Etykiety

piątek, 26 sierpnia 2016

W Sandomierzu sielanka.


No przecież byłam już w Sandomierzu, pamiętam mokrą od deszczu brukowaną ulicę, którą wspinaliśmy się w poszukiwaniu domu noclegowego, pamiętam wiewiórkę w parku i grób Zofki z Sandomierza. Czy to warto wysyłać dziecko na wycieczkę, z której tyle mu w pamięci zostaje? Miałam 7, może 8 lat...
Przy ulicy z "kocich łbów" będę się upierać, wiewiórkę mogłam widzieć w Łańcucie a co do Zofki, na pewno była z Sandomierza, na pewno kazano nam ją oglądać, co by śniły mi się później długie "truposzkowe" paznokcie, ni to złote, ni to siwe włosy, nie wspominając o dość makabrycznej "twarzy", ale czy w sandomierskich podziemiach grobowiec oglądaliśmy, czy w krakowskich, czy jeszcze gdzieś indziej, i czy to była Zofka, czy zupełnie kto inny, może panna Morsztynówna, doprawdy nie wiem.
Ale w Sandomierzu byłam na pewno!
Muszę przyznać, że te pomieszane w pamięci obrazy nijak się do tego, co teraz zobaczyłam, nie mają, miasto odkryłam na nowo i chociaż wolę, jednak!, Kazimierz nad Wisłą, Sandomierz absolutnie godzien jest odwiedzenia!









Podróż samochodem z Trójmiasta pochłonęła większą część dnia i tyle energii, że do późnego popołudnia uzupełnialiśmy w zacisznym hotelowym pokoju jej zasoby. Wieczorem nie było już tak upalnie, można było udać się na mały rekonesans, podejrzeć co się dzieje w centrum miasta, które rozsławił pewien popularny serial z księdzem w roli głównej, a "tripadvisorowym" szlakiem idąc trafić do fajnej knajpki "Lapidarium pod Ratuszem" zwanej.
Co bym o Sandomierzu powiedzieć mogła słów nie nadużywając? Sielanka. Ładna, zielona okolica, kolorowe, zabytkowe centrum, spokój,by nie powiedzieć nuda, idealne miejsce na krótki odpoczynek. Nie musi człowiek biegać, by czegoś z listy "zobaczyć koniecznie!" nie przegapić, bo lista ta długa nie jest a jak człowiek nie biega, to ma okazję rytmowi miejsca się poddać, co sobie osobiście bardzo cenię.
Na Sandomierskim rynku miejsca wystarczy dla wszystkich, wokół mnóstwo nęcących restauracyjek, tuż przy Ratuszu olbrzymie drzewo cień daje w skwarny dzień, można sobie na ławce usiąść i gołębie karmić na przykład, albo zmianę warty obejrzeć, można też nie robić zupełnie nic.

















Co robi wrażenie w Sandomierzu?

Podziemna Trasa Turystyczna.

Właściwie nie powinna, przecież nie znoszę wszelkich lochów, jaskiń i tym podobnych atrakcji, ale system połączonych kupieckich piwnic ciągnący się na około 500-metrowym odcinku pod 8 kamienicami starego miasta zobaczyć warto.
 Średniowieczny Sandomierz to bogate miasto i ważny ośrodek handlowy, zamożni mieszczanie w poszukiwaniu miejsca na swe dobra przez trzy stulecia drążyli podziemne spichrze, by później, gdy "potop szwedzki" miasto nad Wisłą zrujnował, większość z nich, niepotrzebnych już, zasypać.


polskaniezwykla.pl

Stopniowe schodzenie na głębokość 12 metrów nie wywołało we mnie paniki, korytarz jest oświetlony i dość szeroki, nie towarzyszyły mi żadne omamy wzrokowe, chłód tylko, nie nazbyt dotkliwy,o grupie pewnie ze 30 osób nie wspominając.
Anegdoty krążą o przypominającym ser szwajcarski podłożu starego miasta. Pani pewna chcąc zapłacić za gazetę w kiosku trafiła ręką w próżnię, kioskarz się bowiem zapadł pod ziemię, w sekundę, dosłownie, wpadając w 9-metrową dziurę.
W skuteczny, jak dziś widać, plan ratowania miasta zaangażowało się w drugiej połowie XX wieku wielu ludzi, z profesorem Zbigniewem Strzeleckim na czele.
Trasę zwiedzać można wyłącznie z przewodnikiem, kosztuje to 10 złotych.

Sałatka w Lapidarium pod Ratuszem. Burger podobno też.


Jestem ostatnią osobą, która się nad zawartością swojego talerza "pochyla" i smaki analizuje ale wegetariańska sałatka z kozim serem i kwiatkami przypominającymi chabry autentycznie mnie zachwyciła. Rewelacyjna!
M. peany układał na cześć burgera, któremu ledwie podołał; w tej samej knajpce rzecz się działa.
A jeśli o jedzeniu mowa, "W Starej Piekarni" polecać będę, za to "Casa de Locos" już nie.

Co w Sandomierzu wielkiego wrażenia nie robi?


Widok z tarasu na szczycie Bramy Opatowskiej.

 Bo niepotrzebnie porównuję go z widokiem na miasto z lotu ptaka.
Z czterech bram miejskich, jakie w XIV wieku wraz z murami obronnymi tu wzniesiono została ta jedna tylko.






Bulwar nad Wisłą.

Że się nad Bulwarem Piłsudskiego w Sandomierzu napracowano, nie wątpię, nie jest to jednak w moich oczach jakoś wyjątkowo atrakcyjne miejsce; spacerować wolałam po starym mieście, posiedzieć przy kawie tamże.
Czytam, że to ulubione mieszkańców Sandomierza a i turystów coraz bardziej miejsce spacerowe i się dziwię, bo spotkaliśmy tam ze dwie osoby może, reszta wolała rynkowy, pod Ratuszem, gwar. Czy udało się przywrócić bulwarowi jego przedwojenną atmosferę, kiedy to kwitło tu podobno życie towarzyskie i kulturalne? Zaprzeczyć nie mam prawa, potwierdzić nie mogę.

Pan w sklepie na Rynku.

...

Co wrażenie zrobić może, nie musi?

Wąwóz królowej Jadwigi.

 W centrum miasta, długi na 500 metrów, wysokość ścian sięga 10 metrów; miejsce na spacer w upalny dzień idealne.
A propos wąwozów, które lubię, nie wiem dlaczego. W Nałęczowie, do którego może zajrzę przy okazji kolejnej na Lubelszczyźnie wizyty, a ściślej, w nałęczowskich wąwozach, kuszą apartamenty "W drzewach". Pomysł państwa Fraszka na swój biznes chyba wypalił, skoro nie tak łatwo nocleg w "domku na drzewie" zarezerwować. Fajny pomysł i fajne miejsce, gdy się ktoś miejskim zgiełkiem bardzo zmęczy.

regiodom.pl

neleczow.net

naleczow.net


Zamek.

Po budowli wzniesionej w XIV wieku na jednym z siedmiu sandomierskich wzgórz zostało jedno jej skrzydło, gdy Szwedzi wysadzili zamek w powietrze. Do 1959 roku mieściło się tu więzienie, dziś Muzeum Okręgowe. Nie weszłam, przyznaję, ominęłam wąskim łukiem.








Nie czułam niedosytu miasto opuszczając ale o rozczarowaniu mowy nie ma , czy o powrocie? Dla sałatki z chabrami czemu nie!
No i dla wina, bo dziwnym trafem udało nam się ten wątek pominąć tym razem. Spacer po winnicy, degustacja trunku, grill jak ktoś lubi -  kusząca alternatywa dla wizyty w mieście w nietrafionym momencie, w majowy weekend na przykład. A "Winnica Nad Jarem" w Złotej, gdzie w spokoju przy kieliszku wina można by wówczas posiedzieć, znajduje się 5 kilometrów zaledwie od Sandomierza. Uprawa winorośli w tym rejonie ma się coraz lepiej, dawne tradycje znów żywe, a oferta turystyczna wzbogaciła się o "szlak winny" ( mapka poniżej).
Może właśnie tego wina mi zabrakło, by dziś z entuzjazmem o Sandomierzu myśleć?...

Winnica nad Jarem i pani Sylwia Paciura, właścicielka; echodnia.eu
vinisfera.pl

teoriawina.blogspot.com

sobota, 6 sierpnia 2016

O zamku Krzyżtopór.



To było jak małe przyzwolenie pana na tych włościach, nieboszczyka od stuleci skądinąd,byśmy w zrujnowane zakamarki jego niezwykłej budowli mogli zajrzeć. Podróży z Sandomierza do Ujazdu towarzyszyła ulewa,wciąż lało, gdy dotarliśmy na pałacowy "zajazd", ale nagle deszcz ustał...  Przyjęliśmy to nieme zaproszenie, chociaż klimat miejsca w ów pochmurny niedzielny poranek jakiś taki dziwny wydał mi się, nieswój, posępny.
Niewiele się z wyjątkowej architektonicznej kreacji ostało. Nagie mury i labirynt komnat, odarte z bogactwa, jakim się podobno szczyciły. Zabrakło mi wyobraźni, by ujrzeć tu piękne posadzki, malowidła i pałacowe meble, z których doszczętnie posiadłość ograbiono w czasie tzw. "potopu" szwedzkiego. Nie znalazłam też w ów pochmurny dzień w ruinach nic romantycznego poza "romantyczną" parą może, pstrykającą sobie "słitfocie...".
 Nie, romantycznego nie, ale specyficznego, "gęstego" klimatu miejscu temu odmówić nie mogę. Posępne niebo, nagie drzewa, ruiny i ptak jakiś, trzepoczący nam nad głowami. Istny Edgar Alan Poe.
 Smutne to świadectwo upadku największej ufortyfikowanej rezydencji XVII- wiecznej Europy ( przed powstaniem Wersalu, zaznaczmy).
Nie ma już akwarium z egzotycznymi rybkami, które można było oglądać przez szklany strop jadalni, nie ma 300 koni arabskich i stajni wyposażonej w marmurowe żłoby i lustra. Nie ma fosy i zwodzonego mostu otwieranego przez pięknie odzianych czarnoskórych (!) wartowników. Nie ma włoskich ogrodów, jest łąka wokół.
4 wieże jak 4 pory roku, 12 sal, bo tyleż miesięcy, 52 pokoje i 365 okien, w roku przestępnym odsłaniano 366, tak sobie wojewoda sandomierski Krzysztof Ossoliński swoją rezydencję rozplanował. Inspiracją był podobno pałac włoskiego kardynała Alessandro Farnese znajdujący się w miejscowości Caprarola. Krzysztof Ossoliński studiował we Włoszech a później sporo podróżował, odwiedził też małe miasteczko w okolicy Rzymu, w którym do dziś kardynalski pałac stoi przyciągając rzesze turystów. Chętnie bym do nich dołączyła, Palazzo Farnese znacznie mniej pozostawia pola dla wyobraźni, niż nasz Krzyżtopór, chociaż z tej perspektywy oba robią duże wrażenie...

Krzyżtopór ;f7dobry.pl

Krzyżtopór, gdzienaweekend.pl
Palazzo Farnese; caprarola.info
Palazzo Farnese; pinterest.com

By tej wyobraźni pomóc, w Ujazdowych planach jest stworzenie specjalnej multimedialnej ekspozycji; odwiedzający mogliby zobaczyć jak zamek wyglądał w czasach świetności, jak wyposażone były sale, jakich przedmiotów używano, może uda się odtworzyć gabinet syna, Baldwina Ossolińskiego. Pomysł rewelacyjny.
Ile pracy włożył w budowę polskiego zamku Szwajcar Wawrzyniec de Sens, zwany Senesem, do końca nie wiadomo. Kilkanaście lat i 30 mln złotych, nie wspominając o białkach z miliona jaj kurzych co by zaprawę budowlaną uczynić wodoodporną, tyle Krzyżtopór pochłonął.
Ani Krzysztof Ossoliński, ani jego syn Krzysztof Baldwin Ossoliński, nie nacieszyli się jednak zamkiem, ojciec zmarł rok po ukończeniu budowy, syn , który otrzymał pałac w prezencie ślubnym, parę lat później, obaj odeszli przedwcześnie, co przyczyniło się do podziału rodowego majątku i powolnej śmierci wspaniałej rezydencji. Rodzinna kronika wspomina o dobijającym się do bramy zamku samotnym rycerzu, który rozpłynął się we mgle, gdy chciano przed nim bramę otworzyć; w rycerzu rozpoznano Krzysztofa Baldwina a historia ta miała miejsce latem 1649 roku, kiedy to zginął w walce przeciwko Tatarom; ciała nigdy nie odnaleziono a w zmasakrowanych zwłokach przywiezionych do Ujazdu żona męża swojego nie rozpoznała. Od tamtej pory pojawia się na zamku duch w zbroję odziany ...
Zastanawiałam się dlaczego w tak niepozornej okolicy postanowił właściciel swój pałac wznieść, podobno nawet długo szukał idealnego miejsca. Owszem, blisko stąd do Sandomierza czy Opatowa, czyli większych ośrodków miejskich, ale poza tym niczym szczególnym się Ujazd nie wyróżnia.  Ale może tylko w moich oczach.















Ślubna sesja w Krzyżtoporowych ruinach? Tak, chętni są!

mkfoto.info.pl

rafalrogoznicki.blogspot.com

fotoszubi.pl

fotoszubi.pl

Dobry duch zamku dał nam godzinę na zwiedzanie, deszcz lunął na nowo i trzeba się było ewakuować. Poprzedniego dnia mielibyśmy może i mniejszą swobodę, za to warunki pogodowe znacznie bardziej sprzyjające. W nieodległym Sandomierzu niebo było bezchmurne a temperatura przekraczała 30 stopni rozleniwiając nas totalnie; w takich okolicznościach nie miałabym skojarzeń z Poe a wenę pewnie nieco większą...