Wybraliśmy się tutaj w poszukiwaniu ulicy Elvira słynącej z barów tapas ale dotarliśmy do niej, na sam koniec wędrówki, w czasie sjesty najwyraźniej, bo wszystko było pozamykane na cztery spusty. Tyle fajniejszych, ładniejszych, ciekawszych miejsc minęliśmy po drodze ale nie!bo trzeba lecieć na calle Elvira, bo tak sobie Eliza wymyśliła!
Zagubieni w labiryncie to pnących się w górę, to biegnących w dół uliczek turyści przystający co parę kroków by zorientować się, gdzie się znaleźli i dlaczego tak tu pięknie, szaleni motocykliści, hippisi, mężczyźni odziani w dishdashę ( a może w thobe?) - tradycyjny arabski biały strój, bawiące się dzieci, muzykujące grupki studentów, ludzie stąd, skrywający się w zaciszu własnych podwórek, zwanych "carmenes", z niewielkim ogrodem i zazwyczaj fontanną, i ludzie z całej reszty świata, tak dziś wygląda Albaicin.
A kiedyś?
Kiedyś znajdowała się tu królewska rezydencja Zyrydów, pierwszej dynastii muzułmańskiej rządzącej na tych terenach, Alcazaba Cadima (Stara Forteca), kiedyś istniało tu 30 meczetów, wspaniałe posiadłości bogatej arystokracji arabskiej, całe wzgórze tętniło życiem,było jak miasto w mieście; specjalny system hydrauliczny doprowadzał wodę do zbiorników i domostw, warsztaty rzemieślnicze produkowały prawdziwe dzieła sztuki.
Dzisiaj dawna świetność Albaicin to tylko przeszłość, mówią o tym z żalem zwłaszcza ci, którzy spędzili tutaj większość swojego życia i na ich oczach dzielnica coraz bardziej podupada, czego my, "jednodniowi" turyści nie dostrzegamy, dla nas to nadal magiczne wzgórze z przepięknymi widokami.
Ale przemawia do wyobraźni fakt, że ze wszystkich meczetów w Granadzie, a na samym tylko Albaicin było ich, jak wspomniałam 30, został ślad po jednym zaledwie, dziedziniec dzisiejszej Kolegiaty de Salvador... Ich miejsce zajęły kościoły. Tak się Królowie Katoliccy rozprawili z innowiercami, ich kulturą i sztuką. Bunt muzułmanów wywołany nieprzestrzeganiem przez nową władzę ich autonomii, a taki był warunek kapitulacji ostatniego emira Granady, wpłynął znacząco na ich dalsze losy, zostali bowiem zmuszeni albo do opuszczenia Hiszpanii, albo do przymusowej chrystianizacji.
W tym roku muzułmańskie ugrupowania upomniały się o prawa wysiedleńców domagając się przyznania obywatelstwa wszystkim ich potomkom, a chodzi o miliony ludzi, którzy zamieszkują obecnie Afrykę Północną. Całą tę akcję podsyciła decyzja rządu hiszpańskiego o przyznaniu obywatelstwa Żydom sefardyjskim (tj. zamieszkującym obszar Półwyspu Iberyjskiego),wypędzonym w 1492 r.;bo skoro im obywatelstwo hiszpańskie się należy to dlaczego innym wygnańcom nie? Chodzi tu też o Morysków czyli Maurów, którzy przeszli na chrześcijaństwo, w XV wieku a których zmuszono na początku w. XVI do osiedlenia się w Afryce, zarzucono im bowiem fałszywe przyjęcie nowej wiary i skryte praktykowanie islamu. Potomkowie Morysków żyją w Maroko, Egipcie, Tunezji, Turcji i Libii. Historycy mówią o zasadniczej różnicy pomiędzy żydami a muzułmanami; pierwsi byli obecni w Hiszpanii przed nadejściem chrześcijaństwa, podczas gdy drudzy to najeźdźcy, agresorzy, kolonizatorzy Hiszpanii. Jak się to wszystko rozstrzygnie, sama jestem ciekawa!
Każda ulica, zaułek, plac, nawet dom, mają tu swoją historię, o wielu z nich krążą legendy. Jak choćby ta o El Cristo de las Lanas, czyli krzyżu stojącym na plaza de San Miguel Bajo (zniszczonym podczas wojny domowej i złożonym na nowo z części przechowanych w prywatnych domach mieszkańców dzielnicy), o Puerta de las Pesas i skonfiskowanych fałszywych wagach używanych na targu, o Casa de la Columna czy o Palacio de Amet, obie z mocno zaznaczonym wątkiem miłosnym.
Wiele tu do zobaczenia, mnóstwo do odkrycia! A już istny to raj dla miłośników szlaków turystycznych oprowadzających po barach, kawiarenkach, restauracyjkach; w tej kwestii jednak ekspertem pewnie nigdy nie zostanę.
Ale nie bez przyjemności i na ten szlak wejdę! Wejdę choćby jutro! Chętnie potowarzyszę M., popatrzę raz jeszcze na to miejsce przez historię opuszczone, zdaje się, jednak przez naturę traktowane w wyjątkowy sposób, przez naturę mocno rozpieszczane! Omijane za to, o dziwo, przez "must see" kolekcjonerów a "must see " w Granadzie to Alhambra przecież...
"Todo cambia", tak, wszystko się zmienia w Albaicin! M. nie bardzo wiedział na co się porywa oferując pomoc dostawcy olbrzymiego pakunku :) |
Do Arrayanes zajrzymy następnym razem, ma bardzo dobre opinie a ja uwielbiam humus!:) |
Na zakupy czasu zwyczajnie zabrakło... |
Żywa, kolorowa Cuesta de San Gregorio |
Na "bebidę" to ja zawsze czas znajdę! |
Cafe 4 Gatos też polecana! |
Carmen de la Media Luna |
Mirador de San Nicolas |
El Balcón de San Nicolas, bebida &comida z widokiem, i to jakim! |
Alhambra i Sierra Nevada |
Calle Elvira |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz