Etykiety

sobota, 10 października 2015

Kazimierz i w deszczu uroczy.



Ulewa jakiej dawno nie doświadczyliśmy i ciężkie ciemne chmury zawieszone nisko nad miastem, oto jak nas Kazimierz Dolny przywitał. W strugach deszczu przemykali zakapturzeni turyści, których obserwowałam z samochodu przez jakieś pierwsze pół godziny od dotarcia na miejsce. Ciągle padało gdy biegliśmy do pokoju na Małym Rynku, nie przestało, gdy późnym wieczorem postanowiliśmy zobaczyć jak miasteczko wygląda w świetle latarń. Zobaczyliśmy niewiele, bo rynek oświetlony jest bardzo słabo. Cóż, sezon się skończył, nieliczni desperaci wyszli na nocny spacer ostrożnie stawiając kroki na śliskich kocich łbach.
Czy król Kazimierz Wielki w deszczu pierwszy raz nadwiślańską krainę ujrzał, tego nie wiem, ale że jej urokowi uległ, zrozumieć nietrudno. Uległ jej król, ulegli liczni artyści malarze, filmowcy, architekci, którzy na przestrzeni wieków licznie tu przybywali i wciąż chcą tu przyjeżdżać.
Legend i anegdot wszelakich krąży w mieście wiele, jedną z nich, tę związaną z królem Kazimierzem i piękną Esterką, poznałam zwiedzając ruiny zamku. Podejrzewam, że wszyscy ci, którzy zerknęli ledwie na ściany sali, w której w fajnej formie komiksu legendę podano, opowieść już znali. A może nie, może ich legendy, opowieści, historia tego miejsca nie zajmują, może rzeczywiście przyjeżdżają do Kazimierza bo to modne, może faktycznie wolą piwo na rynku wypić, zjeść obiad z malarzem, niż muzea i zabytki penetrować, jak to dzisiejszym turystom pewien pan, przez długie lata tu nad Wisłą mieszkający, zarzuca. Zakładam, że jest różnie, że jedni na wódkę wpadają, inni na spacer wąwozem a jeszcze inni szukają w okolicy pleneru malarskiego czy fotograficznego. Jedno się nie zmieniło, Kazimierz Dolny jak przyciągał ludzi, tak nadal przyciąga.
Nie przedłużaliśmy spacerowania w ciemnościach i w deszczu, postanowiliśmy wstać wcześnie rano następnego dnia, mocno licząc na poprawę pogody.









Sobotni poranek nie przywitał nas słońcem, wciąż było pochmurno ale deszcz odpuścił, można się było spokojnie udać na poszukiwanie jakiegoś dobrego śniadania. Na Małym Rynku powoli rozstawiano stragany, jak to w sobotę, ale reszta miasta zdawała się spać jeszcze, wszystkie jadłodajnie pozamykane na cztery spusty, kraty w oknach, sezon naprawdę dobiegł końca. Wróciliśmy do swojej noclegowni, gdzie nas bez problemu jajecznicą i dobrą kawą uraczono.
Miasto budziło się do życia, rynek powoli się zaludniał, ruszyły w trasę wycieczki i grupy harcerzy, mimo braku słońca zrobiło się kolorowo.





Drewniany budynek jatek koszernych, gdzie sprzedawano mięso ze zwierząt zabijanych zgodnie z żydowskim rytuałem.


Synagoga

Rynek




Jedna z licznych galerii i akty Sławomira Mikawoza

Z Plebaniej Góry, na której od końca XVII wieku stoi Kościół Zwiastowania Najświętszej Marii Panny i klasztor Reformatów ruszyliśmy jeszcze wyżej, by z najlepszego w okolicy punktu widokowego obejrzeć panoramę Kazimierza nad Wisłą. Plebania Góra zwana niegdyś Wietrzną, to prawdopodobnie miejsce, gdzie założono niegdyś pierwszą osadę, zalążek dzisiejszego miasta. Gdzieś tutaj przed wiekami czarne koguty zakopywano, co by czarta odpędzić...
Kogut to dziś przecież symbol Kazimierza, na cześć tego, który diabła z miasta na dobre przegonił.

Góra Trzech Krzyży


Wspiąć się na górę wielkim wyczynem nie jest a popatrzeć stąd na Kazimierz i Małopolski Przełom Wisły warto, nawet w tak markotny dzień.
Trzy krzyże postawili na początku XVIII wieku ci, którzy przeżyli gnębiące ludność zarazy; mieszkańców zostało tu tak niewielu, że wystosowali oni do panującego władcy prośbę o zwolnienie z podatków, bowiem nie miał ich kto płacić.
Dziś wzgórze dzierżawi pewien krakowski przedsiębiorca, za wstęp trzeba zapłacić 2zł, ma to służyć utrzymaniu czystości i porządku. Czy się zdziwiłam zastając u szczytu schodów budkę z miłą panią w środku? Może troszkę...










Zamek i Baszta

Wiele z zamku nie zostało. Zbudował go Kazimierz Wielki na początku XIV wieku. Legenda o Esterce, w której się król bez pamięci zakochał, łączy kazimierski zamek z tym w Bochotnicy, gdzie urodziwa Żydówka miałaby mieszkać i odwiedzin ważnego oblubieńca przybywającego do niej potajemnym korytarzem oczekiwać.

Ruiny zamku w Bochotnicy, źródło: zamki.pl










Widok z baszty

Baszta, źródło: fotopolska.eu

20-metrowa baszta to najstarszy, z XIII wieku pochodzący, kazimierski zabytek.Mówią, że Władysław Łokietek kazał ją postawić. Wieża celna, bo taką funkcję się jej przypisuje, była pomocna przy pobieraniu opłat za przeprawę przez Wisłę. Dziś to kolejny punkt widokowy, na jaki udaliśmy się w towarzystwie zupełnie przypadkowo spotkanych na zamku znajomych sprzed lat.
Zignorowałam wrażenie, że skądś tę twarz znam, " podobno każdy ma swojego sobowtóra" pomyślałam nawet, M. za to rozpoznał Przemka od razu. Wciąż pod wrażeniem tak zwanego przypadku spędziliśmy razem parę godzin, my i rodzina Przemka.
Wycieczki do Korzeniowego Dołu nie było, rejsu Wisłą do Janowca też nie, była gorąca zupa-krem w Knajpie Artystycznej na rozgrzanie, bo znów zaczęło siąpić...

Korzeniowy Dół, źródło: kazimierz_dolny.fotopolska.eu
Jest tu w okolicy wąwozów więcej, ale to Korzeniowy Dół upatrzyli sobie szczególnie tutejsi spacerowicze. Będzie co eksplorować następnym razem!
Wybrać się do Janowca drogą wodną nie byłoby dobrym pomysłem,ani pogoda, ani sama Wisła, grożąc mieliznami, nie sprzyjały nam tego dnia. Czy duch Czarnej Damy vel Heleny z rodu Lubomirskich wciąż na zamku straszy? Tak mówią. Helena zabiła się na zamkowym dziedzińcu skacząc z okna komnaty, gdy jej kochać zabroniono nieodpowiedniego, bo ubogiego, młodzieńca. Na zamku bywał często Jan Kochanowski, było to także miejsce schadzek potomka króla Augusta III Sasa, Karola Krystiana Wettyna z Franciszką Krasińską herbu Ślepowron; piękna i mądra Franciszka poślubiając potajemnie królewicza nie zyskała ani społecznego awansu, ani prawa do dziedziczenia ( na tym to tzw "z lewej ręki" małżeństwo, inaczej morgantyczne polegało), a miłość Karola ulotniła się zaraz po ceremonii...
Z rąk do rąk wielki zamek przechodził po tym, jak Marcin Lubomirski w karty go przegrał. Dziś jest to własność Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym.

Zamek w Janowcu, źródło: globtroter.pl

podróże.onet.pl

Zamek w Janowcu źródło:zamki.pl
Pomnik kundelka Werniksa
Pomnik psa Hultaja vel Werniksa pojawił się na kazimierskim rynku w 2000 roku; co przyniesie ci szczęście?pogłaskanie Hultaja po nosie - przekonują miejscowi przewodnicy; wrzucenie "złotóweczki" w kieszeń przepastnej kiecy cyganki - nagabują owe, próbując ofiarę upolować.
A kto czy co zacz ten Hultaj? Ot, zwykły bezpański kundelek, przedstawiciel reszty urzędującej w miasteczku psiej ekipy, by o Grubciu, Bukiecie, Piwku czy Klocku wspomnieć. Hultajowi poszczęściło się o tyle, że znalazł przyjaciela w postaci pewnego malarza, pana Zbigniewa Szczepanka, który nadał swemu druhowi nowe imię, Werniks właśnie, a że artysta z Gdyni pochodził, tam Werniks swoich sędziwych lat dożył.
 



Drożdżowy Kogut z Kazimierza, pamiątka obowiązkowa!



 Wrócić do Kazimierza nad Wisłą chce się, krótki przystanek w drodze dalej na wschód, w rubieża nadbużańskie, apetytu na to miejsce nie zaspokoił, pomysłów na to jak czas zagospodarować nie wyczerpał, i nie żebym chciała pchać się w tłum koczujący tu latem przy okazji festiwalu filmowego na przykład, wystarczy zwykły dzień. I trochę słońca!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz