Etykiety

poniedziałek, 28 października 2013

Vila Nova de Gaia



Stąd widok na Porto rozpościera się magiczny, tutaj wino, z którego Porto słynie,powstaje i leżakuje w beczułkach. Vila Nova de Gaia czy po prostu Gaia, znajdująca się po drugiej stronie Douro, to nie kolejna dzielnica stolicy północnej Portugalii, to odrębna administracyjnie miejscowość, co nie przeszkadza jednak utrzymywaniu się od wieków silnych więzi pomiędzy nimi.
Jako konkurencyjny port zaczęła Gaia istnieć w XIII wieku, jej początki sięgają jednak wielu stuleci wstecz. Wiadomo,że za panowania Rzymian nosiła nazwę Cale i w tych czasach większość mieszkańców osady ulokowanej po obu stronach Douro zamieszkiwała jej południowy brzeg, czyli dzisiejszą Gaię właśnie, z biegiem czasu jednak pozycja Ribeiry stawała się znacznie mocniejsza i tę część Cale upatrzyli sobie i możni, i kupcy na swoją siedzibę.
Gaia opustoszała w czasie najazdów Maurów ok X wieku ale po ich wygnaniu osadnicy z północnej strony rzeki przybyli do Vila Nova de Gaia ( nowa nazwa została Gai nadana) kuszeni atrakcyjnymi umowami z tutejszymi władcami. W 1225 roku osada zyskała status miasta, król Alfons III założył tu port, chcąc w ten sposób pozbawić ówczesnego biskupa Porto pełnej kontroli nad handlem winem, które to okazało się być świetnym towarem eksportowym. Nazwę "porto" zyskało znacznie później, bo w drugiej połowie XVII wieku.
W XIV wieku Portugalia zawarła z Anglią sojusz,który gwarantował obu stronom swobodę w rezydowaniu i w obrocie lokalnymi dobrami. Zdaje się, że Anglicy bardziej na tym zyskali; zwęszyli w znanym już szerzej porto niezły interes i masowo przybywali do Portugalii, by początkowo w Viana do Castelo, nad rzeką Limą, założyć centrum biznesowe. Z czasem przenieśli się do silnie rozwijającego się Porto, a właściwie do Vila Nova de Gaia, gdzie zakładali istniejące do dzisiaj wytwórnie wina . Zwiększenie cła na wino francuskie wzmocniło handel portugalskim porto.
W kilkudziesięcioletnim okresie świetnego rozwoju tego winnego biznesu nie mogło jednak zabraknąć i takich sytuacji, gdzie możliwość łatwego wzbogacenia się zwęszyli fałszerze trunku zakłamując jakość marnego w rzeczywistości wina, którego przecież nie brakowało( dodawali do niego cukier i sok z czarnego bzu na przykład). Sprawę wziął w swoje ręce Markiz de Pombal, premier Portugalii. Wyznaczył ścisłe granice regionu produkującego wino, by podnieść jego jakość; granice te w zasadzie obowiązują do dziś, są to tereny doliny Douro i kilku jej dopływów. Wykarczowano krzewy czarnego bzu nawet!Państwo objęło kontrolą sprzedaż porto do Anglii i Brazylii oraz brandy w północnej Portugalii. Mniejsi przedsiębiorcy byli oburzeni, na niewiele jednak się to zdało.
Co do brandy, zanim winny spirytus zyskał na stałe swój udział w procesie produkcji porto, to brandy właśnie dodawano do beczek z transportowanym długą morską drogą trunkiem, po to tylko, by się ów trunek nie zepsuł; no a przy okazji moc wina wzrastała, co nie było dla angielskich konsumentów bez znaczenia. Dodatkową inspiracją dla kupców zaangażowanych w "portowy" biznes mogło być klasztorne wino z Lamego, którego sekretem była domieszka spirytusu.
Poza angielskimi kupcami przybywali do Portugalii i inni, ale to Anglicy, razem ze szkockimi ludźmi interesu, stoją za prawdziwym międzynarodowym sukcesem porto.
Nabrzeże Vila Nova de Gaia roi się od turystów, którzy zastanawiają się, do której z tak licznych tu winnych piwnic zajrzeć, historię której z nich bliżej poznać, którego porto podegustować.
Hmm, którą markę wybrać?! Angielską Taylora, Crofta, Offleya, Sandemana? A może norweską Wiese & Krohn albo niemiecką Kopke? Weszliśmy do  "Calem", portugalskiej firmy istniejącej od 1859 roku. Że nie przepadam za słodkim, mocnym winem? To prawda, ale tam, na miejscu, smakowało wybornie! Chcieliśmy wrócić do piwniczki, kuszeni propozycją spędzenia wieczoru przy kieliszku i fado na żywo, ale coś pokrzyżowało nam plany!
Często zaglądaliśmy do Vila Nova de Gaia, wystarczyło przespacerować się po moście Ponte Luis I. Z przyjemnością ogromną odpoczywaliśmy w uroczym , niewielkim Jardim do Morro tuż nad rzeką ,podziwialiśmy widoki z tarasu widokowego przy Mosteiro de Serra do Pilar, zajadaliśmy nie gorsze niż po drugiej stronie Douro francesinhas popijając czymś równie smakowym...


















Oj, coś czuję,że my tu  jeszcze wrócimy...



mmmm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz