Etykiety

wtorek, 4 listopada 2014

Granada. Zapach trawki, smak orientu



To w Granadzie powinniśmy zatrzymać się na dłużej, nie w Sevilli! Ale kto to wiedział!? Teraz mam tę świadomość, teraz też rozumiem westchnięcia chłopaczka z Hotel La Boutique w Córdobie na słuch, dokąd się następnie wybieramy!Luz, swoboda, zabawa i autentyczne piękno! Nie piękno ulic wypełnionych po brzegi kolorowym tłumem przybyszów z całego świata, te można ominąć!piękno miasta, piękno jego położenia i atmosfery! Szef hotelu, w którym się zatrzymaliśmy będzie dla nas miał fajny apartament na ostatnim piętrze, obiecał! I zrobimy sobie wypad w góry, Sierra Nevada, trzymam M. za słowo!!!! Już się nie mogę doczekać!
Za każdym razem, gdy czytam,że to Sewilla jest królową Andaluzji, że Granada nie zachwyca, że w Granadzie to co najwyżej dwa dni można spędzić, nie więcej, zastanawiam się skąd taka opinia się bierze, co ma Sewilla czego nie ma Granada?
Bo ja wiem co ma Granada czego brakuje Sewilli i moje odczucia w stosunku do obu tych miejsc nie do pominięcia przecież w planach poznawania Hiszpanii, jaki czas jakiś temu powzięliśmy, różnią się od tych powszechnie obowiązujących.
W Granadzie jest Alhambra, w tle piękne góry Sierra Nevada,są liczne w mieście punkty widokowe, jest labirynt uliczek w arabskiej dzielnicy Albaicin, cueves czyli domki-jaskinie rozłożone na cygańskim wzgórzu Sacromonte; młodość, wolność i trawka, no i tapas podawane bez łaski i dodatkowej opłaty do każdej zamówionej "szklaneczki". Tego nie znajdziemy w Sewilli!






Dzban Sangrii i 10 varias tapas- porcje, którym nie podołaliśmy!


Tak jak z dużą łatwością przedostaliśmy się autobusem z Sewilli do Córdoby, tak dużo trudniej było wyjechać z Córdoby w kierunku Granady!Rano opuściliśmy nasze kordobiańskie lokum i udaliśmy się na dworzec, oba, i autobusowy, i kolejowy znajdują się w tym samym  miejscu. Kiedy okazało się, że miejsc w autobusie już nie ma szybko pobiegłam zapytać o pociąg, kupiłam bilety ale chwilę później, gdy tylko M.usłyszał ile wydałam, je zwróciłam, bo ponad 100 euro było grubą przesadą, jeśli autobus kosztował jakieś 17, poza tym zyskalibyśmy co najwyżej pół godziny jadąc koleją! Zostawiliśmy bagaże w przechowalni ( nie na samym dworcu, ale bardzo blisko) i zupełnie na luziku, przyjemnie spędziliśmy tych kilka dodatkowych godzin w Córdobie, do następnego autobusu.
No!To jesteśmy w Granadzie!
Z mapą i dokładnymi wskazówkami łatwo dotarliśmy do naszego apartamentu w dzielnicy San Antón i nie tracąc czasu wyszliśmy na małe rozpoznanie terenu. Na placu przy Rio Genil zebrał się straszny tłum, podreptaliśmy w tę i wewtę zastanawiając się o co chodzi po czym ruszyliśmy w drugą stronę ,w kierunku centrum. Zatłoczonego centrum!Owszem, może taka przepychanka czy niesienie przez falę poirytować, ale nie na długo; jedną z takich gwarnych, głośnych handlowych ulic jest Calle Reyes Católicos ale tłum się szybko rozprasza znikając w różnych zakamarkach Centro czy Albaicin.
Wędrówkę po mieście połączyliśmy z wędrówką po barach czyniąc krok swój bardziej tanecznym, leniwym, ale by odwiedzić wszystkie, do których mielibyśmy ochotę wejść, musielibyśmy spędzić tu znacznie więcej niż te dwa marne dni. Oboje dotąd czujemy niedosyt ale to dobrze, tym szybciej do Granady wrócimy!



Casa de las Chirimias

Carrera del Darro













Corral del Carbón
Plaza Isabel la Católica


Trudno nie poczuć tej atmosfery wielokulturowości, trudno jej nie dostrzec. Miasto, które dziś oglądamy to wspólne dzieło Arabów, chrześcijan i Żydów.
Nam Granada wydała się arabska przede wszystkim, egzotyczna, wyrazista,żywa, kolorowa...
To im, Arabom,zawdzięcza swoje powstanie w 711 r., to pod ich wielusetletnimi rządami stała się ważnym ośrodkiem kulturalnym, gospodarczym, przez ponad 200 lat była stolicą emiratu Granady. To nie byłoby to samo miasto, gdyby pozbawić jego przeszłość rozdziału "Królowie Katoliccy", byłoby też zupełnie inne bez Romów, którzy przybyli tu w XV wieku i których dziś żyje tu około 50 tys.
Nie wiem ile czasu należałoby Granadzie poświęcić... Dwa dni to jakieś trzy godziny w Alhambrze i ogrodach Generalife, a przydałoby się ten czas co najmniej podwoić!,długi spacer po Sacromonte ale bez zwiedzania muzeum, bez oglądania pokazu flamenco!,kolejny spacer - po dzielnicy arabskiej, właściwie nie spacer a marsz, dość intensywny; człowiek posiedziałby sobie, posłuchał muzyki na żywo, popatrzył,bo jest tam na co, podelektował trunkami, posmakował, poszperał w kolorowych arabskich sklepikach, może by i coś znalazł, a wybredny jest!, do łaźni jakiej by chętnie poszedł, wszystko zrobiłby dwa razy wolniej ale nie! bo czasu nie ma!bo jeszcze tam trzeba wejść,to koniecznie zobaczyć, bo może już się tu nigdy nie wróci i żal będzie, że się coś ważnego przegapiło!
Tak, tak wyglądają dwa dni w Granadzie...
Ku przestrodze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz