Etykiety

środa, 28 stycznia 2015

Tivoli. O willi kardynała d'Este.



Hipolit II d'Este ( czy, w języku włoskim, Ippolito d'Este) nigdy nie założył rodziny i nie miał potomstwa, ale pozostawił po sobie ślad, który trudno przeoczyć. Bo o Villi d'Este mówiło się bardzo głośno, kiedy powstała ale mówi się, nieco ciszej może, i dzisiaj.
Syn Lukrecji Borgii przyszedł na świat w 1509 r. w Ferrarze, w rodzinie światłych miłośników kultury i sztuki, fascynujących się światem klasycznym i mitologią; dwór w Ferrarze przyciągał wielu artystów, stał się wiodącym ośrodkiem kultury renesansowej we Włoszech. Wnuk papieża Aleksandra VI otrzymał imię Hippolytos, ale nie w nawiązaniu do męczennika, św. Hipolita a do syna Tezeusza, Hippolytosa, który to odrzucił zaloty swej macochy Fedry; Hippolytos uchodził w epoce renesansu za symbol powściągliwości, ponieważ potrafił kontrolować swe emocje; to z tego powodu d'Este wybrali to imię, przewidując dla syna karierę kościelną.
Ippolito wiele lat spędził na dworze francuskim, jego karierę wspierał król Francji Francis I, którego siostra Renee poślubiła Ercole II, starszego brata Ippolita. Kardynałem został w 1539 r. co nie do końca zaspokajało jego ambicje i przez wiele lat miał wielką nadzieję zostać wreszcie papieżem, ale mimo, że brał udział w 6 konklawach, nigdy mu się to nie udało. Na próżno manipulował podczas jednej z nich, tej, która wybrała Juliusza III. Nowy papież, by rozczarowanego wielce Hipolita udobruchać, mianował go zarządcą Tivoli, co i lojalność młodzieńca mu zapewniło ale i pokaźne dochody samemu młodzieńcowi przyniosło.
I tak oto dochodzimy do sedna. Tivoli.
Kiedy papież Juliusz III zaczął budować w Rzymie Villę Giulię , elegancką posiadłość, nasz kardynał postanowił iść w jego ślady i wykorzystując swoją pozycję zagarnął klasztor Franciszkanów, by na jego miejscu zbudować własną willę. A wokół willi zapragnął mieć ogrody, nowe Ogrody Hesperyd - nimf Zachodzącego Słońca, strażniczek jabłoni rodzących złote owoce, te same, które Gaja ofiarowała w darze ślubnym Herze. Czy mu się to udało? Czy stworzył coś na miarę mitologicznego boskiego przedsionka raju?
Cóż, to, co udało się powołanym do tego przedsięwzięcia architektom wykreować, było czymś absolutnie nowym w XVI wieku, było arcydziełem!
Pirro Ligorio nie miał łatwego zadania ale poradził sobie i ze stromym wzgórzem, i z bardzo ograniczonym miejscem, gdzie stanąć miał pałac; poradził sobie doskonale.

bernini.chinmiroma.com


Woda jest tu wszechobecna. Rzeka Aniene w naturalny sposób, przy wykorzystaniu specyficznego ukształtowania terenu i wymyślnego systemu podziemnych kanałów, zasila wszystkie tak liczne strumienie, fontanny, strumyki, wodospady, baseny.
Pierwotnie goście korzystali z innego niż dziś wejścia, zwiedzali niezwykłą willę niejako od dołu,od podstawy wzgórza; w ten sposób dawkowano im wrażenia wizualne, im bowiem wyżej, tym piękniejsze widoki roztaczają się wokół, przy dobrej pogodzie można nawet Rzym zobaczyć.
"Wodne teatry", "wodne drabiny", czyli niespodziewane wodotryski uruchamiane przez przypadkowe nadepnięcie ukrytego mechanizmu, były dla odwiedzających park czymś niezwykłym. Niezwykła do dziś jest "Fontanna Organów", która dzięki specjalnemu systemowi rurek i kanałów, przez który przepływa woda, wydaje dźwięki podobne do muzyki granej na organach.
Aleja Stu Fontann, inspirowana "Metamorfozami" Owidiusza, czyli kompleks stu małych fontann też nie pozostawia nikogo obojętnym.
Mnóstwo w villi nawiązań do mitologii znajdziemy, nią były inspirowane wszelkie architektoniczne elementy, czy znakomite freski zdobiące pałacowe salony. Nie było niczym wielce trudnym dla ówczesnych wykształconych kardynalskich gości czytanie zawartej wszędzie symboliki, dziś nie jest to już takie proste.
Cóż, dla kościoła były to dekoracje niemal pogańskie; wystawny styl życia kardynała tak raził papieża Piusa V, że nie zmienił on zdania o właścicielu willi nawet po tym, gdy ten klęczał przed nim i całował jego stopy w akcie poddaństwa.
Po śmierci Ippolita d'Este w 1572 r. posiadłość odziedziczył jego bratanek. W XVIII wieku trafiła w ręce Habsburgów, z czasem stawała się coraz bardziej zapuszczona; nikt nie dbał o ogrody, nikt nie uruchamiał wodnych mechanizmów, rozproszyły się po okolicy liczne rzeźby...
Po I wojnie światowej Villa stała się własnością państwa a w 2001 r. trafiła na Listę Światowego Dziedzictwa Unesco. Czy warto ją zobaczyć?
Warto!


















Cento Fontane, Aleja Stu Fontann










Fontanna Owalna








Jeśli ktoś chciałby będąc w Rzymie złapać oddech, uciec na moment od zgiełku wielkiego miasta, zrobić sobie przerwę w wędrówce od kościoła do kościoła, niech do Tivoli zajrzy!I niech zarezerwuje sobie więcej czasu, bo Villa D'Este to nie wszystko...

wtorek, 20 stycznia 2015

Labirynt Horta. Barcelona



 Wejść tam nie trudno, ale już wydostać się łatwo nie jest, labirynt to w końcu! Grozy nie było, bo w niedzielne wczesne popołudnie tłum tu krąży, mnóstwo dzieci biega i krzyczy radośnie, ale gdyby tak ktoś pozwolił mi tu przyjść w nocy, dreszczyk emocji mógłby się pojawić...  Dreszczyk ten mogłoby potęgować pewne skojarzenie... Gdzieś wśród tych dwumetrowych cyprysowych równo przyciętych krzewów Jan Baptiste Grenouille planował uśmiercić Laurę a Albine i Francoise bawiły się w chowanego po raz ostatni w życiu.
To tutaj kręcono sceny do Pachnidła. Książka Patricka Suskinda jest niesamowita, film na jej podstawie, mimo olbrzymiego budżetu, słabszy ( ale i tak go lubię!), niemniej miejsca, w których pojawiła się ekipa filmowców, między innymi w Barcelonie właśnie, zyskały na popularności.
Tak jest w przypadku najstarszego w mieście, XVIII- wiecznego,Parque del Laberint d'Horta , który przez długi czas był własnością prywatną; markiz Joan Antoni Desvalls i d'Ardena posiadał wszystko, czego wymagało stworzenie w ostatnim dziesięcioleciu XVIII w. neoklasycystycznego ogrodu, dużo ziemi, pieniędzy i fantazji. Wiek później potomkowie markiza wzbogacili zieloną przestrzeń o tzw. ogród romantyczny z wszelkimi charakterystycznymi dla niego elementami.
Dopiero w 1971 roku każdy mógł park zobaczyć, rodzina Desvalls przekazała go miastu.
Trzeba się troszkę postarać, by tam dotrzeć, i nie chodzi tu może o sam dojazd, bo ten skomplikowany nie jest, gdy się wybierze metro ( stacja Mundet ), ale dzielnica Horta - Guinardó nie przeżywa najazdu tłumów, nie mieści się na liście "naj", czy "must see" weekendowych turystów; cóż, my też trafiliśmy tu będąc w mieście po raz kolejny, poszukując czegoś nowego.
Tu i tam czyta się o ciszy i spokoju panujących w tej krainie zieleni na wzgórzu Collserola. W niedzielę o wyciszeniu się należy raczej zapomnieć! Mieszkańcy Barcelony zjeżdżają tu całymi rodzinami, odpoczywają od zgiełku i hałasu miasta urządzając sobie piknik na zielonej trawce.
Cóż o Laberinto de Horta wiedzieć należy? To chyba jedynie, że jeśli ktoś taki sposób odpoczynku sobie ceni, to powinien tu trafić!














pequepolis.com