Etykiety

poniedziałek, 7 października 2013

Aveiro portugalską Wenecją?????



- A do Aveiro ,panie Januszu,warto?
- O! Warto!
- Był pan?
- No jeszcze nie...
Pan Janusz od lat mieszka w Porto i pracuje w jednym z tamtejszych hosteli, w tym, do którego my trafiliśmy na parę dni. A pracować to znaczy nie mieć za dużo czasu na wycieczki, a jak już się wolne trafi, to pogody może dobrej nie być, bo w północnej Portugalii lubi sobie popadać.
Nie do końca przekonani, jak kolejny dzień zaplanować, zasięgnęliśmy języka w informacji turystycznej.
- A pani co by nam poleciła?
- Jak tylko mogę,to do Aveiro jadę!Uwielbiam!
Co innego mielibyśmy usłyszeć,by dać się przekonać? Chociaż zastanawiałam się później, czy nie dostawała oważ pani dodatkowej premii za swego rodzaju promocję tego miasteczka,czy może rzeczywiście szczególnym sentymentem je darzyła.
Dziś do Aveiro przyciąga hasło "Wenecja Portugalii", dopiero gdy się człowiek zdecyduje tam zajrzeć,postudiuje atlasy, to może go zachęcić jego położenie na przykład, bo nad samym Atlantykiem leży a więc i plaże mieć musi, i rybkę dobrą zjeść dadzą.
Dawno dawno temu, w X wieku ( pierwsze wzmianki o mieście pochodzą z 959 r.,chociaż wiadomo,że powstało dużo wcześniej)  i przez kilka kolejnych, nie trzeba było haseł wymyślnych używać, by do miasta przyciągnąć, bo i bez tego radziło sobie doskonale. Bogate portowe Aveiro znane było w ówczesnym świecie z produkcji soli, połowów dorsza i handlu algami, "molico", przetwarzanymi na nawóz. Najlepszy okres przypada na wiek XVI ale w tym samym czasie wydarza się coś,co sytuację Aveiro zmienia diametralnie. Co to musiała być za nawałnica w 1575 roku! Kataklizm zamknął ujście rzeki Vouga odcinając miastu dostęp do oceanu; w miejscu portu powstało duże rozlewisko. Kryzys pogłębiła epidemia malarii wywołana przez rozwijające się na bagnach zarazki. Populacja miasta znacznie się zmniejszyła na przestrzeni kolejnych stuleci.
Dopiero w 1808 r. podjęto prace nad osuszeniem mokradeł, kopiąc kanał Barra; miasto odzyskało dostęp do oceanu i port, co nie było bez znaczenia dla poprawiającej się sytuacji ekonomicznej.
Dziś Aveiro sprawia wrażenie sennego, żyjącego własnym życiem miasteczka, nie ma tu zbyt wielu zabytków, te, które są, nie olśniewają może, ale tak sobie myślę, że nie można mu odmówić klimatu. Tworzą go kolorowe domy, ozdobione charakterystycznymi płytkami "azulejos" no i równie kolorowe łodzie,  kołyszące się na wodach kilku kanałów przecinających miasto. Oto i główna tutejsza atrakcja - popływać "moliceiros" ( czyli łódką,dziś z silnikiem diesla) po tychże kanałach.
Nie daliśmy się długo prosić. Przejażdżka trwała około 45 minut, koszt to ,wówczas,10 euro. O tym, którym kanałem właśnie płyniemy i co możemy zobaczyć opowiadała płowowłosa przewodniczka.
Kanał Centralny (Canal Central) podzielił miasto na pół,w południowej części mieszkała  burżuazja, w północnej rybacy;obejrzeliśmy centrum historyczne i saliny ; kanałem "das Piramides" przemknęliśmy obok Parku Rossio; "Canal S.Roque" (biegnący wzdłuż autostrady!?)  to dzielnice rybackie z tradycyjnymi domami ozdobionymi "azulejos" i zabytkowy budynek,w którym przechowywano sól. Czwarty kanał "do Cojo" sięga "Camara Municipal" z główną siedzibą miasta , w tej okolicy znajduje się też stara fabryka ceramiki, dziś centrum kultury.
No jest tu klimat, ale chyba nie nasz jednak! Spacer po kolorowych zakątkach słonecznego wreszcie centrum nie ożywił naszych doznań. Może ożywiłoby je podejrzenie tutejszych imprez publicznych z długą tradycją?
Festa de Ria (Święto Ujścia Rzeki) przypada na dwa ostatnie tygodnie sierpnia, można wtedy wygrać wyścig "moliceiros" albo zająć pierwsze miejsce w konkursie na najładniej ozdobioną barkę. A gdybym męża na ten przykład szukała, pojechałabym do Aveiro w drugim tygodniu stycznia, na Festa de Sao Goncalinho ( patron rybaków i samotnych kobiet) ,by rzucić sobie, jak tradycja nakazuje, bochenkiem chleba z dachu kaplicy (chleb próbują złapać zebrani pod kaplicą ludzie a używają do tego koszy na długich tyczkach albo odwróconych parasoli, a złapać chlebek znaczy zapewnić sobie pomyślność na cały rok). Rybacy przyrzekają, że wrócą cało z połowów,a kobiety, że męża znajdą. Tylko że ja nie szukam.
Podejrzewam,że można w okolicy Porto ciekawsze miejsca odkryć... Do tej pory mam bardzo mieszane uczucia, gdy o Aveiro myślę.
Kanały to chyba jednak za mało, by z Wenecją się równać?











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz