Etykiety

niedziela, 29 września 2013

W Tarragonie.


Jedno na początku muszę zaznaczyć, absolutnie nic nie mam do naszych zza wschodniej granicy braci! Pochodzę przecież z lubelszczyzny, gdzie przez wieki tworzyła się mozaika kultur, polskiej,ruskiej, litewskiej i żydowskiej.Do dziś pamiętam, jak za dawnych dziwnych czasów korespondowaliśmy z rosyjskimi rówieśnikami,wymieniając się kolorowymi kartkami,naklejkami,"historyjkami",jak to nazywaliśmy,z gum balonowych;i jak w liście do mojego brata odszyfrowaliśmy zdanie,które nas wtedy bardzo rozbawiło;jego koleżanka zza granicy pisała "prislij mienia dżinsy"; u nas już były a tam jeszcze pewnie nie.
Nie,nic do Rosjan nie mam,ale zaskoczyła mnie nieco wszechobecność mówionego i pisanego języka rosyjskiego w Tarragonie a na pierwsze "spasiba" skierowane do mnie zareagowałam dość emocjonalnie.Tak,najpierw w Tarragonie,później w Barcelonie i Gironie. Ciekawe zjawisko! Najpierw pomyślałam,że turyści rosyjscy wabieni są w te strony tanimi lotami,i pewnie to też ma znaczenie,ale kiedy poczytałam o hiszpańskim rynku nieruchomości i o jego rosyjskich klientach-krezusach,którzy mogą decydować,kogo chcą,a kogo nie w swoim sąsiedztwie (a nie chcą na przykład Davida Beckhama i Shakiry),dotarło do mnie o co chodzi.Rosyjski turysta może swobodnie rozmawiać w swoim języku w hiszpańskim hotelu czy sklepie;o rosyjskiego turystę w Hiszpanii się dba.Dlaczego?Odpowiedź jest banalnie prosta.Rosyjski turysta to bogaty turysta;stać go średnio na wydatek160 euro dziennie,jak gdzieś wyczytałam.Całkiem,całkiem...:D
No ale dość o tym!
Nie planowaliśmy tej wycieczki;wymyśliliśmy Catalunię, gdy się okazało,że dostaniemy parę dni urlopu; chcieliśmy lecieć z Cork,by zaoszczędzić cenny czas i tak wykalkulowaliśmy,że aż 9 dni możemy spędzić w Hiszpanii, jeśli zdecydujemy się na Reus.
W Reus jest niewielkie lotnisko,skąd śmiało można ruszać dalej wygodnym autobusem,czy to do Tarragony,jak my zrobiliśmy,czy do Barcelony.
Lot mieliśmy dość późno,ale bez problemu załapaliśmy się na ostatni kurs (z 4 dziennie) autobusu "Hispano Igualdina" z lotniska Reus do centrum Tarragony. Koszt przejazdu to 3 euro.
Zaraz po zameldowaniu się w całkiem przyjemnym hotelu, wyszliśmy podejrzeć, co też dzieje się w piątkową noc w Tarragonie.Poddając się fali tłumu, dotarliśmy do "Balcó del Mediterrani" z widokiem na morze,teatr rzymski i... tory kolejowe,jak się nazajutrz,w świetle dziennym, okazało!
Spędziliśmy w Tarragonie 3 dni i myślę,że to w zupełności wystarczy,by miasteczko poznać a i polubić!Świetne miejsce na odpoczynek,fajna plaża,spokojna atmosfera,a i jest tu co zobaczyć,kompleks zabytkowy z czasów rzymskich wpisano w 2000 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO.




"Razem,bracia,razem!"  Francesc Angles wyrzeźbił castellers w żywej skali... czyżby?


Poznawanie miasta zaczęliśmy,chcąc nie chcąc, od głównej alei, La Rambla Nova zwanej. Szeroka na 45 m a długa na 700 m potrafi niezły tłum pomieścić;nam służyła jedynie do szybkiego przemieszczania się,bo specyfika takich miejsc,gdzie jeden przez drugiego miły gość w biały fartuszek odziany kłania się w pas, zapraszając do stolika, drażni mnie bardziej niż cieszy.W niedzielne przedpołudnie trafiliśmy na mini targ z miejscowymi specjałami i rękodziełem; ser był przepyszny!A w poniedziałek La Rambla Nova zmieniła się w bazar na Brzeskiej w Białej Podlaskiej, ten sprzed niemal 20 już lat!
Oblegana przez turystów,fleszami nieustannie oświetlana rzeźba przedstawiająca wieżę budowaną z ludzi podsyciła moją ciekawość.Tak naprawdę nic nie wiedziałam o tej wielowiekowej kastylijskiej tradycji,nie zdawałam sobie sprawy jak wiele znaczy dla mieszkańców Katalonii,którzy w imponujący dla mnie sposób pragną zachować swoją odrębność,choćby używając swojego języka na pierwszym miejscu!
Trafiliśmy,jak się okazało,do kolebki castells,czyli budowania wieży z ludzi,no bardzo blisko,bo miasteczko Valls leży jakieś 20 km od Tarragony,a jednak nie było nam dane zobaczyć tego na żywo,nie licząc mini pokazu w Barcelonie.Sezon trwa dla castellers (budowniczych zamków) w zasadzie przez cały rok,telewizja relacjonuje,jak zauważyłam,występy grup z różnych miejsc.Niebawem rozpocznie się jednak prawdziwa uczta dla miłośników tej sztuki,we wrześniu obchodzi się jedno z najważniejszych świąt w roku,święto patronki Tarragony,św.Tekli;to jeden z najlepszych momentów,by przedstawienie obejrzeć,plac de la Font w Tarragonie wypełniony jest ludźmi po brzegi,to tutaj bowiem,pod balkonem ratusza,nakazuje tradycja żywą wieżę budować.
Nie do końca wyjaśniono kwestię pochodzenia tradycji,prawdopodobnie może mieć związek z XV wiecznym tańcem religijnym wykonywanym w Walencji i Katalonii,zwanym "balls dels Valencians";tancerze tworzyli na koniec niewielkie piramidy.
Kto może zostać jednym z "castellers"? Każdy!O to właśnie chodzi,by to,co na pozór różne,stworzyło jedność;nie ma znaczenia wiek,płeć,pochodzenie,zawód,wyznanie...,znaczenie ma stworzenie silnych więzi zaufania,poczucia współodpowiedzialności  i przynależności, no i siła mięśni,jeśli chce się zbudować dziesięciopiętrową wieżę (!),co udało się przed laty castellersom z Vilafranca.
Bazę tworzą najsilniejsi,ale i tak trzeba działać szybko,bo obciążenie jest bardzo duże;a na samym szczycie staje dziecko i podnosi do góry rękę z wyciągniętymi 4 palcami,dlaczego?bo na fladze katalońskiej widnieją 4 pasy.Podobno dzieciom tym nie wolno przebywać na placu podczas tworzenia wieży,bo naraziłoby je to na silny stres;w odpowiednim momencie opiekun doprowadza dziecko do grupy.Po kilku śmiertelnych wypadkach używa się dziś kasków.
Wszystko odbywa się w rytm melodii wygrywanej na kastylijskich instrumentach ludowych ,"gralles",tak jak działo się to w Barcelonie na wspomnianym krótkim pokazie.
Katalonię odwiedziliśmy drugi raz,nie wykluczam kolejnych!Tropem castellers ruszyć mogłoby być ekscytująco!
Wspomniana La Rambla Nova zdaje się dzielić miasto na nowszą i starszą część;mieszkaliśmy w tej pierwszej,tuż przy targowisku na Placa Corsini,a to druga właśnie,ze starówką,najwięcej atrakcji kryje.Średniowieczne budowle, rzymskie zabytki i współczesne konstrukcje a jeszcze bardziej współczesny duch, wyjątkową strukturę tworzą; niesamowite zawsze wydawało mi się takie pomieszanie,nawarstwienie czasów,stylów;niektóre miejsca wyglądały jak przejście tajemne do innej czasoprzestrzeni,w jednych czuło się coś jak euforię,w innych grozą powiało,to tak jakby człowiek czuł podświadomie że coś dobrego bądź złego działo się w tych zakątkach. Takie odczucia nie tylko w Tarragonie mi towarzyszyły,są ze mną zawsze,ilekroć udaje nam się wyrwać ze szponów monotonnej codzienności i powędrować to tu ,to tam.




 Rano można mieć tę średniowieczną (XII-XIV w) katedrę tylko dla siebie,później,z godziny na godzinę ludzi przybywa...








 W niedzielę nie tylko Plac de la Seu wypełniły stragany.






Średniowieczny market XIVw

Ten sam średniowieczny market w poniedziałkowy poranek.
Spacer po ulicach starego miasta to przyjemność sama w sobie,niezależnie od pory dnia czy nocy.










Ruiny dawnej dzielnicy żydowskiej,XIVw.
 Żydowska niewielka społeczność żyła odizolowana od reszty miasta w okolicy dzisiejszego placu Angels;miała swoją synagogę,szkołę,łaźnię i własną bramę wejściową;niemal doszczętnie zniszczona podczas reorganizacji urbanistycznej miasta dziś El Call to zaledwie kilka zrujnowanych budynków.
  Jedną z głównych tutejszych atrakcji jest kompleks rzymskich zabytków.Byliśmy pod autentycznym wrażeniem spacerując wzdłuż muru zbudowanego w II w.p.n.e.,mierzącego dziś 1100 m długości
 a pierwotnie 3500 m., (wstęp 3.25 euro).














