Etykiety

wtorek, 8 sierpnia 2017

Ronda. Już wiem za co kochał ją Orson Welles.


Czy dziwię się, że to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc w Hiszpanii? Nie, absolutnie nie. Ile razy natknęłam się na zdjęcie Rondy nad przepastnym wąwozem położonej, tyle razy myślałam,że muszę ją odwiedzić.
Nie udało się podczas pierwszej wycieczki po Andaluzji, dlatego głównym celem kolejnej stała się właśnie ona, prawdziwa gwiazda wśród hiszpańskich "pueblos blancos".
Niewprawieni w zimowych wojażach bardzo ostrożnie planowaliśmy ten niedługi wyjazd pod hasłem "Ronda i co tam jeszcze się uda", ale pogoda tak nam sprzyjała, że udało się parę innych jeszcze "perełek" andaluzyjskich zobaczyć. Niemal 20 stopni na przełomie stycznia i lutego... , nic tylko na południe Hiszpanii się przeprowadzić!Resztę kraju smagały wiatr i ulewy a tu , gdzie 360 słonecznych dni w roku jest podobno - bezchmurne niebo!
Rzeczywistość przerosła moje wyobrażenie, jakkolwiek słabe ono było. Wyobrażałam sobie jak oto przyjeżdżamy do maleńkiej mieścinki gdzieś w górach położonej, skupionej wokół mostu nad imponującym wąwozem, że uda nam się znaleźć uroczy hotel z oknem wychodzącym na ten cud natury i jak się już z miastem i zwiedzaniem uporamy, a przecież nie może być tego za dużo, to z przyjemnością odpoczniemy w pokoju i spoglądając wciąż na Puente Nuevo czegoś dobrego pokosztujemy...
Tymczasem Ronda okazała się nie być małą mieścinką, ze zwiedzaniem trudno było i w dwa dni się uporać a hotelowy pokój miał okno "wewnętrzne" i woleliśmy do późna w nocy zakamarki miasta poznawać, niż w zimnym pokoju pozbawionym widoku jakiegokolwiek przebywać.

Gran Turismo i Paseo de Kazunori Yamauchi

Pierwsze, na co nie mogliśmy nie zwrócić uwagi to "inwazja Azjatów". Przez maleńki dworzec autobusowy, na który dotarliśmy z Malagi, przelewał się tłum Japończyków, Koreańczyków i Chińczyków, ten sam tłum opanował wszystkie główne ulice, place i hotele w mieście ( wystarczyło przejrzeć opinie na booking.com). O co chodzi? pomyślałam.
Nie od razu znalazłam wytłumaczenie. Podpowiedzią okazało się nazwisko Kazunori Yamauchi wygrawerowane na tabliczce, obok której mnóstwo ludzi robiło sobie zdjęcie; musiałam sprawdzić któż to taki, bo nie od razu było to dla mnie jasne, jakkolwiek popularne na świecie są gry PlayStation.


Kazunori Yamauchi, motor.es

Okazało się, że że japoński twórca "Gran Turismo" wybrał na akcję 6 edycji gry Rondę właśnie. Miasto zyskało światową sławę, jest dziś jednym z najczęściej odwiedzanych w Andaluzji miejsc a pan Kazunori Yamauchi ma w nim swoją własną ulicę, tak jak mają je Orson Welles i Ernest Hemingway.


Ferrari na Puente Nuevo, Gran Turismo 6; giantbomb.com


O historii słów parę

Gran Turismo wpływ na popularność Rondy ma niewątpliwy ale trzeba zaznaczyć, że miejsce to od zawsze przyciągało i porywało serca.
Przez wiele stuleci były to serca i "wizyty" zaborców, miasto - forteca , poprzez ulokowanie na skale, znajdujące się jednocześnie na szlaku handlowym, przechodziło z rąk do rąk kolejnych najeźdźców.
Pierwsi byli tu Celtowie i Fenicjanie, którzy stworzyli dwie blisko siebie położone osady, jedni Arundę, drudzy Acinipo, obie podbite następnie przez Rzymian.
Rzymskie Acinipo zamieszkiwało około 5 000 ludzi; było tu wszystko, czego jego mieszkańcy mogli potrzebować, świątynie, łaźnie rzymskie, mieszczący 2 tysiące widzów amfiteatr, którego ruiny do dziś można zwiedzać ( 12 kilometrów od Rondy, przegapiliśmy!); o wysokiej randze miasta świadczy fakt, że wybijano w nim własną monetę.
Niestety im bardziej rosło zagrożenie ze strony barbarzyńców, tym szybciej malała potęga Acinipo na korzyść bezpieczniejszej militarnie Arundy. Miasto ostatecznie upadło, tak jak upadło Cesarstwo Rzymskie.


Acinipo, ourworldforyou.com
Po Rzymianach wkraczają tu Bizantyjczycy i Wizygoci ale nie zagrzewają miejsca wyparci przez potęgę arabską.
Przez kilka stuleci przeplatają się tu dwa światy, arabski i chrześcijański, najpierw przewagę mają Maurowie,którzy zdają się tolerować napływających coraz liczniej chrześcijańskich współmieszkańców - po rekonkwiście to oni przejmują władzę.
Dziś mówi się o starej, arabskiej części miasta, zwanej La Ciudad, i nowszej, chrześcijańskiej właśnie, El Mercadillo.
Pomieszanie wielu kultur, widoczne na każdym kroku ślady po nich, nadają Rondzie niepowtarzalny klimat. To właśnie w połączeniu z wyjątkowym położeniem miasta każe mi wyśpiewywać w myślach peany na jego cześć. Nie znaczy to, że rzucę dziś wszystko i każę się kiedyś w tym cudownym "pueblo blanco" pochować, niemniej jest to jedno z tych miejsc, do którego mam nadzieję wrócić.

Arena byków

W Rondzie zapragnął spocząć na wieki reżyser "Obywatela Kane'a" i jego wola została spełniona. 
Orson Welles kochał walki byków i tak jak jestem w stanie to zrozumieć, tak sama nie potrafię tej miłości doświadczyć. Andaluzja wciąż tę wielowiekową tradycję publicznych pokazów walk z bykami kultywuje, w Katalonii i na Wyspach Kanaryjskich ( Teneryfa, Gran Canaria, Fuerteventura i Lanzarote) wprowadzono zakaz organizowania tego sięgającego starożytności a może i nawet epoki brązu widowiska. 
Miłośnicy corridy nie widzą w publicznym uśmiercaniu specjalnie do tego "show" przygotowywanych zwierząt niczego okrutnego. Wyjątkowa rasa byków, toros bravos, osiąga około pół tony wagi i atakuje w momencie zagrożenia, a nie reaguje ucieczką jak inne gatunki, dlatego to ona przeznaczona jest do corridy. Mięso zabitego byka trafia na stół; podobno dzięki adrenalinie jaka wytworzyła się podczas walki zyskuje ono niepowtarzalny, ostry smak... Czy wynagrodzeniem za taki koniec ma być to, że zwierzę żyło wolno na rozległych pastwiskach? Czytałam o spiłowywaniu końców rogów, o tym, że wystarczy kilka milimetrów, by powstrzymać byka od szarżowania, zachwiać jego równowagę i znacznie obniżyć stopień niebezpieczeństwa grożącego matadorowi; czy to się rzeczywiście praktykuje, nie wiem, nie wnikałam na tyle głęboko w "zasady" tej "gry", której celowości nie pojmuję. Nie mnie jednak oceniać obce tradycje, zwłaszcza te, których nie rozumiem.
Wielka arena byków w Rondzie, Real Maestranza de Caballera, jest jedną z najstarszych w Hiszpanii, "plaza de toros" ma 66- metrową średnicę i trybuny mogące pomieścić 5 tysięcy widzów; to tutaj też powstały nowe zasady corridy obowiązujące do dziś; nowoczesna corrida to corrida bez obecności konia, tylko człowiek i byk. W tutejszym Museo Taurino dowiedzieć się można wszystkiego i o samej corridzie, i o dwóch najznamienitszych legendarnych dynastiach miejscowych torreros, o Romero i Ordonez.
Pedro Romero zasłynął jako pogromca ponad 5000 byków,nigdy przy tym nie doznał poważnych obrażeń ciała; to on wprowadził do "przedstawienia" miecz i czerwoną płachtę.
Członkowie rodu Ordonez są i teraz bardzo w mediach obecni.
Wielka fiesta  Feria de Pedro Romero odbywa się w Rondzie na początku września, gdyby chciał ktoś zobaczyć corridę na żywo. Sądząc po tłumach zgromadzonych wokół areny ktoś jednak by chciał.
Orson Welles to nie jedyny słynny miłośnik specyficznego show, był nim także Ernest Hemingway. Obaj przyjaźnili się z Antonio Ordonezem, na którego prywatnej posesji znajduje się grób Orsona Wellesa

Orson Welles, vanitatis.enconfidencial.com

Antonio Ordonez i Ernest Hemingway, pinterest.com

Ciekawe to były czasy i ciekawe historie, ale nie o tym dzisiaj.

Puento Nuevo

To tutaj udaliśmy się rozpoczynając wędrówkę po mieście; można powiedzieć, że przyjrzeliśmy się temu XVIII- wiecznemu cudowi architektury z każdej strony, z góry, z dołu i od środka, bowiem weszliśmy także do małego pomieszczenia z okienkiem tuż nad głównym łukiem, czy było czymś więcej niż więzieniem i miejscem tortur? podobno.Najbardziej emocjonujący okazał się spacer mokrą śliską ścieżką na dno 160- metrowego wąwozu El Tajo. Most z dołu wydaje się naprawdę potężny. Niewiele osób dotarło do końca widokowej ścieżki, nad samą rzekę Guadalevin, a naprawdę warto. Zastanawiałam się widząc ludzi po drugiej stronie rozlewiska jak się tam dostali, dopiero później wydedukowałam, że musieli użyć innej drogi, od strony mauretańskiego pałacu, tej ze schodami wykutymi w skale przez chrześcijańskich niewolników.
Ktokolwiek Rondę zamieszkiwał, marzył o scaleniu dwóch urwistych brzegów El Tajo, ale przez długi czas myśl techniczna okazała się za słabo rozwinięta. Pierwsza konstrukcja przetrwała 5 lat, runęła pochłaniając około 50 ofiar, nad kolejną pracowano ponad 30 lat, w drugiej połowie XVIII wieku, pod nadzorem architekta Jose Martina de Aldehuela, tego samego, który zaprojektował arenę byków, drugi symbol Rondy. Legenda głosi, że popełnił samobójstwo na swoim moście, obawiając się, że nie stworzy już nic piękniejszego...
Dzięki użytym materiałom pozyskanym z dna El Tajo, budowla wydaje się integralną częścią wąwozu, to naprawdę hipnotyzujący widok, most, domy zawieszone nad przepaścią, góry wokół, doprawdy nie wiem jak można woleć smażenie się na plaży w Marbelli.
Poza Puente Nuevo są tu jeszcze dwa inne, pamiątki po Rzymianach i Maurach, Puente Romano i Puente Viejo.

Centrum Rondy długo jeszcze po zimowym zmierzchu pozostawało żywe i głośne, za to w okolicy Casa del Rey Moro nikogo już nie spotkaliśmy; w słabym świetle ulicznych latarń La Ciudad, starsza część miasta, wydawała się bardzo klimatyczna,postanowiliśmy tam wrócić następnego dnia, przed wycieczką do Setenil de Las Bodegas.
Tak też zrobiliśmy; fantastyczna styczniowa pogoda zachęcała do spaceru wzdłuż murów otaczających miasto; błądząc bez mapy poznawaliśmy kolejne zabytki Rondy, łaźnie arabskie, kościoły budowane na miejscu wcześniejszych meczetów,ciekawy ratusz, pałace del Marques de Salvatierra i Mondragón., kaplicę Templete de la Virgen de los Dolores, w której podobno skazani na śmierć przez powieszenie odmawiali swe ostatnie modlitwy. Brukowane uliczki La Ciudad i pomalowane na biało domy, jak na "pueblo blanco" przystało, naprawdę mogą się podobać.
La Mina de Aqua czyli jaskinia na dnie wąwozu El Tajo, do której prowadzi 365 schodów wydrążonych w skale przez chrześcijańskich niewolników, ta sama, którą widzieliśmy schodząc nad rzekę od drugiej strony, nie była jeszcze dostępna, zaczęliśmy nasz dzień dość wcześnie. 
Czy zostawiliśmy sobie coś na kolejną wizytę? A i owszem, ale przyznać muszę, że z przyjemnością podreptałabym raz jeszcze nawet tymi samymi ścieżkami.

































































Nie ostatnia to wizyta w Andaluzji i w Rondzie, planujemy poznać szlak El Caminito del Rey a w drodze z Rondy do Kadyksu upatrzyłam sobie kilka innych jeszcze miejsc, które bardzo bym chciała zobaczyć. Jest to tak atrakcyjny rejon, że długo jeszcze może być celem naszych małych wypraw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz