Etykiety

sobota, 30 kwietnia 2016

Torc w kwietniu.




Gdyby miał ktoś z wejściem na górę Torc problem, proponuję zbadać sobie poziom żelaza we krwi, góra Torc trudna do "zdobycia" nie jest.
A jeśli myślał dziś ktoś o niej a z różnych przyczyn plan wejścia na szczyt zamienił na dreptanie przy wodospadzie (Torc Waterfall ) czy na leniwą przejażdżkę wokół Muckross House, niech żałuje! Kropla deszczu na nas nie spadła, doświadczyłyśmy małego gradobicia jedynie, a wędrówka w słońcu naładowała nas pozytywną energią na cały dzień.
535 m, naprawdę nic to wymagającego,"spacer" zajmie nieco więcej czasu tym, którzy nie rozstają się z aparatem.
 Droga, z której zboczyć trzeba, gdy się ścieżka na Torc zaczyna, prowadzi do Kenmare, to tzw Old Kenmare Road; dziś pomaszerowała nią spora grupa francuskich turystów, bardzo dobrze na trudne tej wiosny warunki pogodowe przygotowanych. 16 kilometrów liczy sobie ta droga, a ja wcale nie jestem przekonana, czy chcę się nią do Kenmare pieszo udać.
Trzeci raz byłam na Torc, poziom przyjemności jaką wędrówka może dawać, zależy w dużej mierze od pogody i dziś ów poziom uniósł się dość wysoko, a że żelazo mam wreszcie w normie, fizycznie zniosłam wędrówkę zupełnie bezboleśnie.
 Może czas już zainteresować się inną tu w okolicy górą, nieco wyższą?
Mangerton Mountain ma 838.2 m i sądząc po opiniach "zdobywców" jest ciekawsza niż Mangerton North; jest jeszcze góra Stoompa (705 m), jezioro Guitane, Crohane Mountain (650 m) i dużo dużo więcej. Dlaczego po raz kolejny, może nie ostatni, wybrałam Torc? Hmmm...
Na którekolwiek wzniesienie bym się wspięła, zobaczę tę sama okolicę, to wciąż rejon wokół Killarney, a ja myślami jestem już zupełnie gdzie indziej.
















 










Dziwne zjawisko pięciu stopni ciepła w przedostatni dzień kwietnia robi słabe wrażenie ale nie powinno zatrzymywać w domu.
Dokąd by tu jutro....

wtorek, 12 kwietnia 2016

Youghal. "Irish Riviera"




Jeśli chciałby ktoś na wyspę Irlandię przybyć na dni kilka i plan zwiedzania układać, Youghal może spokojnie w planowaniu pominąć, wiele nie straci. Przykro mi bardzo, ale takie jest moje zdanie.
Plaża to zupełnie inny temat, plażę ma Youghal fantastyczną, o czym przypomniałam sobie w minioną sobotę, kiedy to wykorzystaliśmy słoneczną lukę w kolejnym, deszczowym dniu.
Znów spacer i kawa nad morzem, co za nuda, co za rozkoszna nuda, gdy twarz można do słońca wystawić i głośnemu, monotonnemu szumowi łagodnych fal się poddać, nie myśląc o niczym!







 











Dzień później już tak miło, spokojnie i słonecznie nie było, woda co prawda nie zabrała drewnianego pomostu, po którym spacerowaliśmy, nie zalała miasta, jak się to w przeszłości działo, ale ogłoszono pomarańczowy alarm a całonocne akcje wielu służb odnotowano w różnych mediach. Uroki życia na wybrzeżu.

źródło:facebook.com

Nie trafiłam jeszcze na "sezon" nad Celtyckim Morzem w Youghal, jak to wygląda mogę sobie tylko wyobrazić oglądając zdjęcia, wiem jak wygląda upalny dzień w Crosshaven, Martleville, Fountainstown, Ringabella, Nohoval, Robert's Cove czy Lisheenaleen za Old Head, to zadziwiające ile ludzi pomieści taki skrawek plaży, wioski zmieniały się w maleńkie nadmorskie "kurorty"; ilu spragnionych słońca i odpoczynku  pomieści 8- kilometrowa plaża Youghal? Sprawdzę przy najbliższej okazji.

Moby Dick

gettyimages.com

irishtimes.com
Atrakcje samego miasteczka nie przyciągają, jego historia z hrabią Desmondem czy sir Walterem Raleigh podana w kiepskiej opisowej formie mnie nie zajmuje, przyjrzałam się za to pewnemu epizodowi w historii kina, który miał tu miejsce i zdaje się wciąż w pamięci mieszkańców Youghal, zwłaszcza tych starszych, żyć.
"Moby Dick" z Gregory Peckiem w roli głównej, klasyka, kto by to dziś oglądał nie licząc prawdziwych fanów filmu?
W sierpniu 1954 roku ekipa Johna Hustona przybyła do Irlandii, do  Youghal , w którym reżyser zobaczył doskonałe odzwierciedlenie New Bedford, miasta w stanie Massachusetts, miasta, które zainspirowało kiedyś Hermana Melville'a. Wywołało to prawdziwą lokalną sensację. Jedni przyglądali się widowisku, inni mieli szczęście w nim uczestniczyć. I dostać 30 szylingów za dzień, co szczęście potęgowało. Dla wielu to pieniądze wówczas były ważne,o czym sami mówią, mniej przygoda z aktorstwem.
Kiedy "Moby Dicka" wyświetlono w lokalnym kinie i statyści odnaleźli scenę, w której mieli siebie zobaczyć, niektórzy uznali, że może lepiej wcale się nie przyznawać, że wzięli w filmie udział, że zagrali którąś z tych owiniętych chustą, bezzębnych anonimowych postaci. Tak dziś z rozbawieniem wspominają.
W wypitym tego lata alkoholu "Pequod", czyli statek Moby Dick mógłby spokojnie zatonąć, jak wspomina syn ówczesnego właściciela baru, w którym amerykańska ekipa zakotwiczyła; tutaj John Huston spędził większość czasu układając w głowie swój misterny plan i popijając ale. 
Na pamiątkę tamtych wydarzeń Paddy Linehan Pub przyjął nową nazwę i do teraz jest to Moby Dicks Pub

alamy.com
Oto moc kina, które w pojedynku na pamięć o przeszłości wygrywa z sir Richardem Boyle czy Oliverem Cromwellem.
Coraz mniej ludzi pewnie przeczyta XIX- wieczną powieść Hermana Melville, niewiele więcej obejrzy Gregory Pecka w roli kapitana Ahaba, jest za to szansa, że irlandzki pub, do którego zawsze ktoś w trafi, wspomnienie o nich podtrzyma.
"Irish Riviera", przeczytałam gdzieś opis Youghal. Hmmm... Brzmi jak brzmi a wygląda jak każdy widzi, nie oszukujmy się.
Ale plaża może się podobać, podobać się też może widok wieloryba gdzieś w tutejszych wodach. Coś je do Morza Celtyckiego przyciąga. Przyciągnęło raz do Crosshaven, na moich własnych oczach, wrażenie zrobiło to na nas ogromne. Podobnego mogłabym nie przeżyć siedząc w łódce daleko od brzegu, okrążana przez największe na świecie stworzenie. Drżę na myśl samą...
A do Youghal zajrzę jeszcze.

joe.ie