Etykiety

niedziela, 29 września 2013

Ardmore pani Nory Roberts



Najstarszy ośrodek chrześcijański w Irlandii, jeśli już zaznaczyć mam wyjątkowość tej oto wioski w County Waterford. Dzięki komu? A dzięki św. Declanowi, który wybudował tu opactwo. Wybudował je w miejscu, skąd widać całą zatokę Ardmore. Dziś pomostem między naszym a VIII czy XIII stuleciem są zachowane tu ruiny "katedry" i oratorium, gdzie św.Declana pochowano jakoby. Na zachowanej ścianie kościoła wciąż odczytać można sceny z biblii.



 Największe wrażenie robi okrągła wieża, ta w Ardmore jest jedną z najlepiej zachowanych, a wybudowano ich na wyspie ponad 90. Temat funkcji tych niezwykłych budowli, charakterystycznych dla Irlandii, nie spotykanych nigdzie więcej, jest ciągle jeszcze dyskutowany; jedna z teorii mówi, że mnisi ukrywali w nich majątek, który był często celem łupieżców, czy to wikingów, czy to rodowitych złodziejaszków. W momencie, gdy zagrożenie zostało wykryte, braciszkowie szybko gromadzili swe cenne księgi i inne dobra, po czym wdrapywali się do środka wieży wciągając za sobą drewniany pomost, a że wejście znajdowało się około 4 metrów nad ziemią, zdobyć kościelne skarby było dość trudno.





W miejscu, gdzie św. Declan spędzał czas na modlitwie jest do dziś "święta studnia" a w niej woda o uzdrawiających właściwościach. Tu gromadzą się pielgrzymi 24 lipca, tu zaczyna się ścieżka wzdłuż klifów.








 W 1987 roku płynący z Liverpoolu na Maltę "Samson", pływający dźwig, został uszkodzony podczas sztormu i utonął w zatoce Ardmore.


Na plaży byliśmy, ale nieznośna temperatura wody kazała nam zrezygnować z zanurzenia w niej stóp choćby. Posiedzieliśmy za to na kocu wystawiając na mocne słońce spragnione go twarze.


A tu kolorowe chatki strzechą kryte,widok dla wielu dziś niezwykły.




Nie zatrzymaliśmy się w pięciogwiazdkowym hotelu, a jest tu takowy, Cliff House Hotel. Cena za noc w apartamencie, robiącym wrażenie, nie powiem, to 300 euro.
Myślę, że ten, kto tę nadmorską wioseczkę odwiedzi, żałować nie będzie. Dla nas była to rekompensata niejako za kiepsko spędzony czas w Dungarvan, w którym zabawiliśmy może dwie przedpołudniowe godziny, po czym, troszkę przez przypadek, zjechaliśmy z prowadzącej już do domu N25 w drogę R673, prosto do Ardmore.
Są jednak tacy, i jest ich wielu, i przybywają z daleka, którzy bardzo świadomie obierają ten kierunek.
Gdybym lubiła czytać romanse, pewnie trafiłabym na Norę Roberts i jej trylogię irlandzką; może tak bardzo by mnie powieść uwiodła, że trafiłabym do Ardmore w ślad za jej bohaterami. Tak tak, sporo amerykańskich czytelników Nory Roberts  przyjeżdża tu, by na własne oczy zobaczyć miejsca, gdzie niejaka Jude Murray, czy Brenna O'Toole przeżywają swe miłosne perypetie. Jednym z poszukiwanych przez turystów zza Atlantyku  miejsc jest bar,który dziś nosi nazwę An Tobar ( co w języku irlandzkim znaczy "studnia") a w czasie, gdy pani Roberts szukała w nim inspiracji do napisania kilku scen, nazywał się "Gallaghers". Widoki są tu tak piękne, a ludzie tak życzliwi, jak przeczytaliśmy o nich w powieści, mówią ci, którzy już tu byli. I mogą mieć rację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz