Etykiety

niedziela, 10 maja 2015

Gozo - jeden dzień to za mało!




 Dziś Gozo!
Znów wstaliśmy dość późno, bez budzika, no co, w końcu odpocząć tu przyjechaliśmy! Nawet się nie zezłościłam, o dziwo!
Autobus do Cirkewwy, do portu, z którego promem mieliśmy dotrzeć na wyspę, odjeżdżał spod samego apartamentu i pojawił się po paru minutach. Ponad godzinę zajęła nam ta podróż przez Mostę, obok jednego z 360 (!) na Malcie kościołów, słynącego z cudownego wydarzenia w czasie II wojny światowej. Podczas nalotu na Mostę zrzucono na nią wiele bomb; jedna z nich wpadła do kościoła,  gdzie w odprawianej właśnie mszy uczestniczyło około 300 osób, potoczyła się pod sam ołtarz i ... nie wybuchła. Po latach pilot, który tę bombę zrzucił, skontaktował się z księdzem z Mosty, przybył na Maltę i w obecności wiernych poprosił o wybaczenie. Ludzie bili mu brawo... Nie, nie znaleźliśmy czasu na wizytę w cudownym kościele.
Prom właśnie odpłynął, więc przy kawie poczekaliśmy około 45 minut, bo z taką częstotliwością o tej porze pływają, na następny.
Bilet w obie strony kosztuje 4.65 euro a podróż z Cirkewwy do Mgarr zajmuje 20 minut.
O 11:15 zaczęliśmy objazdową po Gozo wycieczkę. Późno! Dużo czasu spędziłam na studiowaniu trasy hop - on hop- off i wybieraniu miejsc, w których zatrzymamy się chociaż na chwilę.
Zanim przylecieliśmy na Maltę wyobrażałam sobie, że jeśli nie na samej Malcie, to na Gozo na pewno wypożyczymy sobie rowery. Ależ tym Michaela rozbawiłam!
- No ale o co chodzi?- dopytywałam lekko urażona.
- Bo tu jest ciągle to pod górkę, to z górki, może być ciężko!- tłumaczył. - Może na Gozo... Ale autobus turystyczny to naprawdę dobre rozwiązanie!
Dałam za wygraną, zarzuciłam mój wyimaginowany nieco pomysł i posłusznie ulokowałam się na górnym poziomie Citysightseeng, który, co ważne!, dysponuje w swym serwisie językiem polskim i który, o zgrozo!, nie jechał na północ, w stronę Ramli, i moje plany nieco pokrzyżował! Niebieska linia rusza z Mgarr raz tylko, o 10:30, i obwozi po jednej części wyspy, podczas gdy fioletowa jedzie w drugim kierunku. Łączą się ze sobą w Rabacie / Victorii ale znów nam czasu nie wystarczyło, by plażę w Ramla Bay przedreptać, zobaczyć świątynię Ggantija ( tego żal najbardziej!), wyjrzeć na świat z jaskini Calypso czy winka miejscowego w Marsalforn pokosztować.
Co z tego, że autobusy kursują co 45 minut, to i tak za mało czasu!
Podczas gdy M. na dolnym pokładzie autobusu bronił honoru Polaków w słownej, na szczęście, potyczce z drobnej budowy pracownikiem jakiejś firmy turystycznej ( że Polacy - cwaniacy, dusigrosze i takie tam wyzwiska, nie było mnie przy "rozmowie"), ja decydowałam na nowo o punktach naszej wycieczki, fundując sobie przy tym słoneczne oparzenia, jak się niebawem okazało.

Dwejra

Przypłynąć na Gozo i Azure Window nie zobaczyć? Zgroza! "Okno" powstało na skutek zapadnięcia się wapiennych jaskiń, a że naturalne procesy geologiczne nie przestają tam zachodzić, zapaść się też może łuk, na który mimo zakazu wchodzą "niezorientowani", nazwijmy ich, turyści. Piękna pogoda, bezchmurne niebo, dziesiątki "fotografów", kilku miłośników nurkowania, krystaliczna woda, kolorowe stragany kuszące zapominalskich kapeluszem czy okularami. Przyjemnie, nawet bardzo, ale czas naglił!
 Zresztą na Fungus Rock, małą skalną wysepkę, kolejną atrakcję zatoki Dwejra, można co najwyżej popatrzeć, bo to rezerwat przyrody.  Rosła tu niegdyś pewna roślina o wdzięcznej nazwie "cynomorium szkarłatne", szerzej znana jako "grzybek maltański". Roślinie przypisywano cudowne właściwości i zajmujący się pomocą chorym Kawalerowie Maltańscy pilnie jej strzegli.
Nurkowanie mnie wyjątkowo nie pociąga ale poczułam lekkie,leciutkie ukłucie zazdrości na widok paru entuzjastów podwodnego świata zanurzających się w Blue Hole, swoistym "korytarzu" prowadzącym na otwarte morze. Na drżących z obawy przed wpadnięciem do wody nogach, trzymając się skalnej ściany, podeszłam tak blisko "okna" i tego niezwykłego tunelu, jak tylko mogłam, dwaj panowie za mną, widząc jak się trudzę, słysząc moje " Oj, nie jest łatwo!", zrezygnowali; dzięki temu nikt nam w kadr nie wszedł!

Port w Mgarr














Pozwoliłam sobie "pożyczyć" zdjęcie, jakiego sama nigdy nie zrobię, a które więcej o Blue Hole powie! Ja się chyba boję wody...

sportdiver.com
 A ten zapożyczony rysunek tłumaczy dlaczego to miejsce jest tak popularne wśród kochających podwodny świat...

maltadilokullari.com
Basilica Ta' Pinu

O tym kościele Michael mówił niemal ze łzami w oczach. Pomyślałam, że może coś ważnego w jego życiu wydarzyło się po wizycie tutaj, jakiś cud? Bo z tego Ta'Pinu słynie, dlatego tylu wiernych z całego świata tu przybywa, albo z prośbą, albo z podziękowaniem za prośby wysłuchanie. Ja też małą kopertkę przy ołtarzu położyłam...
Samotna świątynia na otwartej zielonej przestrzeni robi wrażenie; najbliższe miasteczko Gharb znajduje się około kilometra stąd. Trzeba pamiętać o odpowiednim stroju.
Próby zburzenia starszej świątyni, na miejscu której w XX wieku postawiono Ta'Pinu, skończyły się bardzo szybko, bo robotnik złamał rękę już przy pierwszym uderzeniu w podniszczone mury; oto znak, że kaplica ma pozostać właśnie tutaj, nietknięta, zakrzyknięto. Po kilku objawieniach jakich doznali okoliczni mieszkańcy, uznanych przez Watykan, nastąpiły cudowne ozdrowienia, i chyba zdarzają się do dziś.




Xlendi

Nasz kolejny przystanek. Dlaczego Xlendi? Intuicja. I rosnąca chęć zjedzenia czegoś wreszcie!
Uroczy zakątek! Pierwsze jednak co zrobiliśmy, to zasiedliśmy do stołu! M. jeszcze wspomina rozkoszne smaki tego, co na talerzu znalazł. Która to była restauracja, nie odnotowałam, jedna z kilku przy samej zatoczce. Za obiad zapłaciliśmy 40 euro; M.zamówił talerz ryb i owoców morza, ja zupkę z dyni i ravioli, do tego Cisk i miejscowe białe wino.
Zadowoleni pobiegliśmy szybko rozejrzeć się po okolicy. A że z góry wszystko widać lepiej... Skusiły nas białe schody zamontowane na skalnej ścianie osłaniającej zatokę od prawej strony. Samo miasteczko nie kryje, zdaje się, wielu zabytków, ale to nie dla nich ściągają tu gromadnie ludzie. Natura, natura tu z dziełem rąk ludzkich zdecydowanie wygrywa! A my tak mało zobaczyliśmy! Wiem, że Xlendi łączy z portowym Mgarr 12- kilometrowa ścieżka, trasa wzdłuż linii brzegu, i ja bym chętnie w taki sposób tę część Gozo poznała! Kiedyś.











Tymczasem trzeba się było pospieszyć, zbiec z białych schodów i ledwie zdążyć na autobus do Rabatu (Victorii).

Rabat / Victoria

Kierowca raz jeszcze ostrzegł nas, gdy w stolicy wyspy wysiedliśmy, że za 45 minut mamy ostatni kurs Citysightseeng do Mgarr.
Cytadelę powinniśmy zdążyć zobaczyć! Była tuż tuż... jeśli wie się dokładnie którędy na nią wejść,a nie okrąża wokół!
Jakoś się udało, ale dosłownie chwilę tam spędziliśmy ku złości i rozczarowaniu M., bo poza tym, że widoki stąd piękne, sama średniowieczna forteca kryje urocze zakamarki.
Powrót był nerwowy, kręciliśmy się ciągle w tym samym miejscu a na autobus i tak nie zdążyliśmy! Pojechaliśmy zwykłym i do Mgarr dojechaliśmy przed turystycznym. Prom właśnie przybił, szybko dotarliśmy do Cirkewwy. Tłum oczekujących na autobus był tak duży, że istniała obawa, czy się w ogóle zabierzemy. Udało się, ale ponad godzinną drogę do Msidy spędziliśmy na stojąco. Phi, też mi problem!










Przemyślenia po Gozo? Bardzo zbliżone do tych po pierwszym spędzonym na Malcie dniu. Owszem, jest możliwe obejrzenie, objechanie wyspy w tych paręnaście godzin ale ja takiego poznawania nowych miejsc nie lubię!
Raz myślę, ojej, jak mało widzieliśmy!Innym razem - po co aż tyle miejsc!? Ale z którego miałabym zrezygnować?j
Najbardziej żal mi chyba Rabatu, bo to nie tylko Cytadela; biegnąc - dosłownie! - widziałam ładne małe placyki, ozdobione kwiatami uliczki i uśmiechniętych ludzi kierujących nas przyjaźnie do celu, czyli... przystanku autobusowego.
Niedzielę postanowiliśmy przeznaczyć na większy relaks, wykreślić z planu "musimy to", "musimy tamto". Chcieliśmy oboje zobaczyć targ w Marsaxlokk a co później? To się okaże...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz