Etykiety

piątek, 18 września 2015

Port Lligat, Gala i Amanda. O muzach Salvadora Dalego.



- Bardzo podoba mi się twoja książka! Kto ci ją napisał? - zapytała Claudia Schiffer Amandę Lear.
- Cieszę się niezmiernie. A kto ci ją przeczytał? - w ten sposób Amanda zakończyła projekt filmu, jaki powstać miał na podstawie jej książki o wieloletnim związku z Salvadorem Dali. Jeremy Irons i niemiecka modelka wcielić się mieli w główne postaci.
Oczywiście że bywała w Port Lligat, Amanda, spędziła tu niejedno lato podczas kilkunastoletniego związku z Salvadorem Domenec Felip Jacint Dali i Domenech.
On, będąc jeszcze dzieckiem, przyjeżdżał tu na wakacje; stąd, z pobliskiego Cadaques pochodził jego dziadek; w Port Lligat powstał niezwykły dom, jaki dziś można zobaczyć, dom, w którym Dali mieszkał ze swą ukochaną Galą aż do1982 r., by po śmierci żony przeprowadzić się do zamku w Pubol.
Rezydencja w maleńkiej zatoczce, nad samym brzegiem Morza Śródziemnego powstawała przez około 40 lat; Salvador Dali dokupował stopniowo kolejne budynki, by je wszystkie połączyć w jeden, ten do którego dziś sami możemy wejść i obejrzeć. Chętnych jest sporo. Co 10 minut 6-osobowe grupki oprowadza po rezydencji przewodnik; pierwszego dnia naszego pobytu w Cadaques miejsca dla nas zabrakło, a że mieszkaliśmy bardzo blisko, jak się okazało po odnalezieniu skrótu, jakieś 10 minut spacerkiem od zatoczki, z przyjemnością wróciliśmy tam rankiem następnego dnia.
Port Lligat nie przestał nigdy mistrza surrealizmu inspirować, widać to w jego pracach. Morze, skały, słońce, niebieskie niebo, łódki, daleko od miejskiego zgiełku, miejsce to jak żadne inne sprzyjało pracy i miłości, jaka tu między Salvadorem Dalim i Galą kwitła...




















































 Tak, nieco dziwnie te słowa brzmią w kontekście tego, co tę parę łączyło. Miłość jak przystało na wyznawcę surrealizmu, w domu przez surrealistę wykreowanym. Dziwna miłość, która połączyła tę parę na wiele lat, która popychała Galę w ramiona innych ale nigdy w ramiona Salvadora, na co ów przyzwalał nazywając siebie przy tym największym rogaczem w Hiszpanii; miłość, która nakazywała Gali pilnować, by Dali nie opuszczał pracowni. Gala bez Dalego mogłaby nie zaistnieć w stopniu, w jakim się jej to udało. A on bez niej? To byłby inny Salvador Dali, który wykreowałby w swojej sztuce może zupełnie inny świat.
Mieszane mam uczucia czytając wszystkie te "znawców" opinie o niej, o Gali, z których wyłania się arcy niepochlebny wizerunek kobiety, za którą szalał niejeden mężczyzna. Ktoś wspomniał o magii, jaką podobno praktykowała, by ich zdobywać! A ona poza inteligencją miała być może to coś właśnie, co przyciągało, absorbowało. Nie chciałabym jej oceniać na podstawie jej życiowych wyborów, porzucenia pierwszego męża i ich wspólnej, jedynej córki Cecile, licznych romansów, ekscentrycznych związków z młodszymi mężczyznami, jak ten z Jeffem Fenholtem, gwiazdą "Jesus Christ Superstar", by wspomnieć jeden z głośniejszych.
Łączyło ich, Galę i Salvadora Dalego, coś, co wybiega poza normy, coś z jednej strony pięknego, z drugiej toksycznego...

Gala



Max Ernst, Gala I Paul Eluard














Helena Dimitriewa Diakonowa urodziła się w carskiej Rosji u schyłku XIX wieku, w Kazaniu. O czym tak naprawdę nie chciała pamiętać i głośno mówić, a co działo się w jej życiu przez pierwszych kilkanaście lat, sama jestem ciekawa. Miała siostrę i dwóch braci a ojca, który zaginął na Syberii, zastąpił prawnik, którego matka Heleny, już raz zamężna, nie mogła poślubić, bo zabraniał tego ortodoksyjny kościół.
W życiu Gali zakaz zdawał się nie istnieć, robiła co chciała i  wiedziała czego chce.
Paula Eluarda poznała w szwajcarskim sanatorium dla gruźlików, do którego trafiła jako 17- latka. Dla tej miłości opuściła Rosję i zamieszkała w Paryżu; po roku przyszła na świat Cecile, jej jedyne dziecko.
Kiedy Paul Eluard dołączył do francuskiej grupy surrealistów, jego żona, jako jedyna kobieta znalazła się w elitarnym gronie artystów, by wspomnieć Andre Bretona czy Louise Aragona. Andre Breton, na początku pod wrażeniem Gali, powiedział później, że miała na nich destrukcyjny wpływ.
Miłość i swoboda w realizowaniu wszelkich pragnień, także erotycznych, zajmowały zdaje się dość ważne miejsce w hierarchii założeń surrealistów. I przekładały się na ich życie. Głośno było o miłosnym trójkącie Paul Eluard - Gala - Max Ernst, głośno było o Gali seksualnym apetycie, graniczącym z nimfomanią.
Niemiecki dadaista, Max Ernst, porzucił dla niej rodzinę; jego żona, Louise, wspominała, jak Gala próbowała popchnąć ją w ramiona Eluarda, by mieć dla siebie Ernsta, a gdy do romansu nie doszło, postanowiła zatrzymać ich obu. Cecile bardzo nie lubiła domu pod Paryżem, ozdobionego muralami Ernsta wywołującymi u dziecka koszmary nocne, nie lubiła ogrodu, do którego matka kazała jej wychodzić za każdym razem, gdy miała ochotę zostać sam na sam ze swoimi mężczyznami.
Po trzech latach Eluard nie wytrzymał, zmęczył się tą sytuacją,wyjechał; Gala i Ernst odnaleźli go w Sajgonie, skąd wrócili już tylko we dwójkę, on i Gala.
W sierpniu 1929 r. całą artystyczną bandą zjechali do Cadaques, do Salvadora Dalego, o którym właśnie zaczęło być głośno po tym, jak razem z Louisem Bunuelem nakręcił "Psa Andaluzyjskiego".
Od razu zwrócił na nią uwagę, Dali, jej zajęło to nieco więcej czasu, ale jeszcze tego lata usłyszał od niej :
- "Mój mały, nigdy się nie rozstaniemy."
Nie umknęło uwadze Paul Eluarda to, co się między nimi rodziło, nie przypuszczał jednak, że to koniec jego małżeństwa. Długo jeszcze po rozstaniu pisał do Gali miłosne wiersze, nawet wtedy, gdy był już z inną, z Nusch. Gala zostawiła męża, córkę i paryskie życie, od tej pory liczył się tylko Dali.
Nikt nie chciał tego związku zaakceptować, ani ojciec Dalego, który go wydziedziczył, ani jego siostra, ani Federico Garcia Lorca, który miał prawo cokolwiek powiedzieć o tyle, że łączyło ich podobno coś więcej niż przyjaźń. Nie miało znaczenia jednak co myślą inni, dla niego liczyła się tylko ona, nieprzeciętna kobieta, która w pełni akceptowała go takim jakim był, która absolutnie wierzyła w jego geniusz, kobieta - niewyczerpane źródło jego natchnienia.
Miłość miłością, ale Gala nie zaprzestała spotykać się z innymi mężczyznami; Dali akceptował jej romanse z katalońskimi rybakami, z byłym mężem i ich wspólnymi przyjaciółmi.
A Gala akceptowała jego "przyjaźń" z Amandą Lear.

Amanda











John Lennon, Amanda i George Harrison










Amanda Lear, gwiazda muzyki disco w 70-tych latach XX wieku ( kto nie kojarzy tego niskiego głosu i hitu "Enigma( Give a Bit of Mhm to Me)"? ), ale także modelka, malarka, aktorka, autorka tekstów i pisarka! I piękna kobieta! Będąc muzą wielu znanych postaci nigdy nie stanęła w ich cieniu, zawsze była sobą; to nie tylko ładna buzia, jakich się w życiu gwiazd przewinęło sporo, o których imieniu nie pamięta dziś nikt. O Amandzie trudno zapomnieć.
Pełno wokół niej tajemnic, nie ma pewności gdzie i kiedy przyszła na świat, nikt nie wie,czy jej matka była Angielką, Francuzką, Wietnamką czy Chinką, czy jej ojciec pochodził z Anglii, Rosji, Francji a może z Indonezji. Mogła urodzić się w Hanoi w 1939, mogła w Hong Kongu w 1941, 1946? Kiedyś powiedziała, że jest z Transylwanii. Do dzisiaj nie wiadomo, czy urodziła się jako dziewczynka, czy jednak, jak dowodzą niektórzy, jako chłopiec.
W Anglii pojawiła się jako modelka, szybko odnalazła się w towarzystwie znanych artystów; Brian Jones, gitarzysta z The Rolling Stones poznał ją z Salvadorem Dali w 1965 r., chociaż jedna z plotek mówi, że dwa lata wcześniej słynny malarz sponsorował jej operację zmiany płci w Casablance. Amanda nigdy tego nie potwierdziła, zapewniała, że to mit, element kampanii PR, której architektem był Salvador Dali, albo David Bowie, albo ona sama...
Niejaka April Ashley, pierwsza brytyjska transseksualistka, napisała w swojej biografii, że pracowała z Amandą w paryskim klubie Le Carrousel w 50', ale wówczas Lear była dwudziestokilkuletnim mężczyzną, nazywała się Alain Tapp vel, pseudonim sceniczny, Peki d'Oslo. Według April Dali poznał Amandę w Le Carrousel właśnie, w którym często bywał, w 1959 r.
Jakiekolwiek były początki ich związku, pozostali sobie bliscy przez niemal dwie kolejne dekady.
Spotkała go, gdy była bardzo młoda i, jak sama powiedziała, głęboko wpłynął na jej życie. Pokazał jak prowokować media i spowodować, by ludzie o niej mówili, a mówili dużo. Był naprawdę zwariowany. Szczerze wierzył w to, że jest najlepszym malarzem na ziemi. Uważał przy tym, że geniusze nie powinni mieć potomstwa. "Wyobraź sobie syna Michała Anioła prowadzącego taksówkę!" - mówił. Miała 17 może 18 lat, gdy go pierwszy raz spotkała, nie miała pojęcia że jest żonaty. Polubiła Galę. Tworzyli specyficzny trójkąt; kiedy Gala wyjeżdżała ze swoim kolejnym młodym kochankiem, ona zostawała w Cadaques; kiedy Gala wracała, Amanda jechała do Londynu, ale Nowy Rok spędzali razem, we trójkę, u Maxima. Zawsze podobali się jej ładni, muskularni chłopcy a Dali był przecież ich totalnym zaprzeczeniem, dużo starszy i niezbyt atrakcyjny, ale przy tym niezwykle uwodzicielski. Za hotele i podróże Amandy płaciła Gala, on mówił, że dawać jej pieniądze znaczyłoby uznać ją za kochankę, a on nie mógłby zdradzić swojej ukochanej żony, nigdy tego nie zrobił. Znalazł nawet pewne rozwiązanie; zaproponował jej sekretne małżeństwo, druga potajemna żona to już nie kochanka przecież. Który ksiądz by się na to zgodził?
Na pytanie, dlaczego spędziła z Dalim tyle lat, sama próbowała sobie odpowiedzieć, próbowała też z pomocą psychoanalityka. Dlaczego tak mocna więź łączyła ją z człowiekiem, który potrafił być tak okrutny, samolubny, miał faszystowskie zapędy...; może szukała w nim ojca, którego tak naprawdę nie miała, może nauczyciela, guru...
Podarował jej kiedyś na szczęście kawałek drewna, który, w co sam szczerze wierzył, pochodził z Krzyża Chrystusa. W pożarze jej domu na południu Francji straciła ten wyjątkowy talizman, straciła listy od niego, zdjęcia, jego obrazy, nie zostało nic, jakby go nigdy w jej życiu nie było.
Straciła dużo więcej. W pożarze w 2000 roku zginął jej mąż, Alain- Philippe Malagnac...

 







W cichym i spokojnym dziś Port Lligat, gdzie szum morza, łódki kołyszące się na wodzie i cudne leniwe koty wystawiające swe pyszczki na słońce, życie toczyło się niegdyś szybszym, ciekawszym rytmem. Nie, przewodnik po Casa Museu Dali o tamtych czasach i ludziach wiele nie opowiada, bo że wie dużo, nie wątpię. Niepozorne, wydawałoby się, miejsce zyskuje dzięki nim inny wymiar. Jest w Katalonii coś, co prowokuje do powrotów w jej rejony, co przyciąga mnie bardzo...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz