Etykiety

niedziela, 28 grudnia 2014

Tossa de Mar



Dopiero po trzech dniach dość intensywnego poznawania tego niewielkiego przecież miasteczka  pomyślałam "ok, mogę jechać dalej", usatysfakcjonowana tak w 70 procentach!
Skąd pomysł na Tossa de Mar?
Dostałam od M. kilka wytycznych kiedy już zdecydowaliśmy się na Hiszpanię po raz kolejny; miało być przede wszystkim nad wodą, ale nie typowy zatłoczony kurort z nowymi hotelami w pierwszej linii brzegowej, do tego żeby plaża nie była jedyną atrakcją. Z przyjemnością zasiadłam do poszukiwań! Plan był taki: lecimy do Barcelony, od razu z lotniska jedziemy do Cadaques, później Peratallada chociaż na jedną noc, następnie Tossa de Mar i ostatnich kilka nocy w Barcelonie, do której oboje mamy dużą słabość; gdyby się udało to zajrzymy do Figueres i Blanes. Zadanie mieliśmy o tyle utrudnione, że poruszaliśmy się transportem publicznym, kiedy okazało się, że wynajęcie samochodu w Tossie i odstawienie go w Barcelonie to bezsensownie droga transakcja! Ale prawie cały mój plan został zrealizowany, nie udało się jedynie zobaczyć Peratallady; jakoś to przeżyłam myśląc "następnym razem nie odpuszczę!"
Trafiłam w dziesiątkę! Można się w Tossie de Mar zakochać! Nie przeszkadza tłok na plaży czy małych uliczkach, nie przeszkadza nawet tych kilka nowoczesnych budowli, jakie się w panoramę miasta wdarły gdy można cieszyć się wszystkim innym, co Tossa oferuje; widoki przepiękne, morze, góry, skały, zatoczki, ścieżki nad stromym brzegiem no i starówka urocza, Vila Vella.
Trzy noce spędziliśmy w dużym hotelowcu, za niewielkie pieniądze a z wszelkimi wygodami, ostatnią noc, tę przeznaczoną na Peratalladę, z której zmuszeni byliśmy zrezygnować, w niewielkim hotelu przy samej plaży, u stóp Castillo de Tossa de Mar; wschodzące słońce nas co prawda nie obudziło, bo dość nieuważnie rezerwowałam pokój, wewnętrzny, jak się okazało, ale dzięki temu zmobilizowaliśmy się, by wstać wcześnie i wschód obejrzeć z zamkowego wzgórza.

 




 Jest to jeden z bardziej znanych kurortów na Costa Brava ale bardziej popularne  jest chyba Lloret de Mar, oddalone od Tossy o niewiele ponad 10 km, liczyłam więc, i słusznie, że poszukiwacze wakacyjnych rozrywek i prawdziwi miłośnicy plaż zatrzymają się tam właśnie dając reszcie odrobinę więcej przestrzeni w miejscu, które wybrałam. Zajrzeliśmy do Lloret, do Blanes i razem uznaliśmy, że nie mogliśmy trafić lepiej, że Tossa ma to coś, czego w wielu miejscach na próżno szukać.
Początki Tossy sięgają daleko w przeszłość, dalej niż okres rzymski, którego dotyczą odkryte w 1914 roku przez Dr Ignasi Mele pozostałości po Els Ametllers, jednej z ważniejszych,klasycznych rzymskich osad w prowincji Tarraco.
Wspomniana starówka, Vila Vella, przypomina o czasach średnich, kiedy to w XII wieku miasteczko otoczono murem a na najwyższym punkcie miasta, górze Guardi wzniesiono zamek stojący tam do końca XIX wieku, dziś zastąpiony latarnią.. Zachowało się kilka wież, trzy duże i cztery mniejsze; widoki ze wzgórza każą długo po nim wędrować, to w tę to z powrotem, codziennie, o różnej porze dnia ale i nocy!Jest to najlepiej zachowane ufortyfikowane średniowieczne miasto na katalońskim wybrzeżu. W wieku XVI powiększyło się o kamienne domy budowane poza murami,niektóre stoją tam do dziś. Mnóstwo tu wszędzie małych restauracyjek, kawiarenek,mnóstwo kulinarnych pokus!Wszędzie kwiaty, wylegujące się na słońcu koty, i uśmiechnięci ludzie.





























Ruiny gotyckiego kościoła San Vicente
Trzy główne plaże w miasteczku nieustannie tętnią życiem , największa, Platja Gran zamknięta od zachodu zamkowym wzgórzem, jest długa na 380m i szeroka na 60m,  La Mar Menuda ma 160m długości i 20 szerokości; nas kusiła najmniejsza, El Codolar, z drugiej strony wzgórza, poza murami miasta skryta, taki uroczy zakątek.
Około 35 km od Tossy znajduje się Park Naturalny Montseny, najstarszy w Katalonii rezerwat naturalny, w 1978 r. objęty patronatem UNESCO i włączony do programu "Człowiek i Biosfera" (MAB- Man and Biosphere). Bez samochodu jest raczej niedostępny.
Żeby przejść się jednym z odcinków trasy zwanej Camino de Ronda, nie potrzebujemy nic poza odrobiną chęci. I czasu! A że tego nam zabrakło, nie mogę opowiedzieć jakich wrażeń taki spacer nad brzegiem morza może dostarczyć;nie tym razem, ale to nie pierwszy nasz raz w Katalonii i nie ostatni, wierzę więc, że jeśli nie zrobię kiedyś całej tej trasy liczącej około 220 km ( a to tylko dlatego, że obawiam się, iż nie znajdę współtowarzysza takiej wyprawy, bo M. nim na pewno nie będzie!), to przynajmniej jakieś co bardziej malownicze jej fragmenty ( Begur- Palamos na przykład).  Camino de Ronda zaczyna się w Portbou a kończy w Blanes; niegdyś służyła przemytnikom i ścigającym ich służbom Guardia Civil, służyła też kontroli granicy państwa, dziś cieszy kochających aktywność turystów. Jeden z odcinków tej trasy można zakończyć bądź rozpocząć w Tossa de Mar właśnie. Miałam tym razem małą siłę perswazji ale i czasem dysponowaliśmy ograniczonym, jak wspomniałam...













































Ava Gardner, amerykańska gwiazda kina lat 50tych, wydaje się mieć dość znaczący wpływ na popularność niewielkiego miasteczka, w którym długo główną atrakcją mieszkańców były targi rybne;  Ava i cała reszta ekipy filmowej, która zawitała do Tossy odkrytej przez scenarzystę wielkiego w zamierzeniach hitu kinowego. "Pandora i Latający Holender" nigdy hitem nie został, hitem stała się Tossa de Mar, po której ulicach spacerował sam Frank Sinatra...

Ava Gardner w Tossa de Mar, źródło: dennishollingsworth.us
Ava Gardner i Frank Sinatra w Tossa de Mar, źródło:blog.costabravas.fr
Ava Gardner i Mario Cabre, źródło: pinterest.com
 Frank Sinatra, wówczas mąż Avy Gardner, zjawił się w Hiszpanii gdy tylko doszły go słuchy o romansie żony. Ava i Mario Cabre, przystojny aktor, poeta i torreador z Barcelony, poznali się na planie filmu i wydawali się być w sobie szaleńczo zakochani, Sinatra zrobił wszystko, by zatrzymać przy sobie żonę ;czy przekonał ją ostatecznie szmaragdowy naszyjnik z którym przybył, trudno zgadnąć.
Zdjęcia słynnej pary pojawiły się na nagłówkach światowych gazet, była to rewelacyjna reklama dla nieznanej dotąd Tossy.
Całą tę historię upamiętnia posąg Avy Gardner stojący na wzgórzu.




Po każdej wizycie w krzykliwym Lloret de Mar wracaliśmy do Tossy jak do azylu. Pewna przemiła pani naszej narodowości, która zatrzymała się tu na dłużej po kilkunastoletnich wojażach po Hiszpanii wspomniała jednak, że Tossa coraz mniej ów azyl przypomina, że jest coraz bardziej niebezpiecznie i że poza sezonem miasto śpi... Opowieści pani nie zmieniły jednak jakoś znacznie naszego wrażenia, że jest to miejsce, w którym i my na czas jakiś chętnie byśmy się zatrzymali, w jednym z tych wspaniałych domów z szerokim tarasem, z widokiem na piękne morze...

2 komentarze:

  1. Dzięki za ten opis!!! Wybieram się w tym roku do Tossa de Mar na przełomie sierpnia i września W LLoret byłem kilkanaście lat wstecz jeszcze za tzw. komuny,już wtedy było tam bardzo hałaśliwie ale swój urok miało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z gapowatości przecież nie słynę,a dopiero teraz odkryłam ten wpis! Przełom sierpnia i września w Tossa de Mar? Już zazdroszczę! Katalonia ma coś w sobie, do Katalonii chce się wracać, prawda?

    OdpowiedzUsuń