Poza murem warto zobaczyć amfiteatr rzymski,cyrk a już na pewno nie można przegapić akweduktu!
Zwany "Pont del Diable",zbudowany w I w.n.e.,mierzący 217 m długości i 25 m wysokości zrobił na nas duże wrażenie!Dostarczał miastu wodę z rzeki Francoli oddalonej o 25 km; wykorzystywano go z powodzeniem do XVIII wieku. Odrobinę wysiłku wymaga dotarcie do zielonej krainy,w której się "diabelski most" kryje,dosłownie odrobinę!Rowerem byłoby ciężko,samochodem łatwiej,najłatwiej zaś autobusem nr 5 odjeżdżającym z Av.Part de la Riba;i kierowca,i pasażerowie chętnie podpowiadają gdzie wysiąść,a wraca się z tego samego przystanku,nie trzeba kombinować jak przejść na drugą stronę dwupasmówki!Autobus jedzie do Tarragony przez Lleidę.
Dlaczego "diabelski"?A no bo przez samego diabła,jak mówi legenda,w jedną noc zbudowany,za cenę duszy tej istoty,która jako pierwsza napije się z niego wody.Wody pokosztował osioł...










Amfiteatr pięknie prezentuje się z góry.Spóźniliśmy się na przedstawienie z cyklu "Tarragona.História Viva" i nie zasiedliśmy na ławach,by podejrzeć bohaterów "Nocy przed walką gladiatorów ". Fajny pomysł,dobry sposób na przybliżenie odległej historii!Gra w teatr trwała prawie 2 miesiące,w lipcu i sierpniu;w różnych miejscach łączących nas w jakiś sposób z epoką sprzed prawie 2000 lat,w "Cirk roma","Les Muralles","El pretori","El Forum de la Colonia","Pont del Diable".




I pomyśleć,jakie to skarby mieszkańcy Tarragony mają na co dzień!Pewnie im to nawet spowszedniało,o zgrozo!Na pustym rano średniowiecznym "Pla de la Seu" obok katedry słychać głos chłopczyka,"Mamita!",krzyczy,spoglądam w górę,jest,stoi na maleńkim balkoniku średniowiecznej kamienicy...,starsza pani otwiera rano swoje królestwo pod łukiem średniowiecznego marketu;rzesza młodych ludzi w oparach piwa ogląda na dużym ekranie pokaz którejś z grup "Castellers",tuż przy cyrku rzymskim...
Cóż,my mogliśmy się co najwyżej poprzechadzać tu i tam!


Passeig de Sant Antoni


Pla de la Forum z fragmentem muru rzymskiego














Trzeciego dnia wybraliśmy się za namową pana z informacji turystycznej do dzielnicy rybackiej zwanej "El Serrallo". I tu,muszę przyznać,poczuliśmy się nieco rozczarowani,czegoś zabrakło,a może czegoś było za dużo,ciemnych chmur nad naszymi głowami na przykład,albo pustawych restauracji jedna przy drugiej,a może brzydkich portowych budynków,nie wiem. Kawa i lody na rozruch i ruszyliśmy z powrotem.





Beatrice Bizot jest autorką tej rzeźby w dzielnicy Serrallo



M. zapowiedział,że jeśli tylko nie będzie zakazu,to on wskakuje do wody!Szybko dotarliśmy do plaży "Miracle",tej miejskiej,najbliżej centrum i ucieszyliśmy się na widok niewielu,ale zawsze ,amatorów rzucania się na wysokie fale. Takie morze podobało mi się bardzo!








Platja del Miracle to jedna z 10 plaż na odcinku Tarragona-Tamarit,i jedna z ponad 60 na Costa Dorada,na "Złotym Wybrzeżu" ciągnącym się wzdłuż Morza Śródziemnego,od Cunit,ok, 50 km na północ od Tarragony,do Alcanar,ponad 100 km na południe od stolicy regionu,Tarragony. Złote piaski Costa Dorada są w zasięgu oka,gdy się wybierze pociąg jako sposób na przemieszczanie między Tarragoną a Barceloną...
Miejska plaża zadowoliła nas w zupełności,gdyby tak jeszcze tory kolejowe nie stały na przeszkodzie do szybkiego na nią dotarcia,byłoby idealnie!Z punktu widokowego na "Passeig de las Palmeras" wydaje się być na wyciągnięcie ręki,a tak naprawdę spore koło trzeba zatoczyć omijając wspomniane tory;nieco szybciej jest gdy się wybierze drogę od strony dworca kolejowego.




Zgodnie stwierdziliśmy,że 3 dni w Tarragonie to tak w sam raz,nie za mało,nie za dużo;czuliśmy się wypoczęci i zrelaksowani,gotowi na "ogień" w Barcelonie. Taki był plan!


mmmmmmmmmmmmmm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz