Na Mizen Head byliśmy kilka lat temu, w grudniowy, pochmurny dzień i wialiśmy stamtąd wtedy czym prędzej, mało oczarowani ale i świadomi, że miejsce może się podobać w bardziej sprzyjających okolicznościach. Powrót był o tyle spontaniczny, że planowałam coś zupełnie innego a że dwudniowy wyjazd okazał się niemożliwy, trzeba było szybko podjąć decyzję gdzie pojechać, jeśli nie na Dingle.
Jednodniowa wyprawa na sam kraniec przylądka Mizen jest jak najbardziej do wykonania, droga liczy 125 kilometrów a na miejscu trudno w moim odczuciu spędzić więcej niż dwie, trzy godziny, nie ma tam bowiem dzikich długich tras widokowych, jak by to sobie można wyobrazić, jest kilka krótkich i ściśle wytyczonych ścieżek, jest centrum informacyjne i latarnia morska na maleńkiej wysepce Cloghane połączonej z lądem 52- metrowym mostem. Latarnię można za niewielką opłatą zwiedzić ( 6 euro), można zobaczyć w jakich warunkach, do 1993 roku, żyli i pracowali tu ludzie. No nie jest to krzepiący obrazek, poza widokami za oknem nie ma się czym zachwycać a i to pod warunkiem, że świeci właśnie słońce, niebo jest niebieskie a morze szafirowe. Tak jak ja jestem "chora na pogodę", tak zakładam, że taki latarnik meteopatą być nie mógł, a jeśli już nim był, to nie miał w życiu na krawędzi klifów łatwo. Nie bez przyczyny powstała tu stacja ostrzegawcza, tu, gdzie rządzi natura, z którą tak wielu ludzi u południowo- zachodnich wybrzeży wyspy przegrało. Do największej tragedii doszło 10 listopada 1847 roku; ze 110 pasażerów i załogi amerykańskiego liniowca Stephen Whitney przeżyło 18 osób; panowała tak gęsta mgła, że kapitan pomylił latarnię w Crookhaven z latarnią na Old Head of Kinsale, 1034 tonowy statek zatonął w 10 minut rozbijając się na skałach West Calf Island.
W grudniu 1908 r. ofiarą gęstej mgły padł ośmiotonowy brytyjski statek SS Irada , z ładunkiem 22.000 bel bawełny; zaginął kapitan i 3 członków załogi. To z SS Irady pochodzi olbrzymia śruba na parkingu tuż przy centrum turystycznym.
Wiele tragicznych wypadków odnotowano w tej pięknej przecież okolicy na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, i chociaż nie myślałam o tym będąc tam w ten słoneczny dzień, wkradł się gdzieś pomiędzy moje emocje lekki niepokój, pewnie tym silnym wiatrem budzony.
Na niewielkiej platformie z widokiem na skalny łuk byliśmy sami, o dziwo, ale tłumy przybyły na Mizen Head dość późno, kiedy my postanowiliśmy już jechać dalej.
Barleycove.
Kawkę wypiliśmy na plaży Barleycove.
Trzeba przywyknąć do plaż w Irlandii i najlepiej nie porównywać ich z żadnymi innymi, ani polskimi, ani hiszpańskimi czy włoskimi ( o tych mogę coś powiedzieć). O Barleycove Beach mówi się, że jest jedną z najlepszych w zachodniej Irlandii, jeśli nie w samej Irlandii, ja tam nie wnikam. Wydaje się być spora, okolica przy słonecznej pogodzie zachęca do bliższego poznania a hotel z widokiem na ocean kusi, by się w nim na czas poznawania zatrzymać.
Na stronie hotelu czytam, że okolica obfituje we wszelkiego rodzaju atrakcje aktywnego wypoczynku, od sportów wodnych, przez jazdę konną czy obserwowanie ptaków po trekking. Można się stąd przespacerować na Mizen Head, to tylko 4 kilometry, mijaliśmy po drodze kilku piechurów.
Brow Head
Inne propozycja to Brow Head w pobliżu Crookhaven, najbardziej na południe wysunięty punkt wyspy zwanej Irlandią, tak tak, właśnie wyczytałam, że nie jest nim wcale Mizen Head, że ów jest na trzecim miejscu dopiero. Na Brow Head dojechać nie można, trzeba znaleźć pewną ścieżkę, podobno oznaczoną, gdzieś pomiędzy Crookhaven i Barley Cove.
Co jeszcze udało nam się przegapić? To...
oakwoodaerialphotography.ie |
Three Castle Head
Gdybyśmy z Barleycove pokierowali się w stronę Lisnagrave, tam zostawili samochód i dalej udali się pieszo, moglibyśmy odkryć ślady zamku zbudowanego około 1207 roku (ruiny, jakie tam dziś zastaniemy pochodzą najprawdopodobniej z wieku XV jednak). Scenerię dla 10 wież mieszkalnych wybrali członkowie klanu O' Mahoney nie byle jaką; klify stopniowo schodzące do Atlantyku i jezioro Dun Lough.
Pysznej podobno kawy w Three Castle Head Cafe i tak byśmy jeszcze nie dostali, bo lokal Lukasa i Joanne Ungerer jest otwarty dla przypadkowych turystów od czerwca do września, chociaż imprezy prywatne, także wesela, można tu organizować przez cały rok. Kawiarnia, rodzaj eksperymentu zważywszy na lokalizację, działa od 2014 roku i podobno jest to eksperyment całkiem udany. Państwo Ungerer oferują też dom wakacyjny, loft wygląda bardzo atrakcyjnie, cena?, jakieś 80 euro za noc.
Czy jeszcze jakieś czarowne miejsce z "head" w nazwie znaleźć można w okolicy? Nic o tym nie wiem,wiem, że pominęliśmy w naszej jednodniowej wycieczce kilka wioseczek, w których podobno warto się zatrzymać; przez parę wiodła nasza trasa, dla innych trzeba by było z trasy zboczyć. Te, które widzieliśmy wyglądały jak jedne z wielu w Irlandii, z kilkoma kolorowymi domkami, przydrożnym barem, z widokiem na wodę lub góry. Czym się na tle innych wyróżniają można powiedzieć dopiero wtedy, gdy się tam rzeczywiście trochę czasu spędzi. Może kiedyś, bardzo chętnie zresztą!
Crookhaven
fineartamerica.com |
sailmagazine.com |
Latarnia, trzy bary, urocze położenie, cisza i spokój, jak ktoś potrzebuje.
Goleen
Nad wodą,cztery knajpki, jeśli już o wiosce wspomnieć. Ktoś tam jednak jeździ sądząc po ofercie wakacyjnej, może nie przesadnie bogatej, ale istniejącej przecież, i tu planuje swą własną trasę po atrakcyjnym południowym wybrzeżu.
Przy drodze z Goleen do Schull, w małej zatoczce Toolmore, znaleźliśmy Altar Wedge Tomb.
Grobowiec datowany na koniec epoki kamiennej, jeden z 12 podobnych znajdujących się na przylądku Mizen. Archeolodzy odkryli go w 1989 r. Coś dla poszukiwaczy megalitycznych budowli, zadziwiająco łatwo dostępny przy tym, bo różnie to w Irlandii bywa, często trzeba ich szukać na prywatnych posesjach. Tutaj jest nawet mały parking dla ułatwienia. I bardzo ładna okolica.
Schull
schull.ie |
telegraph.co.uk |
Dość bogata, w porównaniu z innymi, internetowa strona Schull świadczy ewidentnie o tym, że coś się tu dzieje, że odwiedzają mieścinkę przyjezdni, że ma ona niezłą bazę noclegową i wszystko to, czego spragniony odpoczynku turysta potrzebować może. Nie widać tego, gdy się z prędkością nawet i 20km/h przez centrum przejeżdża. Zatrzymaliśmy się na "przedmieściach" jedynie, nad samą wodą, tuż przy mini wysepce i tak sobie teraz myślę, że jeśli nie pokuszę się już może nigdy o wizytę w Crookhaven czy Goleen, to na tę nadmorską wioskę czas znajdę.
Ma Schull w ofercie trzy bary, kilkanaście jadłodajni, port a nawet planetarium; przeróżne sporty wodne, łódki, kajaki, wędkowanie, jazdę konną, spacery, wspinaczkę ( 408 m góra Gabriel, z charakterystycznymi, widać je z daleka, białymi kulami na szczycie, urządzeniami do naprowadzania samolotów), "podglądanie" ptaków, a nawet festiwal filmowy (!, od 2009 roku! http://www.fastnetfilmfestival.com/ ), jest czym czas wypełnić. Czy wejdę do tej lodowatej wody, nie ręczę ale może chociaż któryś z tych barów odwiedzę...
Niedaleko, bo zaledwie 8 km dalej, leży jeszcze jedna tłumnie odwiedzana miejscowość.
Ballydehob
schull.ie |
Lake Street Dave, ballydehobjazzfestival.org |
Meschiya Lake&The Lil Big Horns, ballydehobjazzfestival.org |
Muzyka zdaje się być hasłem naczelnym wielu tutejszych imprez. Odbywa się tu Irish Traditional Music Festival, Jazz Festival, Country Music Festival, impreza letnia rozbrzmiewająca folk i shanty, bardzo mi się podoba, że tak niewielkie społeczności organizują sobie wspólnie czas, spędzają go razem, bawiąc się przy tym przednio.
Kathmandu to może i nie jest ale że bazę wypadową do zwiedzania południowo- zachodniej części wyspy stanowić może, to fakt niezaprzeczalny. Kilka barów, rzecz jasna, uprzyjemni wieczorny odpoczynek po aktywnym, jak zakładam, dniu; bywalcy chwalą "Rosies Bar",ale podejrzewam, że wszystkie pozostałe swój klimat i miłośników mają.
Jazz NA ŻYWO przy okazji 10 już edycji festiwalu w tym roku? Wciąż nic straconego. http://www.ballydehobjazzfestival.org/ , LAKE STREET DIVE grają w muzyką stojącej wiosce 30 kwietnia, dzień później można posłuchać MESCHIYA LAKE & THE LIL BIG HORNS.
Wciąż przeżywam mały kryzys Irlandii... Że wszędzie to samo, że wszystko, choć urocze, bardzo podobne, gdziekolwiek się nie wybiorę...
Kryzys minie wraz z nadejściem prawdziwej wiosny a do małych wypraw i ten nie jest w stanie mnie zniechęcić jednak.
Sprawdzałam już pogodę na najbliższy weekend, nie z myślą o Mizen co prawda, ale nie pierwszy to i nie ostatni raz udaliśmy się w tamte rejony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz