Etykiety

wtorek, 21 sierpnia 2018

"Fuchsia Walk" w Courtmacsherry


Nie ustając w poszukiwaniach ukrytych perełek Irlandii dotarliśmy do wcale nie odległej wioski, o której tu i tam wyczytałam, że perełką jest, że "hidden gem" Kinsale takie nazwać jest nieporozumieniem ale dla Courtmacsherry, o którym dotąd nie słyszałam, będzie to określenie jak najbardziej trafne. Nie żeby Kinsale na uwagę nie zasługiwało, ale jest to przecież jedno z najładniejszych na wyspie miasteczek, które przyciąga tłumy, o czym w ostatni weekend znów się przekonaliśmy, a my mówimy o "ukrytych", poza szlakiem "skarbach".
Strasznie powątpiewałam do Courtmacsherry jadąc, bardzo nieufnie traktowałam słowa zachwytu nad wioską na półwyspie Seven Heads położoną, bo jakoś ta część na mapie w przewodnikach pomijana jest bardzo. Godzina podróży w jedną stronę, hmm, nie będzie to wielka strata czasu, pomyślałam, a przekonam się sama, czy warto tam zajrzeć.
Powiem tak, na drugi koniec Irlandii dla Courtmacsherry bym pewnie nie pojechała, ale  miejsce podobało mi się bardzo!Nie poleciłabym Glandore, Union Hall czy Roscarberry, za to ta pięknie położona wioska z plażą przeolbrzymią, na której wyścigi koni każdego roku się odbywają, z "Fuchsia Walk" wzdłuż wybrzeża, z kolorowymi domkami i przemiłymi ludźmi nie powinna nikogo rozczarować, nikogo świadomego co tu znajdzie zaznaczmy.

"Fuchsia Walk", to mnie głównie interesowało, bo ścieżki nad brzegiem morza, z widokiem na klify, nie wiedzieć czemu strasznie sobie upodobałam.
Parking na samym końcu wioski był pełny, dlatego musieliśmy zostawić samochód gdziekolwiek, jak wielu innych przyjezdnych, i  z tego miejsca zaczęliśmy "zwiedzanie", dlatego też przegapiliśmy znaki prowadzące na "coastal walk" i musieliśmy dopytać dokąd dokładnie mamy się kierować. 
Ścieżka zaczyna się tuż przy parkingu właśnie, prowadzi wzdłuż brzegu przez las, łąki, znów niewielki lasek, znów łąki ... zdaje się nie kończyć. Znalazłam mapkę półwyspu i uznaliśmy że trzeba zawrócić, bo ani czasu, ani energii na ponad 40 -kilometrową wyprawę nie mamy, a tyle mniej więcej liczy czerwony szlak "pętla"; mogliśmy pójść kawałek dalej i drogą wrócić do wioski ale same zaczepione przez nas panie podpowiedziały że to mniej atrakcyjna trasa, więc wróciliśmy znów przez las, spotykając przy tym naprawdę dużo obcojęzycznych także, uśmiechniętych, pozdrawiających się nawzajem spacerowiczów. 
Szlak turystyczny otwarto w 1998 roku, podoba mi się, że oferuje mnóstwo opcji, mnóstwo alternatywnych ścieżek, a galeria zdjęć dostępna na stronie Seven Heads Peninsula chyba zachęca do wędrówki. Nie jest to co prawda poszarpane Mizen Head, ale takie łagodniejsze oblicze Irlandii też się może podobać przecież. 


sevenheadspeninsula.ie
Wygląda na to, że Courtmacsherry rzeczywiście odwiedzane jest przez turystów, Irlandczycy też chętnie spędzają tu urlop, no ja mam za blisko. Jeden duży hotel z bardzo dobrymi opiniami to nie wszystko co ma wioska do zaoferowania, sporo tu B&B czy domów wakacyjnych, a znajomi dodają, że niezła restauracja jest też. No i ładnie, przede wszystkim ładnie jest, nawet przy odpływie, na co M. ponarzekał. Blisko leży Timoleague, blisko na tyle, że można się na kolejny spacer wybrać widokową ścieżką nad rzeką Arigideen. A Timoleague z ruinami opactwa to kolejna atrakcja tych okolic. Byliśmy tam wieki temu, trzeba by wizytę powtórzyć przy następnej okazji.








Courtmacsherry Strand Races organizowane były w lipcu tego roku, my widzieliśmy dwie tylko szalejące na plaży "bestie".





Old Head w oddali










Początek "Fuchsia Walk"





Timoleague


Ścieżka z Courtmacsherry do Timoleague
Jest to zdecydowanie jedno z tych miejsc, do których można wracać, bo jest po co, bo wszystkiego, co Courtmacsherry oferuje w jeden dzień doświadczyć się nie da. 
Tak, to zdecydowanie "hidden GEM" West Cork jak dla mnie!Mówiłam przecież, że mało wymagająca jestem!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz