Etykiety

poniedziałek, 30 września 2013

Lato w Barcelonie


Pierwsza wizyta w Barcelonie dostarczyła nam wrażeń i pozytywnych emocji tyle,że wystarczyło na parę lat, druga, a wybraliśmy się tam pod koniec sierpnia, w mojej głowie przynajmniej,chaos wprowadziła!
No zadepczą ci ludzie to miasto!Klimat jest,magia jest ale jak tu się im poddać,gdy wątek własnej myśli człowiek w tym  zgiełku gubi,gdy chce w jedną stronę pójść,a tłum niesie go w stronę przeciwną!? Nie nie,nigdy więcej w tak zwanym szczycie sezonu tam nie pojadę!Bo że pojadę to raczej pewne!Pojedziemy!
W kilku kolejkach odstaliśmy swoje,nie było innej rady, ale gdy zobaczyłam albo raczej dojrzeć nie mogłam gdzie się kończy ta do Muzeum Picassa,poszłam stamtąd czym prędzej, zastanawiając się ilu wśród tych ludzi prawdziwych pasjonatów sztuki,ilu wielbicieli Picassa,do których ja osobiście nie należę!
Któregoś ranka wybraliśmy się pieszo do Parku Guell, rano,bo chcieliśmy zdążyć przed "falą" a pieszo,bo fajnie jest zobaczyć coś więcej niż typowe turystyczne szlaki,często tak robimy. Krótko  cieszyliśmy się jako takim spokojem!Śmiesznie było,gdy nie mogłam w tłumie odnaleźć M.,który chciał mi zrobić zdjęcie albo gdy na zdjęciu,które mi zrobił,nie mogłam odnaleźć samej siebie.Wialiśmy stamtąd aż się kurzyło!
Na La Ramblę zajrzeliśmy dwa razy,ze dwa na plażę ,w tym raz późno w nocy,ciężko było z wdarciem się do Mercat de la Boqueria a spektakl światło i dźwięk czyli taniec fontann w rytm muzyki przed Palau Nacional obejrzeliśmy z nie najlepszego miejsca. Oto "zalety" letniego zwiedzania Barcelony!
Bo to mimo drugiej już wizyty wciąż tylko oglądanie; odkrywanie,doświadczanie,tropienie śladów mniej lub bardziej odległej przeszłości wymaga więcej czasu przede wszystkim,więcej przestrzeni! Nic tylko pomieszkać w Barcelonie!Wszystkie place,ulice,budynki,zaułki,wszystkie nazwy zdają się mieć swoja własną historię i nie dziwi mnie wcale rosnąca wciąż liczba tych,którzy te historie pragną poznać. Projekcja zdjęć Barcelony sprzed wieku była rewelacyjna;tak by się chciało poszukać,poszperać,dowiedzieć więcej o tym jak wyglądała,jak się zmieniała w to uwielbiane dziś miejsce!
Zatrzymaliśmy się w Residencia La Ciutadela (to w zasadzie akademik z apartamentami na parterze), tuż przy wielkim Parku de la Ciutadela, blisko Arc de Triomf i Estació de Franca. Miejsce,w którym decydujemy się zamieszkać ma olbrzymie znaczenie,bardzo wpływa na perspektywę z jakiej się miasto ogląda, trzeba je naprawdę ostrożnie i możliwie świadomie wybierać. Nieźle trafiliśmy za pierwszym razem...Taksówkarz,gdy usłyszał dokąd ma nas zawieźć zaczął cmokać i kręcić głową,że niebezpiecznie,że panny w przykrótkich kieckach tam stoją... Panny stały i owszem,ale stały też właściwie przez cały czas  patrole porządkowe i żadnego przykrego incydentu nie odnotowaliśmy, a jeśli chodzi o samą lokalizację,bardzo dobra,dwa kroki od Rambli,w dzielnicy Raval.
Skoncentrowaliśmy się na Barri Gotic i La Ribera teraz,zależało mi też na Eixample ,zajrzeliśmy znów na Montjuic, nie wariowaliśmy tym razem jak parę lat temu,próbując zobaczyć wszystko na raz.
Stare Miasto ma wiele oblicz,inne wcześnie rano,gdy ekipa sprzątająca robi wszystko,by doznania węchowo-wzrokowe turystów uatrakcyjnić a właściciele wszystkich sklepików,butików podnoszą brzydkie blaszane bramy przygotowując się do targowania,inne w ciągu dnia,kiedy turysta rusza z fleszem w teren a jeszcze inne wieczorem czy późno w nocy.
Rano było ciekawie!Nietrudno sobie wyobrazić jak "casco antiguo" wyglądało i pachniało w przeszłości,to odrębny i dość intrygujący wątek historii tego miasta,żywy wciąż o poranku,jak się sami przekonaliśmy,zwłaszcza M. Zresztą nie tylko Barcelony tenże wątek dotyczy,podobno współczesny człowiek mógłby trupem paść rażony aromatem jaki ulice miast jeszcze w XIX wieku wydzielały.W starożytności mieszkańcy Barcino w myśl powiedzenia"mens sana in corpore sano",nie wyobrażali sobie życia bez publicznych term, których kilka w mieście było (trzy udokumentowane,jak wyczytałam). Trzeba też wspomnieć o starożytnej sieci kanalizacyjnej odprowadzającej nieczystości do morza,o sieci,która po upadku imperium rzymskiego przestała funkcjonować aż do XIX wieku!W średniowieczu spośród trzech żyjących tu obok siebie społeczności religijnych najbardziej o swe ciało zdawali się dbać muzułmanie.Żydzi mieli swoje łaźnie("miqve"),z których niestety żadna się w Barcelonie nie zachowała,natomiast chrześcijanie ciało swe postrzegając jako więzienie dla duszy bardzo słabo o nie dbali. XIX wiek mógł być okrutny;mieszkańców przybywało w zawrotnym tempie,stąd pomysł,by połączyć pękającą w szwach Barcelonę z pobliskimi miasteczkami i wioskami,by dzielący je mur zburzyć i stworzyć jeden organizm. Z najlepszym projektem wystąpił tutaj inżynier Ildefons Cerda i to efekt jego pracy do dziś uważa się za rewelacyjny. Pomyślał o wszystkim,o nowej sieci kanalizacyjnej,o odpowiednim nasłonecznieniu mieszkań, o zacieśnianiu więzi współmieszkańców kamienic pochodzących z różnych grup społecznych też (parter z dostępem do ogrodu zajmowały rodziny lepiej sytuowane,burżuazja,wyższe poziomy i poddasza należały do rodzin robotniczych) . Ciekawa byłam tej siatki geometrycznej,jeśli się na mapę zerknie;to tutaj ,przy szerokiej alei Passeig de Gracia ,stoją słynne Casa Batlló, Casa Mila "La Pedrera".
Tę dość bogatą dzielnicę zamieszkują dziś nie tylko zamożni Barcelończycy ale i emigranci.A jak jeść dobrze dają!I tłumów(pomijając znane Gaudiego kamienice) nie widać!Mnie się Eixample podoba!
Mówi się,że miejsce ludzie tworzą a w tym międzynarodowym tłumie Katalończycy zdają się ginąć...
Emigranci wiedzą,gdzie interes kręcić,ale to oni,trzeba im przyznać,pierwsi otwierają a jako ostatni zamykają swe kiermasze rozmaitości.
Każdy znajdzie w Barcelonie coś dla siebie,wiele zachcianek Barcelona zaspokoi.
Długo się zastanawiałam,w której części chciałabym zamieszkać i czy chciałabym,czy nie lepiej jednak zaglądać tam od czasu do czasu z tym samym entuzjazmem i podglądać,jak się zmienia to kultowe miasto.








































Następnym razem namówię M. na taki rowerek! Na Montjuic może i nie damy rady wjechać, a bardzo mi się ta zielona przestrzeń podoba ,ale łagodniejszych tras jest w mieście mnóstwo.
A wracając do Wzgórza Żydów, sporo czasu może pochłonąć zwiedzanie Museu Nacional d'Art de Catalunya i Fondació Joan Miró; można wjechać na sam szczyt,gdzie stoi zamek Montjuic i zobaczyć piękną panoramę miasta i portu.Nie podreptaliśmy dotąd po wszystkich parkach i ogrodach, nie wystarczyło czasu na Poble Espanyol z reprodukcją budynków charakterystycznych dla różnych regionów Hiszpanii; Anella Olimpica ze starym stadionem też czeka na swoją kolej( Camp Nou oczywiście widzieliśmy,M. by mi nie odpuścił!) .
Czyli co? Jest do czego wrócić,oczywiście że jest!
A gdyby tak Cork czy Białą Podlaskę szykowano parę razy w ich historii a to na wystawę światową,a to na igrzyska, może i z nich dałoby się coś wykrzesać? Nie? Chyba nie!
Barcelonie sprzyja klimat i położenie,w Barcelonie dużo się działo na przestrzeni wieków, Barcelona przyciągała niezwykłych  ludzi z ciekawymi pomysłami!Warto by się przyjrzeć niektórym z nich...

niedziela, 29 września 2013

Girona.



- Przepraszam,zagadnęłam jakąś dziewczynę po hiszpańsku,szukamy,głośno przełknęłam ślinę... tyłka lwa... Nie umiała powstrzymać uśmiechu,my też,ale oczywiście wskazała gdzie mamy iść.Okazało się,że jesteśmy tuż tuż. A po co to wszystko?A no bo już mieliśmy pewność niezbitą,że chcemy tu wrócić a całus w lwie " el culo" miał nam ten powrót zagwarantować! I ja w to wierzę!Już mam plan!

La calle de Calderers,tutaj znajdziemy reprodukcję rzeźby lwa,która najprawdopodobniej służyła jako reklama słynnej niegdyś gospody "Hostal de la Lleona" a dziś oglądać ją można w Museo de Arte
Szybko zgodnie przyznaliśmy,że Girona jest od Tarragony ciekawsza,no ale w Gironie brakuje plaży a tej M. bardzo potrzebował,żeby poczuć się szczęśliwszym.
Ależ się naoglądaliśmy w ten jeden dzień,no dobrze,dobę! Nazwiedzaliśmy, nadowiadywaliśmy! Pewnie,że to za mało! A początkowo chcieliśmy tu wpaść z Barcelony na parę godzin,w ostatniej chwili M. wymyślił nocleg. Co zaobserwowaliśmy poza dużą atrakcyjnością,dużą dla oka uciechą?Obecność zjawiska "gawarim pa ruski siuda", oczywiście.
Cudne to  miasto! Wiedziałam o nad rzeką kolorowych kamienicach, nic za to o dłuuugim murze,o wszystkich tych zakamarkach pięknej starówki! Czasem warto poczytać o miejscu,do którego chce się człowiek wybrać, a czasem fajnie jest tak po omacku je poznawać,zwłaszcza gdy,jak w przypadku Girony właśnie,najlepiej poruszać się po nim pieszo.
Zatrzymaliśmy się w hotelu "Peninsular",tuż przy rzece Onyar,czyli bardzo blisko najciekawszej części miasta.
Rzeka i kolorowe kamienice na długo zatrzymały naszą uwagę; w pełnym słońcu wyglądały bajecznie. A kiedy już się napatrzyliśmy,napozowaliśmy to ruszyliśmy do Barri Vell i długo,długo nie mogliśmy,czy nie chcieliśmy tego labiryntu z kamienia opuszczać! Mur ciągnący się wzdłuż starego miasta doprowadził nas na powrót do rzeki. Tak to pokrótce wyglądało,rano te same miejsca odwiedziliśmy,udało się mieć je tylko dla siebie;poza tym chcieliśmy obejrzeć wschód słońca nad Gironą, dlatego pobiegliśmy  chwilę po siódmej na mur,skąd widać całe miasto.
Zrodziło się podczas tych spacerów trochę pytań w naszych głowach,rzecz jasna! Ciekawe kiedy powstała Girona? Z którego wieku pochodzą te solidne historyczne budowle? Skąd wziął się mur? Kiedy nad rzeką pojawiły się kolorowe kamienice? Kto i kiedy budował kolejne mosty? Jak potoczyła się historia Żydów,którzy zamieszkiwali świetnie zachowaną "Call Jueu"?Co to jest "pa amb tomaquet"? ... i wiele wiele innych. No ale po kolei.
Domy nad Onyar powstawały już u schyłku średniowiecza, ale te, które dziś możemy oglądać,zbudowano w XIX wieku a nad ich fasadami pracowała grupa miejscowych malarzy i architektów.
Nie zachował się żaden ze średniowiecznych mostów łączących Stare Miasto z dzielnicą Mercadal po lewej stronie Onyar;najnowszy ukończono w 1995 roku.Niejaki pan Gomez odstąpił część swojego domu pod budowę jednego z nich,stąd jego dzisiejsza nazwa;zakochane pary wieszają na nim kłódki.Przy innym,czerwonym,wymienia się nazwisko Gustave Eiffle'a.

El Puente de Gomez



El Ponte de Hierro z 1877 roku;projekt G. Eiffle'a










Historia miasta sięga odległych czasów,gdy plemiona Iberów (niewiele,bardzo niewiele o nich wiadomo!),osiedlały się u zbiegu 4 rzek na równinie Girony,Ter,Guell,Galligants i Onyar. To Rzymianom jednak przypisuje się założenie miasta,które nosiło wówczas łacińską nazwę "Gerunda" i świetnie w ówczesnych czasach prosperowało. Bardzo atrakcyjne strategicznie położenie Gerony przysparzało jej przez wieki poważnych problemów stanowiąc łakomy kąsek dla kolejnych najeźdźców po upadku imperium rzymskiego; a nawet w nieco bliższych nam czasach,w w XIX ,Francuzi z Napoleonem na czele spróbowali swych sił; siedmiomiesięczne oblężenie Girony przeszło do historii!
Nie dziwi zatem fakt,że mury obronne stawiano już w najodleglejszych czasach,począwszy od lat 80 i 70 p.n.e. Rzymską Gerundę ciasno okalał mur,w którym trzy "okna na świat" wykuto,trzy bramy;na obszarze w kształcie trójkąta mogło mieszkać,wedle szacunków historyków,3 tysiące ludzi.Z czasem trzeba było poza te mury wyjść,jak działo się w wieku XI i XII, trzeba było parę okrągłych wież dobudować. Działo się w Catalunii i w Gironie w wiekach średnich,oj działo!"Las murallas " wzmacniano i poszerzano nie dla kaprysu; ale nie tylko mury wznoszono,także wiele z tych wspaniałych budowli w starej części miasta,katedrę przecież!kościoły,Łaźnie Arabskie.
Co prawda  ukończenie katedry zabrało sporo czasu (XI-XVIII w),za to efekt końcowy, jaki jest każdy powinien zobaczyć;wzniesiono największy w Europie kościół jednonawowy!Pierwszy architekt założył sobie stworzenie kopii katedry barcelońskiej ale kryzys ekonomiczny a i nowy projektant plan ten skorygowały.

Katedra św.Marii










Tak,mur ,niegdyś obronny, to dziś bardzo popularny szklak,którym każdy kto odwiedzi Gironę przejść się powinien. Uwaga rano! Na wieżach proponuję nie zachowywać się zbyt głośno, bo nigdy nie wiadomo kto wyłoni się ze śpiwora!Sen pod gołym niebem w takim miejscu?Czemu nie?
Pierwszego dnia zawędrowaliśmy tam od strony katedry i placu Jurats a rano zaczęliśmy od Jardi de la Infancia i przeszliśmy na fragment muru wokół kościoła Santa Llucia.

Jardines de la Francesa













 








Muralles wokół Capella de Santa Llucia

 


"El Call" czyli dzielnica żydowska jest w Gironie jedną z najlepiej zachowanych w Europie.W labiryncie wąskich uliczek z kamienia czuć ducha tamtych czasów,gdy Żydzi mieli tu swoje miasto w mieście i jedno z najprężniej działających  centrów kabalistycznych. W 890 roku około 20 rodzin hebrajskich zjednoczyło się w swoim getcie tworząc społeczność,której potomkowie pozostali  tu do 1492 roku,do momentu wygnania Żydów z Półwyspu Iberyjskiego. Ducha naprawdę czuć a czasem nawet,ma się wrażenie,widać,gdy światło popołudniowego słońca wpada w wąskie,strome uliczki i łudzi,zwodzi,wyobraźnię pobudza!
Mnóstwo w Barri Vell takich miejsc urokliwych. To tutaj właśnie parę scen "Pachnidła" Toma Tykwera powstało(film?dobry,książka jeszcze lepsza!)
















Lwi zadek cmoknięty!Powrót do Girony zagwarantowany!
Bardzo bym chciała lepiej poznać Katalonię,z której pochodził Salvador Dali, której nigdy nie chciał opuścić,która może jego cudne wizje stworzyć pomogła.
Założę się,że M. chętnie bliżej pozna katalońską kuchnię; "pa amb tomaquet" to jej symbol. Zielonego pojęcia nie miałam co zrobić z kromkami podpieczonego chleba,główką czosnku i pomidorem jeśli nie kanapkę,bez masła!A to może i kanapka,ale w oryginalny sposób przygotowana!Połówkę pomidora wciera się w biały chleb,po czym skrapia lekko oliwą i soli,można też wcześniej natrzeć kromkę czosnkiem.
Może w maju tam zajrzeć,gdy miasto tonie w kwiatach podczas "Temps de Flors",albo w najkrótszą noc w roku 23 czerwca zobaczyć jak wygląda "Verbena de Sant Joan" czyli coś jak nasza noc świętojańska, a może na przełomie października i listopada,podczas obchodów święta św.Narcyza,patrona miasta? Jeszcze nie wiem!Ale zajrzymy na pewno!










mmm