Etykiety

piątek, 20 maja 2016

Devil's Ladder i Carrauntoohil. Na szczycie Irlandii.




Zapamiętam ten majowy piątek, trzynastego... Bo niebo nad wyspą było cudownie niebieskie, bo poparzyłam się słońcem, bo dostaliśmy klucze do domu i bo uświadomiłam sobie, że stać mnie na wiele więcej niż mi się wydaje. Najwyższa góra Irlandii zdobyta! Tego samego dnia zdobyli ją między innymi 10-letni "Matthias" i 70-letnia "Ruth", najwyższa góra liczy 1039 m i jest, jak się można domyślić, dość turystom przyjazna.
Nie przygotowywałyśmy się jakoś szczególnie do wyprawy, nie wybrałyśmy konkretnej trasy, dlatego nie mam wyrzutów sumienia, że trafiłyśmy dokładnie tam, gdzie sobie po cichu planowałam. Szybka komenda "w lewo!" i szybka reakcja Asi za kierownicą zbiły z tropu nawigację, kręta wąska droga w dół do samego końca była zagadką. Nawigacja prowadziła nas do Hydro Track a moja intuicja zawiodła nas do Cronin's Yard, miejsca, które od ponad 300 lat stanowi bazę wypadową w góry Macgillycuddy Reeks.







hiddenirelandtours.com
 Zachwycone pogodą i okolicą ruszyłyśmy w trasę zwaną Devil's Ladder Route. Wspinaczka podobała nam się bardzo ale już wiedziałyśmy, że jeśli jest jakaś alternatywna droga w dół, to my ją wybierzemy. Skałki były ruchome i mokre a wyobraźnia i krążący nam nad głowami helikopter potęgowały wrażenie trudności zejścia "Diabelską Drabiną". Zastanawiałam się nawet przez chwilę widząc ten nisko zawieszony helikopter, czy wyglądamy może na kogoś, kto potrzebuje pomocy, czy nasze niepewne ruchy, wchodzenie "na czworaka" a może częste przystanki dają ratownikom do myślenia? Nieee..., chyba nie...?







"Drabina" zajęła nam około półtora godziny, nie żeby to jakieś ekstremum było, zwyczajnie nam się nie spieszyło. Nie był to oczywiście kres wspinaczki, krzyża na szczycie Carrauntoohil nie zakrywała najmniejsza chmurka. Przed kolejnym etapem postanowiłyśmy chwilę odpocząć.
Jak się niebawem okazało naszym tropem podążali inni, w tym dwaj Francuzi. Młodszy zapytał o jakieś czarownice, w odpowiedzi na co usłyszał, że ma je oto przed sobą, trzy. Wiedział chyba, że właśnie spacerował  po "dolinie czarownic", po Hag's Glen? Właśnie poznawał mały odcinek trasy zwanej Hag's Glen Horseshoe liczącej około 20 kilometrów. Wymieniliśmy się pomysłami na drogę powrotną, a później spotkaliśmy się raz jeszcze, gdy oni już zbiegali, a my wdrapywałyśmy się na sam czubek Irlandii, co zajęło nam kolejną godzinę.










Na szczycie gwarno. Kilka niezależnych par i grupa z przewodnikiem. Przewodnik upewnił nas że zejście trasą Zig Zag to dobry pomysł,i skrytykował dżinsy. Prowadził swoją grupę z parkingu Lisleibane trasą Brother O'Shea's Gully Route.
Wciąż przepiękna pogoda, najmniejszego podmuchu wiatru, tyle do zobaczenia wokół, zupełnie nam się nie spieszyło z powrotem ale gdy "zdobywców" zaczęło przybywać z minuty na minutę i zrobiło się nieco tłoczno, ruszyłyśmy w drogę.











Trasa Zig Zag pozwala ominąć Devil's Ladder ale i zmusza do wydłużenia powrotu, poza tym, gdy jest mokro i wietrznie, wcale nie jest bezpieczniejsza. Za to przy okazji "zaliczyć" można kolejny szczyt, Cnoc na Toinne (Hill of the Wave), 845m a zejściu towarzyszą piękne widoki.


















Wiem już czego spodziewać się na szczycie Carrauntoohil ale cała frajda tkwi we wspinaczce całodniowej przecież, dlatego któregoś równie pięknego dnia znów wstaniemy wcześnie rano i tym razem posłuchamy nawigacji, by do Hydro Track trafić i "podejść" górę od innej strony. Caher (Coomloughra) Route jest dłuższa ale podobno ładniejsza, ciekawsza. Zobaczymy.
Czy następnym razem będę mądrzejsza i odpowiednio się przygotuję, nie mam pewności. Właśnie zrzucam skórę...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz