Etykiety

piątek, 5 grudnia 2014

Cap de Creus


W niedzielę pojedziemy na Cap de Creus!- zadecydowałam. A może pójdziemy? Jest podobno przepiękna trasa z Port Lligat , nazywa się Cami Vell a Cap de Creus.To tylko 8 kilometrów! Taa, 8 w jedną, 8 w drugą stronę i już mamy 16 a gdzie czas i energia na kąpiele, spacery, kawę?
Gość z wypożyczalni pozwolił nam wziąć rowery już w sobotę wieczorem, dzięki czemu mogliśmy wyruszyć tak wcześnie, jak tylko chcieliśmy. Cadaques nawet mnie trochę rozleniwiło i nie zerwałam się o świcie; zjedliśmy śniadanie i na spokojnie ruszyliśmy w drogę. Szybko się okazało, że nie będzie to tak banalnie łatwe, szybko wyszło na jaw jaką kondycją dysponujemy; zaczęłam się nad sobą poważnie zastanawiać, gdy znacznie starsza od nas para doganiała nas w dziwnie szybkim tempie po czym bez najmniejszej zadyszki zniknęła za najbliższym zakrętem. - Już wiesz jakie rowery powinniśmy wypożyczyć?- odezwał się zziajany M. - Nie, jakie?- Elektryczne! - E tam!Tak jest fajniej!- odparłam zeskakując co chwilę z mojego "Torpado", bo droga prowadziła wciąż wyżej i wyżej.
Wiedziałam, że Cap de Creus to rozległy naturalny park narodowy o powierzchni prawie 14 tys. hektarów i że taka jednodniowa wycieczka bardzo ograniczy nasze możliwości poznawcze takiego obszaru, dlatego za cel obraliśmy latarnię i najbliższe zatoczki; bez samochodu na więcej nie mogliśmy sobie pozwolić.
Latarnia z 1853 roku, Far de Cap de Creus, wcale nie jest piękna, piękne jest wszystko inne! Mgła trochę z nami pogrywała tego dnia ale miała też przebłyski łaskawości i mogliśmy cieszyć się widokiem gór, skał, morza, zalanych słońcem. Bajka!
- Poczekamy aż się przejaśni, wypijmy kawkę!- postanowiliśmy wspólnie.W restauracji przy latarni nam się nie spodobało, poszliśmy do drugiej, znacznie przyjemniejszej i zasiedliśmy na tarasie z widokiem,przy kawie i ciastkach.
Z góry widzieliśmy ludzi pływających w licznych maleńkich zatoczkach i po kawie pobiegliśmy szukać jakiejś jeszcze nie zaludnionej, bo ludzi przybywało, parking powoli się zapełniał; wiele samochodów miało francuskie rejestracje, to tylko 25 km od granicy i wielu Francuzów spędza tu weekend; bardzo też upodobali sobie samo Cadaques jak się zdążyliśmy zorientować!
Znaleźliśmy fajne miejsce, M. popływał, ja odkryłam jakąś niekończącą się ścieżkę, którą z radością ruszyłam przed siebie, którą być może i do Cadaques można by dojść! Później zaciągnęłam M. na drugą stronę asfaltowej drogi, kuszona już wcześniej pięknym widokiem.
Obiad zjedliśmy w tej samej restauracji z trudem już znajdując wolny stolik, po czym powędrowaliśmy jeszcze na sam kraniec cypla, tam gdzie kręcono w 1971 roku sceny do filmu "Latarnia na końcu świata" ("La luz del fin del mundo") na podstawie powieści Juliusza Verne'a , z Kirkiem Douglasem; mógł w nim zagrać Daniel Olbrychski ale wybrał inną rolę. Dla potrzeb filmu wzniesiono tam drugą latarnię, którą jednak po zakończeniu zdjęć rozebrano, by zachować oryginalność niezwykłego krajobrazu.
Żal było oczywiście Cap de Creus opuszczać ale czekała nas jeszcze wydłużona o liczne przystanki droga powrotna a rowery musieliśmy odstawić do wypożyczalni o umówionej godzinie, więc nie było mowy o marudzeniu i ociąganiu się.






























Nie ma śladu po świątyni wzniesionej tu podobno w czasach antycznych ku czci Afrodyty ale w rzymskich pismach miejsce znane jest jako przylądek Aphrodisium, za to dla żeglarzy był to zawsze przylądek Diabła. 
Wyjątkowość Cap de Creus tkwi w niesamowitych formach geologicznych tej części Pirenejów które są efektem działania wzburzonego morza i  tramontany, zimnego północnego lub północno-wschodniego wiatru. Oryginalne kształty inspirowały malarzy, muzyków, filmowców...
Podobno "Wielki Masturbator" Salvadora Dalego przypomina jedną ze skał w zatoce Culleró...

"El gran masturbador" Salvador Dali źródło: museosenfemenino.es
skała w Cala Culleró,źródło: visitcadaques.org

 Mnie Cap de Creus też bardzo inspiruje. Powstały już nawet pierwsze moje szkice kolejnych wypraw w tamte rejony! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz