Cuevas del Sol |
Jest w okolicy Rondy niejedno przeurocze, małe miasteczko z bielonymi domami, ale tym razem nie miałam problemu z wyborem do którego z nich zajrzeć, bo od dawna "czaiłam się" na Setenil de las Bodegas.
Ukradliśmy parę godzin Rondzie i udaliśmy się w niedługą podróż autobusem do jednego z bardziej charakterystycznych "pueblos blancos"; co je wyróżnia? Domy - jaskinie i właśnie ten skalny okap, pod którym rozsiedliśmy się wygodnie spragnieni strawy. W styczniu kolejek do lokali przy Cuevas del Sol nie ma, zjeść a i wypić coś lokalnego w takiej spokojnej atmosferze to czysta przyjemność, nawet samochody przejeżdżające obok stolików nie irytują, może dlatego, że ruchu tu szalonego nie ma, w styczniu, zaznaczmy.
Najbardziej charakterystyczne ulice biegną wzdłuż rzeki Guadalporcun, Cuevas del Sol, ta położona bliżej wody i od strony południowej, zalana jest słońcem, stąd nazwa, równolegle za nią znajduje się Cuevas de la Sombra, z niebem prawie całkowicie zasłoniętym przez skały, zimna i nieco mroczna. W budynkach wyżłobionych w skale utrzymuje się specyficzny mikroklimat, dzięki któremu latem panuje w nich przyjemny chłód a zimą temperatura jest nieco wyższa.
Jest to jedno z tych miejsc, których początki owiewa tajemnica, mówi się o czasach rzymskich ale archeolodzy doszukują się śladów po osadnictwie jaskiniowym popularnym w całym rejonie.
Szukaliśmy jaskiń, które można zwiedzić, ale pani w informacji turystycznej zapewniła, że takich nie ma, wbrew temu co się mówi, że to tylko prywatne domy.
Miasteczko jest na tyle małe, że w parę godzin można poznać wszystkie jego zakamarki, a spacer połączyć z odpoczynkiem i degustacją czerwonego wina Xaldenil czy 7 Mil Pasos i koziego sera Payoyo na przykład.
Setenil de las Bodegas przez stulecia otaczały winnice, dopiero pod koniec XIX w. niemal zupełnie zniknęły dotknięte plagą mszyc, filoxery; dziś wina znów nie brakuje, poza tym szlachetnym trunkiem produkuje się tu oliwę z oliwek, wyjątkową podobno wieprzowinę i chorizo. Sklepy z lokalnymi produktami znajdują się przy "ulicy cienia", po drugiej stronie, w słońcu, można zasiąść przy wspomnianym suto zastawionym stoliku za rozsądne pieniądze. Zasiedliśmy przy nim po pierwszej rundce wokół centrum Setenil, po czym raz jeszcze ruszyliśmy "gdzie oczy poniosą", odnajdując jedną z najstarszych ulic, Herreria, gwarny plac Andalusia, wieżę z czasów arabskich i kościół Iglesia de Nuestra Senora de la Encarnación.
Drogę często wskazywali nam sami mieszkańcy, pogodni, uśmiechnięci, może tylko ci z "przydworcowego" baru, w którym wizytę w "mieście ze skały" zakończyliśmy, zaskoczeni byli nieco naszą tam obecnością; no nie był to turystyczny bar, a jakże przyjemnie minął nam w nim czas oczekiwania na autobus do Rondy! Lubię transport publiczny na naszych wycieczkach, lubię ten dreszczyk emocji, przyjedzie czy nie przyjedzie?, wydostaniemy się stąd czy nie? dreszczyk zmniejszający się z każdą kolejną osobą pojawiającą się na przystanku.
Małe miasteczko, w którym mieszka dziś mniej niż 3 tysiące ludzi, ma długą historię, w której przeplata się wątek muzułmańsko- chrześcijański. Podobno nie do trzech a do siedmiu razy sztuka, za siódmym bowiem podejściem udało się królom katolickim przejąć Setenil, stąd też jego nazwa "septem nihil"- "siedem razy nic". Z tego okresu pochodzi pierwszy kościół, Iglesia de San Sebastian, nazwany tak od imienia dziecka Ferdynanda i Izabeli Katolickiej, dziecka, które zmarło kilka godzin po przedwczesnych narodzinach.
Nie wiem jaki procent zwiedzających interesuje się historią, a jaki szuka tu pięknych widoków i wytchnienia od gonitwy nie wiedzieć za czym, znaku naszych czasów. Znaleźliśmy i jedno, i drugie.
Że nuda? Myślę, że zaglądają tu świadomi swoich wyborów turyści, a naprawdę warto!
Cuevas de la Sombra |
Plaza Andalucia |
Calle Herreria |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz