu Półkrwi", w "Narzeczonej dla księcia" Roba Reinera ("The Princess Bride" 1987), "Córce Ryana" Davida Leana ("Ryan's Daughter" 1970), "Człowieku Mackintosha" Johna Hustona ("The Mackintosh Man" 1973), "Wysłuchaj mej pieśni" Petera Chelsoma ("Hear My Song" 1991), "Na zachód" Mike Newella ("Into the West" 1992)  i w kilku jeszcze innych produkcjach, także telewizyjnych, czy w klipach muzycznych (Maroon 5). Filmy kręcone w Irlandii to jedno a filmy irlandzkie to inna sprawa, przyznam że je lubię, mają klimat!
A czy prawdą jest, że Doolin zainspirowało J.R.R. Tolkiena do napisania "Władcy Pierścieni"? Mówi się różne rzeczy, mówi się także, że to krajobraz Burren pobudził jego wyobraźnię.
Z czego Doolin na pewno słynie, to z muzykowania; wioska zyskała miano stolicy tradycyjnej muzyki irlandzkiej i taką rozbrzmiewają wszystkie cztery bary, popularny jest zwłaszcza Fitz's.
Ale żeby własną ocenę wystawić, trzeba tam pojechać i w barach posiedzieć. Taki mam plan.

















groups.yahoo.com
burrenyoga.com
ireland.com
Robiło mi się słabo, nogi miałam jak z waty na widok śmiałków, nazywając ich delikatnie,  zbliżających się niebezpiecznie do krawędzi skalnych półek. Co roku giną tam ludzie, w takim pięknym miejscu, na nic zdają się tablice ostrzegające czy komunikaty. Ciągle słyszy się o samobójstwach, silnym wietrze, wypadkach, przy robieniu zdjęć także.
A jak już mieć stamtąd pamiątkę to taką choćby...


onefabday.com

sobota, 2 stycznia 2016

Blarney Castle.



Na pytanie, skąd u mnie ten dar elokwencji, odpowiadam " Blarney!Oczywiście, że Blarney"! Wystarczy go pocałować, pewien niezwykły kamień! Nie każdy ma na to odwagę, czy ochotę; jedni boją się wychylić nad (zakratowaną) przepaścią, innych odstrasza myśl jak wiele ust kamienia dotykało, ja, ryzykując zdaje się niewiele, postanowiłam spróbować...



Cudowny czy nie, istnieje naprawdę, Blarney Stone, i to on przyciąga tutaj ludzi z całego świata.
- To ten sam kamień, którym Mojżesz rozbił skałę na pustyni, wydobywając z niej wodę!- ekscytują się jedni. - Nie, to "Kamień ze Scone", "Lia Fail", "Kamień Przeznaczenia", który wskazywał kolejnego władcę Szkocji! - Eee, nie, to przecież "Jacob's Pillow", kamień, na którym Jakub doznał objawienia; w Irlandii znalazł się dzięki prorokowi Jeremiaszowi!
Bardzo legendy lubię i nie śledzę naukowych dowodów podważających ich jakikolwiek związek z rzeczywistością; lubię wszystkie te opowieści o czarownicach i tajemnej mocy a im bardziej wymyślne, tym lepiej.
Gdy mowa o kamieniu z Blarney, trzeba wspomnieć o pewnym lordzie...
Cormac MacCarthy za wszelką cenę pragnął przeciwstawić się angielskiej królowej Elżbiecie I i swe prawa do ziemi i zamku zachować, niepokoiły go jednak jego marne umiejętności krasomówcze i obawiał się, że trudno mu będzie z królową dyskutować. Kto wie, jak by się historia potoczyła, gdyby nie Cliodhna. Wróżka podpowiedziała lordowi, by pocałował pierwszy znaleziony na drodze do dworu kamień. Zrobił jak mu Cliodhna kazała, nigdy angielskiej królowej nie uległ a kamień o cudownych właściwościach trafił na zamkową wieżę.

commons.wikimedia.org
techtimes.com
dochara.com
Wiele z zamku zbudowanego w 1446 roku nie zostało ale kamień znajduje się w bezpiecznym miejscu.
Niech policzę, ile razy w Blarney byliśmy... Cztery? I przyznać muszę, że na przestrzeni lat zmieniło się bardzo! Zadbany park, paprociowe ogrody, oczka wodne, dolmeny, skalne kręgi, mnóstwo kwiatów i zieleni, wszystko razem tworzy bajkową atmosferę. Niejedna panna młoda wybiera to miejsce na ślubny plener.









Blarney House



















W czerwcu 2008 roku miało tu miejsce niezwykłe wydarzenie. O 2 w nocy zebrało się w pobliżu zamku około 1200 osób, by wziąć udział w sesji Spencera Tunicka, amerykańskiego artysty znanego na całym świecie z fotografowania zbiorowych aktów. Chętnych jest wielu ( nie w Polsce, jak się okazuje!), rozbierają się za darmo, ale każdy z uczestników dostaje jedną fotografię podpisaną przez Spencera Tunicka. Och, sama nie zastanawiałabym się ani minuty, gdybym miała okazję dla mistrza pozować!Dla sztuki wszystko!W Meksyku zgromadził do swojej instalacji 18 tysięcy ludzi!
A tak swoją drogą, ciekawe skąd pomysł na Blarney właśnie!
Drugą w Irlandii sesję zorganizowano w Dublinie.

paddle8.com

pinterest.com

iboughtalittlecity.wordpress.com

kobiety trzymają czerwoną a mężczyźni białą różę, źródło: nydailynews.com
I jeszcze jedno!Jeśli już ktoś się skusi i do  Blarney wybierze, to niech pamięta, żeby żadnego kamyczka stamtąd nie wynieść! Dlaczego? Bo mówią, że to pecha przynosi! Ja tam w to nie bardzo wierzę, ale... Po co go później w kopercie odsyłać z prośbą o odłożenie dokładnie tam, skąd został zabrany, żeby tylko pecha odegnać?