Etykiety

piątek, 25 listopada 2016

Peratallada. Podróż do przeszłości.



Sprawiła wrażenie opuszczonego miasta tego pochmurnego październikowego poranka. Obwarowana murem,wyrzeźbiona w kamieniu Peratallada jest jak wspomnienie o bardzo odległej przeszłości. Po brukowanych uliczkach snuł się jedynie duch średniowiecza, żywego długo nie widzieliśmy, co potęgowało dziwny, posępny, zawiesisty klimat.
Z czasem odgłos naszych kroków zaczął się przeplatać z odgłosami budzącego się w domach życia, przez jedną z głównych bram do miasta, Pont de la Mare de Deu (Portal de la Virgen ) wdzierali się powoli turyści.
14 restauracji,10 hoteli i 13 sklepów - galerii na tej naprawdę niewielkiej przestrzeni o czymś świadczy. Uchodzi za jedno z najpiękniejszych, najlepiej zachowanych średniowiecznych miasteczek w Katalonii, nic więc dziwnego, że w sezonie trudno tu o nocleg. Nie natknęłam się na niepochlebną o Peratalladzie opinię a i moja przecież pierwszą nie będzie.
Dziwny klimat ustąpił miejsca wesołej atmosferze, otworzyły się kawiarniane wrota, pojawiło się słońce, kolor i więcej ludzi. Mijaliśmy się po raz kolejny, uśmiechnięci, gotowi fotkę pstryknąć sobie nawzajem, oderwani na moment od rzeczywistości.
Nie wiem czy mieszkańcom Peratallady, a jest ich tu mniej niż 400, zazdrościć czy może współczuć- małego od turystów uzależnienia, niemniej, z perspektywy niegroźnego intruza, do wizyty w miasteczku zachęcać będę. Do noclegu,choćby i na zamku  z X wieku, a jest on dziś własnością prywatną, niekoniecznie.
























Miałam ją od dawna na swojej liście i ucieszyłam się bardzo odkrywając jak łatwo tu dotrzeć z Begur. Byliśmy chyba jedynymi pasażerami autobusu, który objechał z nami całą okolicę, przez co odległość 15 kilometrów pokonaliśmy w godzinę. Ten sam kierowca zabrał nas później z Peratallady do Pals i z Pals do Begur. Gdybyśmy dysponowali autem, mapka miejsc, do których chciałabym zajrzeć powiększyłaby się parokrotnie, za to tempo zwiedzania musielibyśmy też znacznie przyspieszyć, a czy warto?
Gdybym na jedną tylko rundkę po Peratalladzie mogła sobie pozwolić, ominęłaby mnie ta oto scenka; biały znudzony "król dzielni" pokazał się przy trzeciej dopiero...


środa, 9 listopada 2016

Mój jest ten kawałek Costa Brava.O Sa Riera.




Z Sa Riera autentycznie nie chciało mi się wracać. Nie wiem co tak na mnie zadziałało, słońce, Moscatel czy to boskie męskie ciało na plaży nudystów, pewnie wszystko razem!
Przecież nie zachwycam się wszystkim wokół, dokądkolwiek pojadę, a to miejsce chyba jednak ma sobie równe, tymczasem gdy myślę o Begur, myślę o Sa Riera, o dużej pustej plaży, maleńkiej zatoczce wyłącznie dla nas, przynajmniej przez czas jakiś, i o długiej ścieżce wzdłuż morza. W Sa Riera zapomniałam o wszelkich życiowych niedogodnościach, cieszyłam się tym co tu i teraz, jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi.
Można do zatoki dotrzeć autem, którego nie wynajęliśmy, można autobusem, który w październiku już nie kursuje, a można i pieszo, używając dawno wydeptanej ścieżki, "cami vell" zwanej, i z tej to opcji skorzystaliśmy. Trzy kilometry w jedną stronę, trzy w drugą, pod górkę, czysta przyjemność!
Dźwigane w tobołku dobra nie odebrały mi frajdy z marszu ku nieznanemu, a pokrzepiły później bardzo.
Gdy na miejscu oczom naszym ukazała się pustawa, duża, piaszczysta plaża, wiedzieliśmy, że nie na niej się rozsiądziemy. Idealne miejsce, maleńki skrawek piasku osłonięty skałami,  znaleźliśmy bardzo szybko, tuż przy schodach prowadzących na szlak Cami de Ronda.
Spokój zakłóciło nam brązowe ciało ale nie myśleliśmy jeszcze wtedy o ucieczce; nie wiem właściwie, kto tu był intruzem, długowłosa brunetka, czy my, później jednak zrobiło się za ciasno, bo dołączyły do nas kolejne niewiasty, niewiele sobie robiąc z naszej chęci odosobnienia, postanowiliśmy się więc ewakuować i nieco rozejrzeć.
Ten odcinek Cami de Ronda jest nieco dłuższy niż Sa Tuna - Aiguafreda, podobał mi się też bardziej. Prowadzi z Sa Riera do  Pals  i Platja del Racó, po drodze mija się niewielką plażę nudystów, Illa Roja, z charakterystyczną skałą. Za mało Moscatela krążyło w mojej krwi, by do niewielkiej grupy entuzjastów "równego opalania" dołączyć.
 Nie jedyna to na Costa Brava  "platja nudista" oczywiście, nie budzą one w tym kraju sensacji, nadmorska nagość jest obecna i na zwykłych plażach, wszystko w granicach rozsądku.
Poza granice rozsądku sięgają za to ceny willi w tym rejonie, wakacyjnego domu niestety długo nie będzie.
Będą co najwyżej powroty do Katalonii.





Sa Riera

Sa Riera








Illa Roja









Platja del Racó, Pals



Sa Riera

Sa Riera

Sa Riera


Sa Riera