Etykiety

sobota, 7 lutego 2015

Tivoli. Villa Hadriana i cesarski romans.


Trzeba by dać mocno popracować wyobraźni, by w tym co po Villi cesarza Hadriana zostało, ujrzeć ów wspaniały, olbrzymi kompleks pałaców, łaźni, teatrów, ogrodów, bibliotek, którym niegdyś był.
Cesarzem został Hadrian w 117 roku, miał wówczas 41 lat, i wkrótce potem rozpoczął budowę tej największej rezydencji starożytnego świata, obejmującej obszar ponad 200 ha. Ziemia niedaleko Tivoli, miasteczka w okolicy Rzymu, należała do rodziny jego żony, Vibii Sabiny; było to idealne miejsce na wypoczynkową, letnią posiadłość.
12 lat podróżowania po najodleglejszych zakątkach Imperium Rzymskiego, od Brytanii po Maroko, od Grecji po Egipt, przyniosło cesarzowi mnóstwo inspiracji; ich efektem były nie tylko liczne obiekty jak  teatr na wzór greckiego, Kanopos czyli długi basen, przy którym stoją kopie różnych posągów, imitujący otoczenie egipskiej świątyni Serapisa, czy Poikile czyli portyk na wzór ateńskiego; także krajobraz miał przypominać o godnych zapamiętania miejscach.
Trzy części, na jakie podzielono tę ogromną przestrzeń, czyli pałace cesarza i jego najbliższych, część przeznaczoną dla wysokich urzędników i tę, w której żyła służba i żołnierze, łączył system podziemnych tuneli, dzięki któremu niewolnicy i cała reszta może niezbyt miłych oku mieszkańców posiadłości stawała się praktycznie niewidoczna. O tunelach wiedziano już wcześniej, ale dopiero dwa lata temu przyjrzano się im bliżej.
Po śmierci cesarza wspaniała willa popadła w zapomnienie i to na długo, bo na ponad 1000 lat. Dopiero w XV wieku odkryto ją na nowo a w XVIII stała się "must see" przyciągając miłośników podróży, inspirując artystów i architektów. Należała wówczas do rodziny Fede, której to zawdzięcza dzisiejszy wygląd z wszystkimi cudownymi cyprysowymi alejami, gajami oliwnymi, piniowymi drzewkami. Takiej villi Hadrian i Antinous nie znali. W ogóle nie cieszyli się nią zbyt długo...

ANTINOUS

Tej miłości przyglądał się cały świat, tę miłość ów świat w pełni aprobował. Godziła się na nią i Vibia Sabina.  Ot, miłość 48-letniego cesarza Hadriana do młodszego o 34 lata chłopca. To przecież naturalne, taki tam etap w życiu mężczyzny, który zwykle kończył się, gdy nastoletni oblubieniec osiągał dojrzałość. Tę miłość zakończyło jednak coś zupełnie innego, nieoczekiwanego, tragicznego...
Wziął się znikąd, Antinous, cudownej urody chłopiec, który na całe lata uczynił imperatora niewolnikiem, sługą miłości. W 123 r. Hadrian odwiedził Bitynię, prowincję Cesarstwa Rzymskiego w Azji Mniejszej, dzisiaj na terenie Turcji; to tutaj spotkał Antinousa po raz pierwszy i niemal oszalał dla chłopaka pochodzącego  najprawdopodobniej z nizin społecznych, dla żywej manifestacji boskiej perfekcji. Od tamtej pory już się nie rozstali; Antinous trafił na cesarski dwór, gdzie mógł się kształcić, ćwiczyć swe piękne ciało; towarzyszył Hadrianowi podczas 7-letniej podróży po Imperium. Tę podróż przerwała tragiczna śmierć chłopca w 130 r. Nikt nie wie, czy to był wypadek, czy morderstwo, czy może samobójstwo, złożenie siebie w ofierze bogom na wieść o przepowiedni mówiącej o rychłej śmierci Hadriana; okoliczności utonięcia Antinousa w Nilu nigdy nie zostały do końca wyjaśnione.
Rozpacz Hadriana była ogromna. I jeśli sam romans nie budził sprzeciwu społeczeństwa, to cała inicjatywa cesarza po śmierci kochanka uchodziła za ekstrawagancję , była wbrew zasadom starożytnego cesarstwa; kościół zareagował jeszcze bardziej krytycznie, nazywając Antinousa niewolnikiem nienaturalnej żądzy, potępiając jego deifikację i uznając cesarską miłość za niemoralną.
Hadrian pochował Antinousa z wszelkimi honorami należnymi wyłącznie członkom rodziny cesarskiej, jego ciało zabalsamował, ogłosił go bogiem i nakazał wysłać jego rzeźby i portrety do najmniejszych, najodleglejszych zakątków Imperium, stawiał ołtarze,wznosił świątynie i urządzał igrzyska ku jego czci, w miejscu wypadku założył miasto Antinoopolis. Kult Antinousa przetrwał kilka wieków, aż do upadku Rzymu.
Moralna czy nie, taka miłość często się dziś nie zdarza, dziś zdarzyć się nie miałaby prawa!

aediculaantinoi.wordpress.com

romeartlover.it




























romeartlover.it







Villa Hadriana to kopalnia wiedzy o starożytności, łatwo coś przeoczyć jeśli samemu się wystarczającej wiedzy nie posiada, dlatego warto by było przyjechać tu z przewodnikiem, czego my nie zrobiliśmy, bo panią Aleksandrę Marzyńską  (http://www.przewodnikporzymie.com.pl/nowa/dzien/) poznaliśmy nieco później i na powrót do Tivoli nie było już czasu. A szkoda.
Jest coś niezwykłego w tej zielonej krainie pamiątek po bardzo odległej przeszłości; to miejsce wycisza, uspokaja, odrywa od rzeczywistości. Do teraz pamiętam cudowne makowe łąki, gaje oliwne, cyprysowe aleje, żółwie wylegujące się na słońcu grzejącym brzeg ogromnego basenu.
Pamiętam też smak cieniutkiej pizzy w jadłodajni tuż przy szkole, w lokalu, do którego turysta jeśli zagląda to przez przypadek, bo trasę między Villą d'Este a Villą Hadriana pokonuje autem albo autobusem, nie tak jak my, mało wycieńczającym a tak przyjemnym spacerkiem.
To tylko 30 km od Rzymu! Szkoda przegapić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz