Etykiety

wtorek, 2 grudnia 2014

Cadaques, magiczne pueblo blanco



Pierwsza droga łącząca Cadaques z resztą świata powstała dopiero w 1910 roku, do tego czasu mieszkańcy tego miasteczka mieli je tylko dla siebie! Nie przejmowałabym się tą swoistą izolacją mogąc żyć w takim miejscu; z jednej strony Pireneje, z drugiej Morze Śródziemne, do tego słońce, błękitne niebo i produkcja wina; żyć nie umierać!
Ale to dopiero w XVIII wieku,bo wcześniej wszelkie morskie kreatury,piraci (także turecki korsarz Barbarroja vel Barbarossa miastu nie odpuścił),awanturnicy upatrzyli je sobie na cel, paląc i grabiąc! Ze średniowiecznych murów w jakich zamknięto mały port niewiele się zachowało, jedna brama zaledwie El Portal d'Avall. Później, gdy się morze uspokoiło i pływające rzezimieszki gdzieś w odmętach historii zniknęły, przeżyło portowe miasteczko swój złoty wiek; nie ma to jak handel winem i innym wybornym trunkiem! A ziemia tu była stworzona do uprawy winorośli! Dobrą passę przerwała zaraza, która przyszła z Francji; ubożejący w szybkim tempie ludzie szukali ratunku w obcych krajach, wielu wyjechało na Kubę. Ci, którym się powiodło wrócili do Katalonii z majątkiem a wybudowane za amerykańskie pieniądze rezydencje do dziś można tu i tam zobaczyć; to Casa Serinyana (Casa Blaua), Casino l'Amistat czy Casa Colom na przykład.

Casino l'Amistad
Casa Colom
Po 16 godzinach dotarliśmy na miejsce! Tyle zajęła trasa Cork- Dublin- Barcelona- Cadaques! Kontenerek miejscowego trunku o krwistoczerwonej barwie, upuszczony z beczki w jednym ze sklepów "po drodze" do hotelu, złagodził jednak nieco trudy tej arcy- długiej podróży! Podróży drogą, której szybko nie zapomnę, widoki bowiem i w zachwyt, i w drżenie serca wprawiają!
Ciekawe czy gdyby nie Salvador Dali, byłoby dziś Cadaques tym czym jest teraz? czy Chińczycy chcieliby jego replikę w jakimś odległym zakątku swojego olbrzymiego kraju tworzyć? (w zatoce Xiamen nad Cieśniną Tajwańską; i chyba nawet powstała!), czy zyskałoby taką sławę jaką cieszy się teraz, jeśli nie ogólnoświatową, to na pewno w świecie sztuki!
Może nie, ale pewne jest, że ci, którzy by tu trafili, i wcale nie Salvadora Dalego śladem, mogliby łatwo urokowi miasteczka ulec, tak jak ulegli mu na początku XX wieku wszyscy turyści, artyści, arystokraci,  między nimi Pablo Picasso, Luis Benuel, Federico Garcia Lorca, Andre Breton, Paul Eluard, Marcel Duchamp, Joan Miro, Marc Chagall by wymienić bardziej znane nazwiska; to wtedy właśnie Cadaques przekształciło się z rybackiego "pueblo" w mekkę artystów, w popularny kurort.

Cadaques, Salvador Dali, źródło: sesvistes.com
Salvador Dali, Llaner Beach in Cadaques, wikiart.org
Nie ma tu wielu zabytków, ale jest wszystko inne, co w dobry nastrój wprowadza, jest słońce, piękna natura i przyjaźni ludzie, jest czym i ciało, i duszę nasycić, gdyby tak jeszcze człowiek tak spieszyć się nie musiał! Nie wiedzieć dokąd!
Nie mogę powiedzieć, że czułam się tu jak u siebie, bo to przecież Katalonia, do tego blisko Francji, niewielka społeczność swoim dialektem mówiąca, ale społeczność owa zdaje się żyć w świetnej komitywie z całą resztą pomieszkujących tu Hiszpanów z różnych rejonów kraju, z całą rzeszą przybyszów z różnych zakątków świata; wśród nich wcale nie czułam się obco!
Obarczeni bagażami (wliczając już i 2-litrowy kontenerek wypełniony po brzegi) po raz kolejny chcieliśmy się upewnić, że w dobrym kierunku idziemy szukając naszego hotelu; zagadnięta pani widząc nas tak objuczonych wpadła na pomysł, że możemy pojechać takim specjalnym "samochodem", zna właściciela i nas do niego zaprowadzi i żebyśmy nie pomyśleli przypadkiem, że ma coś wspólnego z biznesem, chce nam tylko pomóc, zresztą będzie nas podwózka kosztowała co najwyżej 3 euro! Nie zastaliśmy znajomego, nikogo nie zastaliśmy w wypożyczalni rowerów i innych sprzętów; pani poszła go szukać, w tym czasie on pojawił się i znów pojechał, ale nie z nami, bo czekaliśmy na przemiłą panią nie chcąc zniknąć bez słowa. Wreszcie wszyscy się spotkaliśmy i "Eco Car" zawiózł nas w parę minut do naszego hotelu na wzgórzu, Carpe Diem Cadaques - To ile płacę?- zapytałam; spojrzał z uśmiechem na piątkę w mojej dłoni... - Osiem. - To masz tu dziesięć!-odpowiedziałam chyba nawet nie jakoś bardzo zaskoczona, rozbawiona może trochę. Od tego czasu nasz kierowca trąbił, krzyczał i pozdrawiał nas, gdziekolwiek się spotkaliśmy.
Co też tu można robić całymi dniami, spyta ktoś, w tym liczącym niespełna 3 tysiące mieszkańców  miasteczku gdzieś na wschodnim krańcu Hiszpanii?
Można się powłóczyć o każdej porze dnia i nocy, odkrywając wciąż nowe urocze zakątki, można poleżeć na którejś z licznych ,choć niewielkich plaż, popływać w krystalicznej wodzie, wejść do którejś z galerii, by zobaczyć Cadaques okiem artysty; udać się na spacer wzdłuż wybrzeża do oddalonej o 3 kilometry od centrum latarni Cala Nans; można wmieszać się w tłum szalejący w pianie, podejrzeć wyścigi "dolls", gdzie uczestnicy niosą na głowie, tak jak dawniej się to robiło, tradycyjny zielony dzban z trzema uchami, służący do przechowywania oliwy czy oliwek, nazywany "doll" właśnie.
Można też nie robić nic, zapomnieć o całym świecie, odpocząć... Być budzonym przez promienie wschodzącego tu wcześnie słońca, jeść śniadanie na tarasie z widokiem, pójść leniwym krokiem przed siebie, bez planowania, bo wszędzie przecież jest cudnie, posiedzieć tu, poleżeć tam, wypić mocną kawę, zjeść jeżowca... i tak dzień po dniu!Że nuda? Ten kto tak myśli wysiada po drodze z Barcelony, w Lloret de Mar na przykład, albo w Roses. My dla ożywienia wsiedliśmy na rowery i spędziliśmy jeden z fajniejszych dni podczas tej wycieczki po Costa Brava ( ale o tym innym razem).




















Na tarasie widokowym przy kościele Santa Maria; w oddali widać skałę nazwaną Cucurucuc, która jest jednym z symboli Cadaques.



Bawiący się w pianie tłum podglądaliśmy z okien baru w "Casino"

















































Salvador Dali spogląda na tłumy wędrujące ulicami jego ukochanego miasta, zdaje się, że jest wszędzie, stoi przy La Rambla o Passeig, ale i w wielu innych zakamarkach można znienacka jego wzrok napotkać. No i wciąż przyjmuje gości w swoim domu w pobliskiej zatoczce Portlligat.
Niewielka mieścinka za górami wstrzymała na czas jakiś moją ciekawość świata, zamęt w duszy wprowadziła, bo czy to na pewno znam już swoje miejsce na ziemi?
To nie był nasz ostatni raz w Cadaques, co do tego oboje jesteśmy zgodni!Nie ostatni to raz na Cap de Creus i Costa Brava!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz