Etykiety

poniedziałek, 22 września 2014

O sewilskiej Katedrze i Giraldzie słów kilka



Oto kolejna pozycja na sewilskiej liście "NAJ..." NAJwiększa gotycka katedra na świecie, ale już nie NAJwyższa, tu prześciga ją katedra z Ulm. Dokądkolwiek się człowiek nie wybierze, tam go czymś z przedrostkiem "naj" kuszą, zdążyłam przywyknąć! Tu największa katedra, tam najdłuższy most, gdzie indziej znów najlepsze lody czy najsympatyczniejszy barman, nie sprzeczam się, nie wnikam, uśmiecham się już tylko...
No jest duża, trudno nie przyznać, trudno się w niej odnaleźć, nawet mapkę dzierżąc w dłoni! Olbrzymi ołtarz główny przedstawia 48 scen religijnych, dość mało chyba znany artysta, Pierre Dancort, rzeźbił je przez 44 lata... To nawet nie połowa tego stulecia, w jakie z budową się Hiszpanie uwinęli; cóż, w XV wieku mieli możliwości, by chrześcijański świat oszołomić, mieli wystarczająco duże środki, jako centrum międzynarodowego handlu, za jakie Sewilla wówczas uchodziła, by w tak szybkim tempie katedrę ukończyć! No tak, szybkim, bo porównajmy ją ze świątynią w Kolonii na przykład; tę wznoszono przez wieków sześć!
Jest takie miejsce, w którym ludzie tłoczą się nieustannie, i nie jest to skarbiec z obrazami Goyi czy Murillo, to grobowiec Krzysztofa Kolumba... W tłumie da się słyszeć szepty "Jest tam czy nie? On to czy nie on?", nie jest bowiem tak do końca pewne, czy w trzymanej przez cztery postaci trumnie spoczywają prochy żeglarza - odkrywcy z Genui. Błysk flesza rozświetla katedralny półmrok tak często, jakby tłum te wątpliwości co do zawartości trumny lekceważył jednak. Ja się nie mogłam dopchać! ;)

 





Jak to zwykle praktykowano, katedra stanęła w miejscu innej świątyni, arabskiego meczetu, po którym do dziś Patio de los Naranjos pozostało czyli dziedziniec z ponad 60 drzewkami pomarańczy i chrzcielnicą, pamiątką po Wizygotach jeszcze,której muzułmanie nie zniszczyli, która służyła im do obmywania ciała przed modlitwą; zachowała się także Brama Przebaczenia (Puerta del Pedrón) z arabskimi inskrypcjami. I coś jeszcze...

Giralda






Wieża rosła i rosła przez stulecia, począwszy od wieku XII, kiedy powstawała przez 12 lat, poprzez w. XIII, gdy "zajęli się" nią chrześcijanie a kończąc na w. XVI, bo wówczas ostateczny kształt i wysokość uzyskała, wysokość nie byle jaką bo 98.5 m to więcej niż 55,8 m Krzywej Wieży w Pizie czy 96,3 m Big Bena.
Muzułmański minaret wieńczyły cztery miedziane kule a chrześcijańską dzwonnicę, w jaką go przekształcono, postać kobiety trzymająca w jednej dłoni liść palmowy, w drugiej sztandar. Jej prawdziwe imię to Triunfo de la Fe Victoriosa, inne - Santa Juana ale najpopularniejsza nazwa to el Giraldillo i tę z czasem przejęła sama wieża, la Giralda.  Kopię rzeźby można obejrzeć tuż przed wejściem do katedry; powstała w 1997 roku, by zastąpić oryginał na czas restauracji.

Ja tam nie wiem o jakim trudzie wspinaczki na szczyt Giraldy mowa!Doprawdy!Może się delikatnie w głowie zakręcić ale to tyle!Nie wchodzi się po schodach, bo ich nie ma, jest za to szeroki podjazd, którym to podobno konno się niegdyś wjeżdżało, to znaczy wjeżdżał tam pięć razy dziennie muzułmanin nawołujący wiernych do modlitwy, była to bowiem specjalnie do tego celu stworzona wieża, tzw. minaret, stawiany obok meczetu. Dziś inne okrzyki usłyszeć z niej można, coś w rodzaju "jak tu pięknie!", a szczęściarz, który zdoła się dopchać do krawędzi nie musi wierzyć na słowo, sam może panoramę Sewilli obejrzeć.











Ach, a krokodylek?!!
Wisi sobie w miejscu, gdzie, jeśli się o nim nie wie, łatwo go przeoczyć, bo wędrówka po wnętrzach katedry trwa trochę, kark może zaboleć, w głowie się może zakręcić od ciągłego spoglądania w górę, człowiek pragnie odpocząć wychodząc na Patio de los Naranjos. A to tam właśnie, w jednej z naw, wysoko pod sufitem szukać go trzeba!


Skąd się tam wziął?! I po co!? O tym to już legendy krążą!
Jedna z nich przenosi nas w bardzo odległe czasy, do roku 1260, kiedy to Alfons X Mądry władał Sewillą. Jedną z jego 6 córek, a na imię jej było Berenguela, pragnął pojąć za żonę egipski sułtan. Wysłana przez niego delegacja niosła niezwykłe podarki, kieł słonia, oswojoną żyrafę i żywego krokodyla prosto z Nilu. Alfons X swej córki sułtanowi nie oddał, prezenty w Sewilli zostały, książęcy ambasadorzy zadbali jednak o utrzymanie przyjaznych stosunków z Egiptem.
Tak, wnikliwe oko ujrzy poza krokodylkiem słoniowy kieł wiszący tuż obok. Czy to oryginalne sułtańskie upominki? Wątpliwa sprawa; co do "lagarto", jak się krokodylka nazywa, ten obecny wykonany jest z drewna, prawdopodobnie pod koniec XVI wieku, może i przypomina swój pierwowzór, a może wcale nie, nie wiadomo. Dzieci przyprowadzane do katedry na pewno się nad tym nie zastanawiają, a to dla nich jedna z głównych tutaj atrakcji! A może i nie tylko dla nich! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz