Etykiety

sobota, 26 sierpnia 2017

Vejer de la Frontera. Jak tu nie lubić Andaluzji?


W jednym z rankingów na 15 najpiękniejszych miasteczek Hiszpanii Vejer de la Frontera zajęło miejsce drugie, ale nic o tym nie wiedziałam wybierając je na jednodniową wizytę. Nietrudno się do tu dostać autobusem z Cadiz, równie łatwo pojechać stąd dalej, do Malagi, co w naszej krótkiej podróży po Andaluzji musieliśmy mieć na uwadze.
Co do rankingu nie wiem czy się z nim zgodzić czy nie, bo niewiele z "piętnastki" widziałam, ale miasteczko podobało nam się bardzo.
Małe "pueblo blanco" z prawdziwym labiryntem wąskich uliczek, w którym błądziliśmy samotnie, spowijała jakaś przedziwna atmosfera, może to przez tę pustkę właśnie, przez wiatr, który się nagle zerwał, przez te ciemne chmury kontrastujące z białymi murami, nie wiem.  


























W Las Delicias i smacznie, i ładnie.














Miasto jest atrakcyjnie położone, na wzgórzu, z którego na szczęście nie musieliśmy o świcie, właściwie w kompletnych ciemnościach jeszcze jak się okazało, zbiegać tajemną ścieżką na autobus do Malagi. Taksówkarz śmiał się z podpowiedzi dziewczyn z informacji turystycznej jak łatwo trafić na przystanek "na dole", w La Barca de Vejer; z dostaniem biletu na autobus też banalnie prosto nie było, bo z jakiegoś powodu nie mogliśmy go zakupić u kierowcy, musieliśmy zarezerwować sobie przejazd we wskazanym sklepie, a sklep był zamknięty jeszcze długo po 17:00, o której to niby miał być ponownie otwarty. No ale wszystko się udało. Lekko na "prowincji"nie jest, może dlatego tak ją lubię.
Nocowaliśmy w Apartamentos Casamonteymar Bas- Ser przy samej starówce; taka lokalizacja sprzyjała szwendaniu się do późna w nocy. 


booking.com

booking.com

booking.com

booking.com

booking.com


Turystyczne szaleństwo zimą miasteczka nie ogarnia, pusto było i na pięknym zabytkowym placu z fontanną, i w restauracji, i w barze; "lokalsi" zdaje się mają swoje tajne miejsca spotkań, o czym pomyślałam sobie budzona kilkakrotnie wesołymi odgłosami. 
Co jak co ale bawić się i świętować vejeriegos lubią, skoro praktycznie przez cały rok, miesiąc po miesiącu odbywają się w mieście przeróżne imprezy, od Carnaval i "Semana Santa", przez "toro embolao" czyli bieg byków, noce flamenco, dni patrona po "Semana Medieval de las tres culturas" i "Noche de las velas", kiedy to w ciepłą czerwcową noc zabytkowe centrum Vejer de la Frontera rozświetlają tysiące świec. Wygląda to zjawiskowo a i historii niesamowitych przy okazji spaceru po mieście z przewodnikiem posłuchać można podobno, historii w żadnych książkach nie spisanych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Tradycja "nocy świec" długa tu nie jest, bo w tym roku świętowano po raz czwarty, ale może to i dobrze, bo tam, gdzie podobna niezwykła impreza urządzana jest od lat ponad 20, w Pedrazo, przybywają do rozsławionego miasteczka tłumy nie do zniesienia, jak piszą jego mieszkańcy.



diariodecadiz.es

vejerdelafrontera.org

cadizdiferente.com

sleepincadiz.com

Jak się to wszystko ma do życia kulturalnego takiego Kodnia na ten przykład i tak zwanego "obchodu pól"? Hmmm...
Nie żebym coś komuś wytykała, absolutnie nie, w końcu to w Kodniu na świat przyszłam.
A Hiszpania, z Andaluzją na czele, jest bodajże najpopularniejszym kierunkiem obieranym przez turystów z całego świata i jakieś tego powody istnieją przecież.
Tymczasem tej lutowej nocy Plaza de Espana oświetlały nie - zwykłe latarnie, goście przy restauracyjnych stolikach nie zasiadali, koty kuszone zapachami przemykały po cichutku z jednego ciemnego zakamarka w drugi; zdecydowanie wolę wakacyjną atmosferę i ciepło letnich nocy, dlatego nie zdarzało nam się dotąd, zdarzyło po raz pierwszy, zaplanować jakikolwiek wyjazd na początku roku, zaskakująco mimo wszystko udany trzeba zaznaczyć.




Idealne to miejsce na jednodniowy odpoczynek od zatłoczonej, nawet w lutym, Malagi na przykład. Plaża też się znajdzie, niewiele ponad 15 kilometrów dzieli Vejer de la Frontera od El Palmar
Ma to niewielkie miasteczko wszystko, czego mógłby ciekawy świata turysta poszukiwać, ma wciąż tę autentyczność, którą łatwo zatracić, jak obserwowaliśmy przy okazji kolejnych wizyt w pewnych z roku na rok coraz bardziej "zadeptywanych" miejscach. 
Wciąż wolę Katalonię, ale jak tu nie lubić Andaluzji?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz